październik 1981
Stałem na wzgórzu, patrząc na zgliszcza miasteczka znajdującego się w dole,
w którym kilka godzin temu rozegrała się jedna z najgorszych bitew ostatnich
czasów. Czarny Pan chciał zabić Milicentę Bagnold, Minister Magii, by
ostatecznie przejąć władzę nad ministerstwem. Z tego powodu zmobilizował niemal
całe swoje siły, by zagwarantować sobie sukces. Ale ostatecznie coś poszło nie
po jego myśli. Ktoś doniósł o tym nadzwyczaj tajnym planie Dumbledore’owi.
Zakon postawiono w najwyższy stan gotowości i stawiono opór.
Nie można było
powiedzieć, że któraś strona odniosła zwycięstwo. Bagnold nie było na miejscu,
ale straty zanotowano zarówno po stronie śmierciożerców jak i połączonych sił
Zakonu i ministerstwa.
Nie wiedziałem,
dlaczego tu wróciłem, dlaczego patrzyłem na rozwiewany przez wiatr dym z
ugaszonych już pożarów, na zawalone budynki, w których nikt już nie zamieszka.
Z tej odległości nie widziałem trupów leżących na ulicach, ale wiedziałem, że
tam były. Kobiety, mężczyźni i dzieci; zarówno czarodzieje jak i mugole. A
wśród nich Claire Teney, której jeden z infriusów przebił brzuch na wylot.
Sam nie wziąłem
udziału w walce. Co prawda takie dostałem zadanie, ale przy najdogodniejszej
okazji zamieniłem się w szczura i uciekłem na obrzeża miasta, by tam, z bezpiecznej
odległości, obserwować to, co się działo.
Jednak
najgorsze ze wszystkiego okazało się to uczucie niepewności. Który ze
śmierciożerców działał przeciwko Czarnemu Panu i donosił o wszystkich jego
poczynaniach Dumbledore’owi? To pytanie nie dawało mi spokoju. Bo jeżeli
istniał jakiś podwójny agent, to mógł mnie zdemaskować, powiedzieć o wszystkim
przyjaciołom, a wtedy byłbym skończony. Co prawda miałem trzymać się z dala od
reszty śmierciożerców, ale jedno słowo za dużo, jeden nieodpowiedni gest i
wszystko runie.
Najbardziej
spokoju nie dawała mi jednak myśl, że to ja powinienem o wszystkim poinformować
Zakon i zapoczątkować plan ochrony Minister Magii. Mógłbym wymyślić jakieś
kłamstwo, w którym wyjaśniłbym Dumbledore’owi skąd to wszystko wiem. Lecz za
bardzo bałem się reakcji Czarnego Pana, gdyby dowiedział się o moich
działaniach. Dlatego po raz kolejny milczałem.
Ostatni raz spojrzałem
na zgliszcza, mając nadzieję, że to wszystko niedługo się skończy, nieważne, w
jaki sposób, byleby się skończyło. Najgorsze, że miałem klucz do
zapoczątkowania końca, znałem obawy Dumbledore’a dotyczące przepowiedni, ale na
razie milczałem. Mimo to coraz częściej ta myśl nie dawała mi spokoju i
domagała się, bym coś zrobił i wiedziałem, że długo nie pozostanę obojętny.
Teleportowałem
się stamtąd z głośnym trzaskiem.
~ * ~
Lily i Rogacz
często zapraszali mnie do siebie, ale wtedy wiedziałem już, że tamta wizyta
będzie zupełnie inna, jednak nie sądziłem, że to ona zapoczątkuje największy
przełom w świecie brytyjskich czarodziejów. Sam fakt, że miałem zachować
wszystko w sekrecie i nie mówić nikomu dokąd się udaję (jakby kogokolwiek to
szczególnie interesowało) zapalił ostrzegawczą lampkę w mojej głowie.
