poniedziałek, 20 maja 2013

Spowiedź zdrajcy XV



listopad 1981
Musiałem uciekać i to jak najszybciej. Zniknąć stąd całkowicie, najlepiej w ogóle wyjechać z kraju, o ile mi się to powiedzie, byleby tylko zmylić pościg, zdołać mu uciec. Ścigała mnie tylko jedna osoba, ale wiedziałem, że nie spocznie, aż nie osiągnie celu, chociażby miał za to drogo zapłacić. Był do tego zdolny, pomściłby ich śmierć, nawet jeżeli sam miałby przy tym stracić życie. Za dobrze go znałem, by w to wątpić.
Nie spodziewałem się tego, nie chciałem, aby to wszystko tak się skończyło. Czarny Pan miał zabić tylko młodego Pottera, swego największego wroga, więc dlaczego Lily i Rogacz także stracili życie? Dlaczego?! To miała być moja zemsta, jednak nie chciałem, by ona zginęła. Przecież była niewinna, więc dlaczego nie oddała życia syna, by zachować własne? Nie potrafiłem tego zrozumieć.
Najgorszy był jednak triumfujący śmiech Czarnego Pana, gdy w końcu powiedziałem mu, jak może znaleźć Potterów. Nie potrafiłem pozbyć się go z mojej głowy i wiedziałem, że będzie towarzyszyć mi już do końca życia.
Gorączkowo zastanawiałem się nad tym, jak teraz mam postąpić. Musiało istnieć jakieś wyjście z tej sytuacji. Śmierciożercy nie wiedzieli o mnie, nie wiedzieli, że to ja dałem naszemu panu klucz do ostatecznej rozgrywki. O ile któremuś z nich tego nie wyjawił, przemknęło mi przez myśl. O ile ten tajemniczy szpieg o niczym się nie dowiedział. Wolałbym pozostać w cieniu, bo wtedy cała wina mogłaby spaść na mnie, a zemsta niektórych z nich byłaby okrutna.
Drugą ważną kwestią pozostawało to, ile wiedział Dumbledore. Uciekłem z mojej kryjówki tej samej nocy, w której Czarny Pan zaatakował Potterów i niedługo po tym on ruszył w pościg za mną. Czy miał czas, aby powiedzieć komuś o wszystkim? Czy może od razu ruszył w pogoń, by sam wymierzyć sprawiedliwość, by dać zadość krzywdom, do których pośrednio sam się przyczynił?
Musiałem zniknąć! Musiałem… A jeżeli nie zdążył…? Wtedy w mojej głowie zagościło idealne rozwiązanie. Skoro i tak dla świata musiałem być martwy, to także jego mogłem za sobą pociągnąć. Przecież byłem śmierciożercą. W związku z tym pokażę mu, na co mnie stać.
~ * ~
Czekałem na niego w miasteczku nieopodal mojego domu rodzinnego. Nie miałem innych pomysłów, a musiałem ściągnąć na niego uwagę w miejscu, w którym będę mógł wcielić swój plan w życie. Najważniejsze, że to ja musiałem zaskoczyć jego, nie na odwrót. Miałem tylko nadzieję, że Zakon o niczym nie wie, że żyje tą fałszywą informacją.
Zdziwiłem się, że nie musiałem na niego czekać tak długo, jak przypuszczałem. Już z oddali widziałem spacerującego po chodnikach dużego czarnego psa. Nie mógłbym pomylić go z nikim innym. Przyszedł do mnie, by dokonać zemsty, jednak nie spodziewał się, że obróci się ona przeciwko niemu.
Zamieniłem się w człowieka i wyszedłem z zaułka, w którym na niego czekałem. Nie przejmowałem się tym, że miałem na sobie szaty czarodziejów, na dodatek w dość tragicznym stanie. Niektórzy mugole zauważyli to, co zrobiłem i przystawali, by przyjrzeć mi się uważniej. Cieszyłem się z tego w duchu, im większą uwagę na nas ściągnę tym lepiej. Dla ministerstwa najlepszymi świadkami są właśnie nic niepojmujący mugole.
