luty 1978
Doskonale
pamiętam te czasy, kiedy razem z przyjaciółmi wyśmiewaliśmy się z tych
wszystkich par, które ze sobą zrywały, twierdząc, że nas nigdy to nie spotka i,
gdy znajdziemy miłość, będzie to ta jedyna, na zawsze. Pamiętam te wszystkie
załamane dziewczyny, które płakały w ramionach przyjaciółek, w zaciszu własnych
dormitoriów czy publicznie, by pokazać wszystkim (nie wiadomo po co), jak
bardzo są nieszczęśliwe. Chłopaków, którzy udawali twardzieli, twierdząc, że w
ogóle ich to nie obeszło, chociaż wyrazy ich twarzy mówiły same za siebie.
Gdy mnie
spotkał zawód miłosny, przestało być to śmieszne. Przyjaciele próbowali
podnieść mnie na duchu, jednak na niewiele się to zdawało. Nie potrafiłem na
nią patrzeć, przebywać w tym samym pomieszczeniu. Najgorsze, że sporo zajęć
mieliśmy razem, a na nie musiałem chodzić.
Na szczęście od
czasu tych okropnych walentynek Alicja nie pojawiła się już więcej na
spotkaniach grupy przygotowującej się do wstąpienia do Zakonu Feniksa i walki z
Sam-Wiesz-Kim. Sam też nie bardzo miałem ochotę tam przychodzić, jednak nie
zawsze udawało mi się znaleźć sensowną wymówkę.
Z czarnej magii
nie zrezygnowałem. Na początku chciałem, bo to Longbottom mnie do niej pchnął,
lecz nie potrafiłem. Zafascynowała mnie ona i była jedną z nielicznych dziedzin
magicznych, z którą radziłem sobie bez problemów. Teraz żałuję, że wtedy moja
siła woli nie okazała się silniejsza, że poddałem się tej zakazanej sztuce.
Jednak już nic tego nie zmieni.
Mijał szary
dzień za szarym dniem, a ja miałem już dość szkoły. Dość wszystkiego.
~ * ~
Wszyscy
członkowie tajnej grupy pożegnali się i wyszli. Pozostaliśmy tylko my. Chciałem
się pospiesznie ewakuować i zaszyć w jakimś ciemnym kącie, by poćwiczyć trochę
czarną magię, jednak powstrzymał mnie głos Rogacza:
– Martwimy się
o ciebie, Glizdek.
Zostałem
zmuszony do zatrzymania się i spojrzenia na niego. Przez chwilę przeraziłem
się, że dowiedzieli się o moich nielegalnych praktykach, ale na twarzy Rogacza
dostrzegłem jedynie troskę.
– Nic mi nie
jest – mruknąłem pod nosem.
– Nie próbuj
nas oszukiwać – wtrącił się Lunatyk. – Widzimy, że coś cię gryzie i ciężko jest
ci się pozbierać po tym, jak zerwałeś z Alicją.
Spojrzał
znacząco na Rogacza i Łapę, jakby już wcześniej o tym rozmawiali. Coś ścisnęło
moje serce. Dlaczego obgadywali mnie za moimi plecami? Przecież to głównie oni
przyczynili się do naszego rozstania, gdy powiedzieli mi o tym, co zdarzyło się
w Hogsmeade. Teraz mieli na ten temat inne zdanie?
– Dobrze się
stało – przerwał mu Rogacz. – Alicja to idiotka. – Chciałem zaprotestować, jednak
on ciągnął dalej: – Ale jeżeli tak cie to boli, Glizdek, to mogłeś zatrzymać ją
przy sobie i utemperować. Nie powiesz mi, że jesteś do niczego i nie potrafisz
nawet dziewczyny przy sobie utrzymać – zakończył z uśmiechem na ustach i
szturchnął mnie w bok.
– Głowa do
góry. Wieczorem wybierzemy się do Hogsmeade i trochę zabalujemy. Od razu ci
przejdzie – zaproponował Łapa.
Nie wiedziałem,
co miałbym odpowiedzieć. Zabolały mnie ich słowa. I to bardzo. Drążyły sobie
drogę przez serce i duszę, by pozostać już we mnie na zawsze. Wtedy był to
zaledwie mały okruch, później urósł do znacznie większych rozmiarów. Ziarno
zostało zasiane, a później wydało obfite i krwawe owoce.
Śmiali się z
tego, co powiedzieli, a mi zbierało się na płacz. Jesteś do niczego. Czy takie było ich zdanie o mnie? Nadawałem się
jedynie na tło dla wspaniałych i odważnych Huncwotów? Właśnie wtedy
postanowiłem, że pokażę im, na co mnie stać. Popamiętają mnie i zobaczą, że
potrafię być prawdziwym Gryfonem. Bohaterem. A dodatkowo sprawię, że Rogacz
będzie cierpieć jak ja, gdy usłyszałem te słowa.