Siedziałem z
gospodarzami i Łapą w salonie, popijając popołudniową herbatę, a mały Harry
latał wkoło na swojej dziecięcej miotełce i śmiał się wesoło. Zazdrościłem mu,
że nie pojmował tego, co działo się wokół. Zdziwiłem się natomiast, że nie
pojawił się Lunatyk. Czyżby Dumbledore wysłał go na jakąś pilną misję?
– To, o czym
będziemy tu mówić nie może wyjść poza ściany tego domu – zwrócił się do mnie
Rogacz z niezwykłą dla niego powagą.
Kiwnąłem głową
na znak, że zrozumiałem, zastanawiając, co też ważnego miał mi do przekazania.
Najgorsze, że ciekawość okazała się silniejsza niż zdrowy rozsądek. Nie
powinienem w ogóle się na to zgadzać, wikłać w poważne tematy, bo w każdej
chwili o wszystkim mógł dowiedzieć się Czarny Pan. Ale pozostałem, naiwnie
wierząc, że nic złego stać się nie może.
– Dumbledore
twierdzi, że w naszym bliskim otoczeniu znajduje się szpieg, który o wszystkim
donosi Voldemortowi – kontynuował Rogacz.
Wzdrygnąłem się
i poczułem, że strużka potu zaczyna spływać mi po skroni, serce gwałtownie
przyspieszyło swój rytm. Czyżby się zorientowali i dlatego chcieli, bym
przyszedł i otrzymał z ich rąk stosowną karę?
– Polecił nam
rzucenie zaklęcia Fideliusa – dodała Lily, z troską spoglądając na
baraszkującego po pokoju syna. – By nigdy nie mógł nas znaleźć.
– To dobrze –
powiedziałem, cisząc się, że ton mojego głosu był normalny.
– Ale to
zaklęcie nie jest takie proste, jakby się wydawało. Potrzebna jest jeszcze
jedna osoba, która stanie się Strażnikiem Tajemnicy. Tylko ona będzie znać
nasze miejsce pobytu – wyjaśnił Rogacz, a ja zastanawiałem się, do czego to
wszystko dąży. Czyżby to była moja ostatnia wizyta w domu Potterów i
postanowili mi wyjaśnić, dlaczego jutro czy pojutrze ich dom zniknie dla moich
oczu?
Mimowolnie
spojrzałem na Łapę, by w wyrazie jego twarzy znaleźć potwierdzenie swoich
domysłów, ale już po chwili żałowałem, że to zrobiłem. Gdy rozmowa zeszła na
poważne tematy, stał się jakiś nieobecny i jakby przytłoczony tym wszystkim.
Nie wiedziałem, co tak wpłynęło na jego zachowanie i wolałem nie pytać. Im
mniej wiem, tym lepiej, a jeszcze lepiej, że niedługo Potterowie i
Longbottomowie znajdą się poza moim zasięgiem i będę mógł spać spokojnie.
Wszystko powoli zaczynało się układać.
– Dumbledore
chciał zostać naszym strażnikiem, ale mu odmówiłem. Na dodatek zabronił mi
wychodzić z domu z powodu tego całego cyrku i zabrał mi pelerynę…
– James! –
krzyknęła niezadowolona Lily, wzbudzając tym zainteresowanie Harry’ego. – Dumbledore
chce dla nas jak najlepiej.
– I z tego
powodu oskarża Lunatyka o szpiegostwo – odezwał się po raz pierwszy Łapa lekko
załamanym głosem.
Reszta zamilkła
zasmucona, a do mnie dopiero po chwili dotarło znaczenie tych słów.
– Dumbledore
uważa, że Lunatyk szpieguje dla śmierciożerców? – próbowałem się upewnić.
– Tak –
odpowiedziała mi Lily.