Łapa zauważył mnie i także przeistoczył się w człowieka, co wzbudziło jeszcze większe zainteresowanie, jednak starałem nie przejmować się publicznością. To było starcie między nim a mną. Ucieszyłem się, że na moją korzyść działał też jego wygląd. Włosy rozczochrane, z zaplątanymi w nich gałązkami i liśćmi, oczy, pełne obłędu, w których płonął ogień wściekłości i chęci zemsty. Jego szata była postrzępiona i podarta w wielu miejscach, a na dodatek brudna.
Stanęliśmy naprzeciwko sienie na środku ulicy, nie przejmując się tłumem mugoli. Po moich policzkach popłynęły łzy szczęścia. Plan się powiódł. Już niemal wygrałem tę bitwę! Swą własną wojnę!
– Glizdogon… – wycedził Syriusz przez zaciśnięte wargi. Wiedziałem, że jego postawa świadczy o tym, że ledwo panował nad sobą. Nadszedł odpowiedni moment, nie mogłem się zawahać.
– Lily i James… Syriuszu! Jak mogłeś! – wrzasnąłem na całą ulicę, by zwrócić na siebie jak największą uwagę.
Zdziwił się moim zachowaniem, ale już po chwili miałem w ręce różdżkę i jednym, szybkim zaklęciem odciąłem sobie jeden palec. Bolało jak cholera, ale musiałem działać dalej. Rzuciłem ostatnie zaklęcie. Rozwaliło niemal pół ulicy, na której staliśmy, ale to wystarczyło. Mgła osłaniała mnie przed wzrokiem mugoli pozostałych przy życiu. Zmieniłem się w szczura i zbiegłem do kanału, słysząc za sobą szaleńczy śmiech Łapy.
Później dowiedziałem się, że natychmiast pojawili się na miejscu aurorzy. Złapali Blacka, niebezpiecznego przestępcę winnego śmierci Potterów, jak zeznali wiarygodni świadkowie i zesłali do Azkabanu bez procesu. Peter Pettigrew zginął razem z tymi wszystkimi mugolami, a pozostał po nim jedynie palec. Otrzymał pośmiertnie Order Merlina Trzeciej Klasy, który razem z palcem wręczono jego matce. Chyba pierwszy raz w życiu była dumna z syna.
~ * ~
grudzień 1981
Nie odważyłem się uciec z kraju w obawie, że nawet za granicą ktoś mógłby mnie rozpoznać i donieść o wszystkim ministerstwu lub Dumbledore’owi. Postanowiłem ukrywać się w Wielkiej Brytanii, żyjąc przy tym jak najbliżej czarodziejów.
Długie miesiące spędziłem na Pokątnej, żyjąc razem z innymi szczurami i żywiąc się resztkami, które zdołałem znaleźć. Było to najlepsze, co mogłem zrobić. Na razie do głowy nie przyszedł mi żaden inny plan, a nie miałem nikogo, komu mógłbym powierzyć swój sekret. Zresztą, życie nauczyło mnie, że nigdy nie można być pewnym przyjaciół, dlatego mój sekret bezpieczny był jedynie u mnie.
Pewnego dnia zauważyłem pod sklepem z magicznymi zwierzętami kawałek wafelka, który upuściło jakieś dziecko. Jak zmieniło się życie, gdy wojna dobiegała końca! Podreptałem w tamtą stronę, by ze smakiem zjeść przysmak. Tak się w tym zatraciłem, że przestałem obserwować otoczenie. Właśnie wtedy ze sklepu wyszedł jakiś wysoki czarodziej w starej, połatanej szacie. Miał zmartwioną minę, jakby coś nie poszło po jego myśli. Ostatni raz rzucił tęskne spojrzenie na wystawę i miał już odejść, gdy jego wzrok padł na mnie. Schylił się i podniósł mnie, zanim zdążyłem uciec.