Czy wtedy
planowałem odwrócenie się od wszystkiego, co osiągnęliśmy przez te siedem lat?
Sam nie wiem. Chciałem ich cierpienia, ale nie śmierci. Przecież Huncwoci mieli
przeżyć wojnę. Trwać niezmordowanie, bo nic nie było w stanie ich złamać.
Z wyjątkiem
głupiej przepowiedni, której nikt nie wziął pod uwagę. Z wyjątkiem głupiego
zdrajcy, który zawiść i zemstę postawił ponad wszystko inne, który całkiem się
zatracił.
– Może innym
razem – mruknąłem i wyszedłem z pomieszczenia, zanim ktokolwiek zdążył mnie
zatrzymać. Chciałem być sam.
~ * ~
Szedłem
korytarzem bez celu, spoglądając przez mijane okna. Pomimo mroźnej pogody na
błoniach zgromadziło się sporo uczniów. Cieszyli się i bawili w śniegu, który
niebawem zacznie topnieć. Była to dla nich pewnie miła odskocznia od szarości
dnia codziennego. Niech się cieszą, póki mogą.
– Peter,
zaczekaj! – Usłyszałem za sobą znajomy głos.
Niechętnie
odwróciłem się, by stanąć twarzą w twarz z Lily. Była lekko zdyszana, a jej
kasztanowe włosy sterczały na różne strony. Musiała gdzieś się spieszyć albo
goniła mnie przez pół szkoły. Spojrzałem na nią wyczekująco. To ona chciała
czegoś ode mnie, a im szybciej to załatwimy tym lepiej. Wolałem być sam.
– Widzę, że
jest ci ciężko…
– Nie zaczynaj
– przerwałem jej brutalniej niż zamierzałem. – To skończony temat.
Lily
zmarszczyła brwi lekko niezadowolona, ale moja oschłość nie powstrzymała jej,
bo po chwili kontynuowała:
– To nie było
do końca tak. Alicja rzeczywiście spotkała się z Frankiem Longbottomem, ale nie
wyglądało to na randkę. Dobrze się bawili, bo są przyjaciółmi. Zabolało, ją,
gdy tak ją potraktowałeś, naskakując na nią i wmawiając rzeczy, które nie miały
miejsca.
Westchnąłem
zrezygnowany. Nie chciałem po raz nie wiadomo który wałkować tego tematu.
– Rozumiem, że
ją lubisz, Lily, ale, proszę, nie broń jej. Ciesz się własnym szczęściem.
– Nikogo nie
bronię, mówię jak było. Przecież byliście tacy szczęśliwi razem. To można
jeszcze naprawić, a wszystko zależy od ciebie. Ona nie przyjdzie do ciebie po
tym, jak ją potraktowałeś. Widzę, że w głębi serca żałujesz tego, co zrobiłeś.
Nie jest jeszcze za późno, aby to naprawić. Przeproś ją szczerze i wyznaj swój
błąd, a na pewno da ci drugą szansę.
– Dlaczego mi
to mówisz? – zapytałem podejrzliwe, lustrując ją wzrokiem. Nie rozmawialiśmy ze
sobą wiele, więc nie spodziewałem się po niej dobrych rad.
– To oczywiste
– rzekła. – Jesteś przyjacielem Jamesa. Nie znamy się najlepiej, ale jeszcze
wszystko przed nami. Lubię cię i nie chcę, abyś się dołował.
Nigdy nie
patrzyłem na nią w taki sposób. Była szczera i chciała jak najlepiej.
Przynajmniej wedle własnego mniemania. Żałowałem, że na początku roku
traktowałem ją z takim chłodem i obojętnością. Była dobrą i pomocną dziewczyną.
– Na miejscu
Alicji wybaczyłabyś mi? Gdybym szczerze przeprosił i żałował swego błędu, bo
poniosły mnie emocje?
– Tak. Zrobisz
to?
– Więc czemu
nie wybaczyłaś Snape’owi? – zapytałem, a ona otworzyła szeroko oczy, nie
spodziewała się takiej zmiany tematu. Chyba chciała coś powiedzieć, ale
ostatecznie zrezygnowała. – Nie lubię go, wiesz to. Ale wy byliście
przyjaciółmi od dziecka. Wszyscy Gryfoni widzieli, jak od tamtego wydarzenia po
sumach próbował cię przepraszać. Żałował, a ty pozostałaś uparta i nie
wybaczyłaś mu do tej pory. Dlaczego?
– To… To co
innego – zaprzeczyła szybko.
– Nie sądzę.
Nie mam zamiaru jej przepraszać.