Była to dla
mnie szokująca wiadomość. Nigdy nie sądziłem, że to Lunatyk zajmie moje
miejsce, że w oczach Dumbledore’a to właśnie ten spokojny, grzeczny człowiek
będzie uchodzić za niebezpiecznego śmierciożercę. Po raz pierwszy dotarło do
mnie, że wielki czarodziej tych czasów nie był ideałem, mylił się, a ta pomyłka
mogła kosztować go wszystko. I to dosłownie. Jakaś część mnie uśmiechnęła się w
duchu, zastanawiając się, jak zagrać mu na nosie.
– Dlatego Remus
nie może się o niczym dowiedzieć – sprowadziła mnie na ziemię Lily.
– I tak nigdy w
to nie uwierzę! – krzyknął niespodziewanie Łapa, wstając z fotela i robiąc
kilka kroków w stronę okna. – I jedynym kryterium wskazującym na niego jest
jego wilkołactwo. To absurd. Absurd! – Głos mu się załamał.
– Syriuszu, sami
uznaliśmy, że to jedyna możliwość, zresztą Dmubledore nigdy się nie myli… –
zaczęła niepewnie Lily.
– W dupie mam
Dumbledore’a!
Zamilkł,
odwracając głowę w stronę okna, by nikt nie zobaczył wyrazu jego twarzy. Przez
chwilę wydawało mi się, że próbował ukryć łzy, jednak szybko oprzytomniałem.
Kto jak kto, ale Łapa nigdy nie płakałby z takiego powodu, to silny człowiek,
który wszystko zniesie. Lily i Rogacz pozostali na miejscach, nic nie robiąc,
więc i ja poszedłem w ich ślady.
– Tylko po to
mnie zaprosiliście? – zapytałem po dłuższej chwili milczenia, chociaż obiecałem
sobie, że nie będę się pogrążał.
– Nie –
oprzytomniał Łapa, odwracając się w naszą stronę. Zauważyłem, że wcześniej
próbował ukradkiem wytrzeć twarz, jakby jednak płakał.
– Odmówiłem
Dumbledore’owi i powiedziałem, że to Syriusz zostanie naszym Strażnikiem Tajemnicy,
bo jest dla mnie jak brat. To oficjalna wiadomość, o której dowiedzą się
wszyscy członkowie Zakonu – wyjaśnił Rogacz, a mnie powoli zaczynał nie podobać
się dalszy tok rozmowy.
– Jednak
wpadłem na lepszy pomysł, który całkiem zmyli szpiegów, a o którym wiedzieć
będziemy tylko my – kontynuował Łapa. – Ty zostaniesz Strażnikiem Tajemnicy –
dodał z dumą, a na jego twarzy pojawił się cień tego dawnego uśmiechu.
– J-ja? –
powtórzyłem niepewnie, mając nadzieję, że to jakiś sen, z którego za chwilę się
obudzę i okaże się, że znajduję się w Hogwarcie i chodzę dopiero do czwartej
klasy.
– Nie rób
takiej miny, Glizdek, jesteś idealnym kandydatem.
– Szczerze w to
wątpię – wtrąciłem, gdy Łapa brał oddech, by kontynuować wypowiedź.
– Nie
rozumiesz? Wszyscy będą sądzić, że to ja, nie ty. Ja stanę się celem ataku.
Nikt nie będzie podejrzewać cichego, niepozornego i tchórzliwego człowieka,
jakim jesteś – zakończył z dumą, przekręcając sztylet, który wbił w moje serce
w połowie ostatniego roku w Hogwarcie.
– Dokładnie –
zgodził się z nim Rogacz i nawet Lily nie zaprotestowała, patrząc na mnie
błagalnie.
Tchórz, tchórz, tchórz.
To jedno słowo
odbijało się echem w mojej głowie, nie dając mi spokoju. Najwyraźniej tylko tym
dla nich byłem, takie mieli o mnie zdanie. Zabolało i to bardzo, niemal łzy
stanęły mi w oczach, ale starałem się je powstrzymać, by przy nich nie okazać
słabości. Coś wewnątrz mnie chciało, bym natychmiast wziął odwet za te słowa,
ale zdążyłem się opanować. To nie był odpowiedni czas. Jednak przysięgałem
sobie, że niedługo on nastąpi.