– Uciekłeś ze sklepu, mały – zagadnął, przyglądając mi się uważnie. – Wyglądasz na wychudzonego, na dodatek nie masz jednego palca. Pewnie ciężko jest ci na wolności. – Zamyślił się przez chwilę, po czym jego piegowatą twarz rozjaśnił uśmiech. – Zabiorę cię do domu – postanowił i tak też zrobił.
W taki sposób trafiłem pod dach jednej w pełni czarodziejskich rodzin. Nie powodziło im się najlepiej, dlatego nie było ich stać na zwierzątko dla jednego z sześciu synów. Wobec tego ja stałem się tym prezentem. Nie narzekałem z tego powodu, gdyż lepszego miejsca na kryjówkę przed światem nie mogłem sobie wybrać.
Dobrze mnie traktowali i karmili, całymi dniami mogłem się wylegiwać i nie musiałem się martwić walką z innymi szczurami, do których nie docierało, że jestem inny od nich i nie mają ze mną żadnych szans. A co najważniejsze wszystkie wiadomości z czarodziejskiego świata miałem pod ręką. Wiedziałem o wszystkim, co się działo.
~ * ~
NAJWIĘKSZA TRAGEDIA PO ZAKOŃCZENIU WOJNY
Wczoraj w godzinach wieczornych doszło do najtragiczniejszego wydarzenia w ostatnich miesiącach. Po zwycięstwie Harry’ego Pottera nad Tym, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać nikt nie przypuszczał, że komukolwiek może grozić tak wielkie niebezpieczeństwo.
Alicja i Frank Longbottomowie, najwybitniejsi młodzi aurorzy ostatnich czasów, wielce zasłużeni podczas wojny, zostali napadnięci we własnym domu przez grupę śmierciożerców. Zwolennicy Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać chcieli uzyskać od nich informacje na temat obecnego pobytu ich pana, jakby nie dotarło do nich jeszcze, że został on zabity przez młodego Pottera.
Państwo Longbottom przez wiele godzin byli torturowani klątwą Cruciatus i ostatecznie stracili zmysły, nic nie zdradzając swym oprawcom. Obecnie przebywają w klinice Magicznych Chorób i Urazów Szpitala Św. Munga, gdzie zajmuje się nimi sztab wybitnych uzdrowicieli.
„Nie sądzę, aby kiedykolwiek udało nam się przywrócić im pełną sprawność umysłową”, mówił dla „Proroka Codziennego” jeden z uzdrowicieli, który wolał pozostać anonimowy. „To zbyt rozwlekłe i poważne obrażenia psychiczne.”
„Nie spodziewaliśmy się, że może dojść do takiej tragedii”, powiedziała jedna z aurorów z Ministerstwa Magii, którzy przybyli na miejsce zbrodni. „Wszystko wyglądało na to, że śmierciożercy zaprzestali raz na zawsze, że ministerstwo złapało już tych najgorszych. To byli nasi bliscy przyjaciele”, dodała, ocierając oczy chusteczką.
Winni zostali zesłani do Azkabanu, gdzie będą oczekiwać na proces.
Augusta Longbottom, matka Franka Longbottoma, odmówiła jakichkolwiek komentarzy. Wiemy jednak, że ona zajmie się wychowaniem syna pary wspaniałych aurorów.
Cały świat czarodziejów pogrążony jest w żałobie i ma nadzieję, że była to już ostatnia tragedia takiej skali.
Przeczytałem ten artykuł w nocy, gdy Weasleyowie położyli się już do łóżek. Robiłem tak codziennie, odkąd znalazłem się pod ich dachem. Na dodatek wiedziałem, że dzisiaj coś wprawiło ich w duże poruszenie.