– Dobrze,
zostanę waszym Strażnikiem Tajemnicy – powiedziałem, spoglądając na ich syna, jednego
z dwóch chłopców, o których mogła mówić przepowiednia.
– Dziękuję –
szepnęła Lily przez łzy.
Tym samym
podpisałem na nich wyrok śmierci, chociaż nie o to mi chodziło. Nie chciałem
widzieć martwych moich przyjaciół. Mieli cierpieć, zapłacić za te wszystkie
słowa, ale nie najwyższą cenę.
~ * ~
Po jednym ze
spotkań Zakonu Feniksa dogoniła mnie Alicja, chociaż tak bardzo starłem się
unikać wszelkich rozmów z nią. Sam widok jej uśmiechniętej twarzy ranił mnie
dotkliwie i stawał się nie do wytrzymania. Była szczęśliwą żoną i matką, a ja z
własnej woli odmówiłem dzielenia z nią życia.
– Wszystko w
porządku, Peter? Ostatnio jesteś taki nieobecny – zagadnęła uprzejmie, uważnie
mi się przyglądając.
– Tak –
skłamałem gładko. – Cała ta sytuacja z przepowiednią, z niebezpieczeństwem,
które grozi Harry’emu i twojemu synowi, po prostu zaczyna mnie to powoli
przytłaczać. Żałuję, że ta przepowiednia w ogóle została wypowiedziana.
– A ja żałuję,
że jakiś śmierciożerca ją usłyszał. Gdyby Aberforth lepiej pilnował swoich gości, nie doszłoby do tego –
stwierdziła. Kiwnąłem głową na znak, że się z nią zgadzam, ale w duchu i tak
myślałem swoje.
– Wy też pewnie
skorzystacie z zaklęcia Fideliusa jak Lily i Rogacz – zagadnąłem, by temat
rozmowy znów nie zszedł na mnie.
– Nie.
– Nie? –
powtórzyłem z niemałym zdziwieniem. – Ale tu może chodzić o twoje dziecko.
Dlaczego?
– Dumbledore
jest pewien, że Voldemortowi zależy na Harrym, że to jego naznaczył jako równego sobie. Wydaje mi się, że ma wśród
śmierciożerców swojego szpiega, ale nie powtarzaj tego nikomu, bo to tylko
przypuszczenia – dodała, ściszając głos, mimo że nikogo nie było w pobliżu.
– Ale
Sam-Wiesz-Kto nie wie, o kogo chodzi Obie jesteście w niebezpieczeństwie –
powiedziałem, za późno orientując się, że nie powinienem o tym wiedzieć.
Na twarzy
Alicji pojawił się wyraz zaskoczenia. Zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś
zastanawiała, ale nic nie powiedziała, co spowodowało tylko szybsze bicie
mojego serca. Czy zdoła domyślić się prawdy?
– Alicjo,
pospiesz się, musimy jeszcze zanieść raport do ministerstwa. – Usłyszałem głos
Franka Longbottoma i niemal podskoczyłem w miejscu.
– Tak, już idę.
Do zobaczenia, Peter. Uważaj na siebie – powiedziała na odchodnym, jej mąż nie
odezwał się, jedynie spojrzał na mnie chłodno i wyniośle. Miałem ochotę rzucić
na niego jakąś klątwę, by zmazać mu z twarzy ten pyszałkowaty wyraz.
– Cześć – pożegnałem
się z nią po raz ostatni, chociaż jeszcze o tym nie wiedziałem.
Obserwowałem,
jak oboje udają się do wyjścia z kwatery głównej. Nie mogłem zrozumieć,
dlaczego Dumbledore tak zawzięcie chronił tylko syna Lily i Rogacza, a rodzinę
Alicji pozostawił samą sobie. Co z tego, że oboje byli aurorami, Czarnego Pana
należało brać na poważnie. I kto miałby mu donieść o takich bzdurach, gdy nie padła
jeszcze oficjalna decyzja? Ba! On chciał zniszczyć obu chłopców, by pozbyć się
potencjalnego zagrożenia.
W tamtym
momencie podjąłem decyzję. Musiałem chronić syna Alicji. Skoro Dumbledore
chciał, by to młody Potter stał się wybawcą, to spełnię jego życzenie. A Czarny
Pan otrzyma klucz do jego domu. I Rogacz zobaczy, co to znaczy cierpienie.
Wtedy nawet
przez myśl mi nie przeszło, co stałoby się ze mną, gdyby moje plany się
powiodły. Pewnie moje życie niewiele różniłoby się od tego, które wiodę teraz.
Może z tym wyjątkiem, że wojna trwałaby nadal.
~ * ~
Tak jak przypuszczałam, rozdział ukazał się po miesiącu. Jest to
przedostatnia część historii Petera, myślę, że ostatnia pojawi się za jakieś
dwa tygodnie.
Ostatnio weny i chęci dodało mi przeczytanie jednego z moich pierwszych
opowiadań. Co prawda podchodzi ono pod opko, ale świetnie się bawiłam czytając
te absurdy i głupoty i pisanie w potterowskim klimacie lepiej wychodziło ;)
Świetne!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba.
Nie powinno być 1981? Heh ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że to już przedostatni odcinek. Będzie mi brakować potterowskich historii w twoim wykonaniu. Zarówno to opowiadanie, jak i Wspomnienia Severusa bardzo mi się podobały.
Rozdział był dość smutny. Najpierw Peter przyglądający się wydarzeniom opisanym na początku rozdziału (kojarzę, że opisywałaś je też we Wspomnieniach, ale tam z perspektywy Snape'a). On faktycznie jest tchórzem, skoro zmienił się w szczura i uciekł, ale potrafię go mimo wszystko zrozumieć. On wciąż tkwi na pograniczu obu stron, nie umie ostatecznie opowiedzieć się po jednej.
Lily i James byli bardzo naiwni, nie chcą korzystać z pomocy Dumbledore'a, a Glizdogona. Zawsze uważałam ich za naiwniaków i nie rozumiałam, jak można pokładać tak wielkie zaufanie w przyjaciołach. Ale teraz się na tym natną. No, ale skąd mogli wiedzieć, że to właśnie niepozorny, tchórzliwy Glizdek donosi Voldkowi? Pewnie nikt nie spodziewał się tego właśnie po nim. W ten sposób, przez złą, naiwną decyzję skazali siebie na marny los, a Peterowi dali możliwość zemszczenia się za to, że traktowali go właśnie jako takie tchórzliwe zero.
Tak samo ta rozmowa z Alicją... Jemu nadal na niej zależy, choć jest mu przykro, że została żoną innego. Gdyby nie głupi błąd z przeszłości, ich historia mogłaby potoczyć się inaczej, może gdyby nie ta kłótnia, byliby teraz razem i chłopak nigdy nie zboczyłby na złą drogę?
Jestem ciekawa, jaki będzie ostatni rozdział ^^.
Jejku, rzeczywiście nie zauważyłam, że sto lat za wcześnie, dzięki ;)
UsuńWłaściwie to zastanawiam się nad kolejnym opowiadaniem potterowskim, właśnie nad zupełnie nową wersją tego, co ostatnio czytałam. Jeżeli uda mi się wszystko rozpisać i napisać kilka rozdziałów, to może ruszę z publikacją w okolicach wakacji.
Peter, Peter... I co ty najlepszego robisz, co? Żeby przyjaciół zdradzać, wysyłać na pewną śmierć przez taką głupotę? Eh, zmądrzałbyś i tyle!