Jednak, gdy czytałem te słowa, miałem wrażenie, że świat wali się pod moimi stopami. Jak to mogło się w ogóle stać?! Wybiegłem z domu, po raz pierwszy od tamtych wydarzeń zmieniając się w człowieka. Łzy strumieniami płynęły mi po policzkach. Wrzasnąłem, chcąc zaznać ukojenia, ale ono nie przyszło.
Alicja, moja Alicja… Nigdy nie życzyłem jej takiego losu. Zdradzając Potterów, chciałem, by ona była bezpieczna, by nic jej nie groziło, ale jednak zdołali ją dorwać.
Serce pękło mi w pół. Drżałem, nie potrafiąc się opanować. Co oni z nią zrobili, a przede wszystkim kto? W tamtej chwili chciałem się zemścić, zadać im ten sam ból, co oni jej.
Płakałem długie godziny, waląc pięścią w ziemię. Nie przejmowałem się tym, że któryś z Weasleyów mógłby mnie zauważyć.
Mimo to nic takiego się nie stało. Kolejnego dnia z powrotem byłem szczurem. Już nigdy więcej nie zamieniłem się w człowieka. I chciałem, aby tak pozostało.
~ * ~
sierpień 1987
Patrzę na księżyc, zaglądający do pokoju śpiącego chłopca.
Co dzień wspominam moją Alicję taką, jaką była w Hogwarcie, gdy razem spędzaliśmy dni, śmiejąc się i ciesząc z każdego kolejnego dnia. Na wieki pozostała moim aniołem, a zarazem widmem nawiedzającym mnie dzień w dzień, przypominającym o tym wszystkim, czego dopuściłem się w życiu.
Nie chcę wiedzieć, jaka jest teraz, co życie z nią zrobiło. Nie zniósłbym spotkania, na którym nie poznałaby mnie, a jedynie pozostała pustą skorupą, pozbawioną wszystkiego, co miała wtedy.
Jednak te troski przykrywa zwątpienie odnośnie powrotu w mury Hogwartu. Po sześciu latach ponownie mam ujrzeć zamek, jadąc tam jako zwierzątko Percy’ego Weasleya. Zastanawiam się, jak to będzie, ale zarazem wiem, że nie mam się czego obawiać.
Niemal wszyscy zapomnieli już o historii biednego, małego Petera Pettigrew. I wolę, aby tak pozostało już do końca.
~~ KONIEC ~~
I tak kończy się moja historia Petera Pettigrew, o której napisaniu marzyłam już od bardzo dawna. Ostatni rozdział dodany dziś z okazji moich dwudziestych drugich urodzin. Na Braciach Duszy ta data nie wypaliła, więc wykorzystałam ją tutaj ;)
Przede wszystkim chciałam podziękować wszystkim czytelnikom, którzy zagłębili się w historię Petera, mimo że to ten najmniej lubiany z Huncwotów, a nawet pokusiłabym się o określenie, że nielubiany. Dziękuję każdemu, kto przeczytał chociaż jeden rozdział, za wszystkie miłe słowa, które tylko motywowały do dalszego pisania, za wszelkie uwagi, które zmuszały do wysilenia mózgownicy i przemyślenia danego wątku jeszcze raz, a czasem i jeszcze raz. Jesteście wspaniali i dziękuję wam za to :*
Nie lubię się żegnać, szczególnie, że nadal jestem aktywna w blogosferze i nie mam zamiaru się z nią rozstać. Nadal, oczywiście, możecie znaleźć mnie na Braciach Duszy, ale przy okazji chciałabym zaprosić was na moje całkiem nowe opowiadanie Z popiołów. Jest to ff potterowski, którego główną bohaterką jest córka Syriusza Blacka (tak, moi drodzy, Jaenelle w końcu postanowiła pisać o kobiecie). Na dodatek opowiadanie nie ma nic wspólnego z kanonem i chronologią. Wobec tego wszystkich zainteresowanych i ciekawych zapraszam serdecznie na opublikowany tam dziś prolog :)