OdpowiedzUsuńNo, ale rozdział jak najbardziej udany. Smutny, ale genialny. Pięknie opisane emocje, uczucia. Lubię to, po prostu. I aż mi się żal robi, że to przedostatni rozdział. Zdecydowanie będzie mi brakować tego opowiadania.
Peter to tchórz i tu James miał całkowitą rację. Chociaż chłopak sam przed sobą nie chciał tego przyznać, to jednak taki jest i tyle. Strasznie szkoda mi Jamesowi oraz Lily, że zrezygnowali z pomocy Dumbledore'a, a postanowili dać szansę przyjacielowi. Byli przy tym tacy naiwni! Sami prosili się o nieszczęście i je dostali. W sumie nawet jeżeli Glizdogon nie donosiłby Czarnemu Panu, to czy nie wydałby ich, gdyby znalazł się w takiej sytuacji podbramkowej? Czy jeżeli by go torturowali nie wyznałby tej tajemnicy? To była wielka głupota.
Zresztą nie mniejszą wykazała się Alicja, licząc na to, że cała uwaga skupi się na Harrym, nie zadbała nawet o najmniejsze zabezpieczenie własnego dziecka i siebie.
Eh, ludzie mimo tak niebezpiecznych czasów byli strasznie beztroscy i do wielu spraw podchodzili z dość lekceważącym stosunkiem.
No nic, czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Nie, Alicja nie była tak głupia, by w tak niebezpiecznych czasach nie zadbać o ochronę swojej rodziny. Oboje z Frankiem są aurorami i wiedzą, co należy robić. Chodziło mi o to, że nie użyła zaklęcia Fideliusa, by zyskać tę największą ochronę.
UsuńŚwięty Boże, jak ten peter głupio myśli... Chyba nie poznał zbyt dobrze Voldemorta. ponadto trochę przyspieszyłaś, miałam wrażenie, że ominęłam jakiś rozdział, ale nie... Chyba tak mialo być? Jakoś nie potrafię czuć żalu wobec Petera, czuję ty,lko złosć
OdpowiedzUsuńTak miało być. Stwierdziłam, że mija się z celem opisywanie tego wszystkiego, co się tam działo, bo Peter i tak nic interesującego nie robił, dlatego bardziej opłacalne było przeskoczenie do istotnych wydarzeń.
UsuńAż w szoku jestem, że Clarie Teney w tak brutalny sposób zostanie zabita. Pewnie Peter nie spodziewał się takiej masakry, mimo iż Teney była nie dobra wobec niego.
OdpowiedzUsuńNo i robi się coraz niebezpieczniej. Szkoda, że podejrzewają Remusa, piętno wilkołactwa odbijać się będzie zawsze w jego życiu.
A Peter... no, nie wiem, co o tym myśleć. Postępuje dokładnie tak, jak niektórzy seryjni mordercy... chęć zemsty, za wszelkie krzywdy, które go spotkały w przeszłości.
I świetny szablon;)
Pozdrawiam serdecznie:*
Szkoda, że zbliżamy się do końca. Cały ten rozdział śledziłam z wielką ciekawością. Naprawdę dobrze oddajesz zagubienie w emocjach, które steruje Peterem. Jestem w stanie wczuć się w jego sytuację i choć chłopak postępuje źle, to jednak rozumiem jego motywy.
OdpowiedzUsuńZaskoczyło mnie oskarżenie Lupina. Biedny Remus! Zawiodłam się na tym polu na Dumbledorze - żeby sądzić po wilkołactwie? Dobrze, że choć Syriusz bezgranicznie wierzył w oddanie przyjaciela.
No i mamy sprawę ze Strażnikiem Tajemnicy. Podoba mi się Twoja wersja co do tego, co przechyliło szalę i sprawiło, że Glizdogon zdecydował się zdradzić przyjaciół. To była Alicja. A jednak. Nie wiem, czy chłopak ostatecznie posunąłby się do tego kroku, gdyby nie chodziło o nią. Miłość to piękne uczucie, ale potrafi prowadzić do tragedii.
Pozdrawiam serdecznie ;)
UsuńW kanonie Dumbledore także posądzał właśnie Remusa o to, że był szpiegiem, dlatego nikt nie powiedział mu o tym, że to ostatecznie Peter został Strażnikiem.
Smutno się to czyta, znając koniec historii. Każde wydarzenie i każda myśl Petera prowadzi do nieuniknionej śmierci. Chciał chronić syna Alicji, a syna Pottera już nie? Wydawało mi się, że po ślubie z Longbottomem ma do niej awersję, ale widocznie nadal coś do niej czuje. Do Pottera w końcu ma żal, ale Lily była dla niego miła i wyrozumiała, najwyraźniej chęć zemsty na Huncwotach mu to przysłoniła. Ciekawa jestem, czy dowie się kto jest podwójnym agentem. Pewnie nie, bo wtedy Czarny Pan też by wiedział, a to nie skończyłoby się dobrze dla Snape'a. Zdziwiło mnie to, że Dumbledore podejrzewa Lunatyka, on raczej nie ocenia ludzi tak powierzchownie, chyba że to Syriusz się mylił i Albus ma inny powód. Poza tym pewnie dużo osób Ci to mówiło, ale bardzo dobrze piszesz. Twoje opisy są lekkie i obrazowe, a dialogi naturalne i ciekawe. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Dziękuję :)
UsuńNie, gdyby poznał tożsamość podwójnego agenta byłby to koniec dla Snape'a. Voldemort nie zaufałby mu podczas drugiej wojny i prawdopodobnie usmiercił na miejscu.
A w w kanonie Dumbledore także posądzał właśnie Remusa o to, że był szpiegiem, dlatego nikt nie powiedział mu o tym, że to ostatecznie Peter został Strażnikiem.
Słowo "tchórz" to chyba klucz do otworzenia tego, co w Peterze jest najgorsze i najgłupsze. Nie potrafi wtedy trzeźwo myśleć i oceniać sytuację. Rozumiem, że chciał utrzeć nosa przyjaciołom za to, że może traktują go lekceważąco, ale ściągać im na głowę Voldemorta? Tym bardziej, że nie powiedzieli mu niczego, co by nie było prawdą. Peter od zawsze był tchórzliwy i na pewno bolało go, że całe życie jest tak postrzegany, ale zamiast to w sobie zmienić, tylko się pogrążał jeszcze bardziej. Jedyne, co go teraz rehabilituje to fakt, że chce chronić syna Alicji. Jedna z niewielu dobrych decyzji, jakie ostatnio podjął, tylko dlaczego kosztem Harry'ego? To naprawdę nieludzkie.
OdpowiedzUsuńOch, Peter, Peter. Próbuję postawić się na jego miejscu, próbuję być zła na Jamesa i Syriusza, że jawnie nazywają go tchórzem. Nie umiem mieć do nich pretensji, bo też i Peter to jest tchórz. Podwójny agent, dwulicowy zdrajca przyjaciół. Że też Potter tak mu ufał... Ech, mógł Syriusz być strażniekiem. Dumbledore. Ktokolwiek. Biedny Remus. Aż się wkurzyłam na Dumbledore`a. Bo niby ba jakiej zasadzie oskarża Lupina, no? ;_; Wiek, że w książce też tak było, ale nadal mnie to oburza. Ładny, smutny rozdział. Czuję, że ostatni będzie mega wzruszający, tak jak to było w przypadku Wspomnień Severusa. Mam nadzieję, że nie kończysz z potterowskimi opowiadaniami? Wychodziły Ci genialnie : ) Pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńEhh ja tu nigdy nie mogę zdążyć na czas! No zawsze z opóźnieniem... ale nie szkodzi - nadrobiłam! Taa wiem, pewni na samym końcu, ale jednak ;)
OdpowiedzUsuńW pewnym momencie opowiadania pada pytanie ile wart jest Peter. Może nawet z jego ust, nie pamiętam. W każdym razie pierwse, co pomyślałam to: gówno. I nie zmieniłabym już zdania, bo rzeczywiście dokładnie tyle (albo i mniej) jest wart. Będę na niego pluć jadem, bo naprawdę nie znoszę go już w niebotycznie wysokim stopniu. Do tej pory miałam go jako zwykłego człowieka z ułomnościami i własnymi demonami (taka ignorowana przez wszyskich wersja Stworka) ale teraz... teraz nie mam dla niego krzytny zrozumienia. Już chyba do Voldemorta mam więcej szacunku, tak szczerze powiedziawszy.
Ok, jego przyjaciele sie nie wykazali. Przez wszystkie lata w Hogwarcie pokazywali mu, że jest kimś gorszym, nie dorastajacym do ich poziomu. Ale czy bez nich miałby szansę ukończyć Hogwart? Bez Remusa? Czy rzeczywiście wiązały sie z tym same złe wspomnienia? Peter nie miał wcale najgorzej, o nie! Teraz znów Syriusz jawnie wypomina mu tchórzostwo. Ale czy nie ma racji? Czy rzeczywiście jest tak brutalny i zły? A Peter niczym nie ryzykuje, doskonale zdaje sobie sprawę, co ryzykują James, Lily i Syriusz. Ta prośba jest jednocześnie ogromnym świadectwem zaufania, którego Peter już nie docenia. Ale on zawsze słyszał tylko tę cześć, która była w stosunku do niego negatywna, nigdy nie zastanawiałs ie nad tym, co jest istotą danej wypowiedzi, czy zachowania.
I jeszcze ta obłuda! Ja naprawdę nie znoszę kłamców - ponad wszystko na świecie. Może też właśnie dlatego tak zła jestem na niego...? Bo zaczał od tego, że będzie się uczył czarnej magii, że sobie poradzi. Nie poradził. Potem postanowił stać się kimś ważnym, tylko dla poklasku. Stał się, o tak. Stwierdził, że będzie podwójnym agentem, że pomoże Zakonowi. Nie pomógł, pogrążyl i przywiódł na granicę upadku. Przysiągł stać sie Strażnikiem Tajemnicy. Zdradził. I najgorsze: wmawia sobie, że robi to dla synka Alicji. A ja powiem, znów bardzo nieładnie, gówno prawda. Do tego uważą, że oni wszyscy muszą ponieść karę, za to jak go traktowali. Tylko czy on rzeczywiście zasłużył sobie na coś innego?
Ja nie widzę dla niego usprawiedliwienia. Gdy patrzę na tego chłopaka z lewej strony - rzeczywiście przypomina mi on Petrea. Ale dla mnie ten uśmeich jest sztuczny, kłamliwy i pusty. Mam ochotę na niego zwymiotować. Wszystko opierał na sobie, dążył do własnego szczęścia, nad własnymi niepowodzeniami rozwodził sie niemiłosiernie, jednocześnie radując sie z błędów innych. Peter Pettingrew to piekielny egoista, który nie docenił dosłownie niczego, co posiadał. Tak naprawdę przywiódł do śmierci wszystkich swoich przyjaciół. I nie, nie mam dla niego ani jednego miłego słowa, żadnego zrozumienia.
Odwaliłaś jednak kawał dobrej roboty, bo jeszcze nikt wcześniej nie stowrzył postaci, której nienawidziłabym (tak, to właściwe słowo) tak silnie. Jedyne, do czego mogłabym go powrónać to Theon z PLiO. Chociaż Petera nie lubię znacznie bardziej.
Ugh, jestem mocno zirytowana.