Odwróciłem się
na pięcie i zostawiłem ją samą na środku korytarza. Wydawało mi się, że ten
rozdział w moim życiu zakończyłem. Oczywiście znów byłem w błędzie. Bolesnej
przeszłości nie da się tak po prostu wymazać z życiorysu. Powraca i prześladuje
ciebie w najmniej spodziewanym momencie. Gdy jesteś słaby i niczego się nie
spodziewasz.
czerwiec 1978
Zakończenie
roku nadeszło szybciej niż mogłem się tego spodziewać. Nastał ostateczny czas
pożegnania się ze szkołą i wszystkim, co się z nią wiązało. Już nigdy nie
miałem tu powrócić i cieszyć się beztroską dzieciństwa. Trzeba było wykonać
pierwszy krok ku dorosłości. Zakończyć jeden okres życia, by wejść w następny.
Teoretycznie z podniesioną głową, co nie dotyczyło mnie.
Dumbledore całą
naszą tajną grupę przyjął do Zakonu Feniksa, łącznie z Alicją, która od lutego
nie przychodziła na spotkania. Postawiono przed nami nowe zadania i obowiązki.
Od teraz mieliśmy czynnie uczestniczyć w walce przeciwko Sam-Wiesz-Komu i jego
śmierciożercom. Nie było już odwrotu, a jedynie brnięcie naprzód. Ku niechybnej
śmierci.
Nie podobało mi
się to, ale nie miałem nic do powiedzenia. Rogacz i Łapa zdecydowali za mnie,
chociaż chciałem się wycofać. Nie czułem się do końca na siłach, by składać
obietnicę przed Dumbledore’em, że pozostanę wierny Zakonowi. Zacząłem swój
kolejny etap w życiu, przede wszystkim bojąc się o to, czy dożyję do
jutrzejszego dnia.
sierpień 1978
Sprawy Zakonu
Feniksa przytłaczały mnie coraz bardziej, a wieczna beztroska Rogacza i Łapy,
którzy uwielbiali podejmować decyzje za mnie i pakować w najgorsze misje
zaczynała wkurzać. Ich słowa, że jestem nieudacznikiem i śmiech temu
towarzyszący prześladowały mnie za każdym razem, gdy ich widziałem.
Postanowiłem,
że pokażę im jeszcze, na co mnie stać. Zobaczą, że nie byłem byle kim. Podjąłem
decyzję, że na własną rękę postaram dostać się w szeregi śmierciożerców i
zostać podwójnym agentem. Zdobędę się na coś, co czego nawet oni nie byli
zdolni.
wrzesień 1978
Wraz z końcem
miesiąca doszły do mnie wieści, że Alicja i Frank ogłosili swoje zaręczyny.
Zakon Feniksa szykował dla nich małe przyjęcie w kwaterze głównej. Nie
poszedłem na nie. Nie chciałem ich widzieć. Nie chciałem widzieć szczęścia,
które malowało się na ich twarzach. Myśleć o tym, że gdyby wszystko potoczyło
się inaczej, to ja mógłbym być na miejscu Longbottoma.
Chcieli pobrać
się jak najszybciej. Tak samo zresztą jak Lily i Rogacz. Mogłoby się wydawać,
że były to dwie jasne iskierki w ciemnościach wojny, jednak mnie dołowały.
Powodowały jeszcze większy smutek, a ziarno zemsty powoli rodziło owoce.
styczeń 1979
Tego roku
odbyły się oba śluby. Dostałem dwa zaproszenia, skorzystałem tylko z jednego. I
to jedynie przez wzgląd na Lily. Nie chciałem oglądać Rogacza, który wpakował
mnie w kolejną, niemalże przekraczającą moje możliwości misję, z której
wybrnąłem obronną ręką tylko dzięki znajomości czarnej magii.
Pierwsza odbyła
się uroczystość zaślubin Potterów, tydzień później Longbottomów. Dwa dni
później śmierciożercy zamordowali Evangeline Bones i jej ojca, a Albert stracił
nogę. Chwila radości minęła bezpowrotnie, pozostawiając po sobie jedynie
żałobę.
Widzę, że teraz już większe przeskoki czasowe ;). No, ale nie ma sensu rozciągać, skoro nic się tam ciekawego nie dzieje, a historia nie jest poświęcona hogwarkiemu życiu, a przemianie, jaka dokonuje się w Peterze. Nawiasem mówiąc, lubię takie bardziej refleksyjno-psychologiczne teksty koncentrujące się na przeżyciach wewnętrznych postaci, a nie tylko na samej akcji czy też codzienności.
OdpowiedzUsuńPeter bardzo się zmienił przez ten rok. Zaczął inaczej patrzeć na życie, na przyjaciół, na wszystko. Oni mieli dobre chęci, ale on opacznie zrozumiał, i wywnioskował, że uważają go za nieudacznika. Lily też chciała mu pomóc, ale ten był zbyt zawzięty, by pierwszy wyciągnąć rękę do Alicji, i zanim zadziałał, ta już zaczęła chodzić z Frankiem. Nie dziwię się, że wiadomość o ich ślubie była dla niego taka przykra. W końcu gdyby wszystko potoczyło się inaczej, to on mógłby być teraz na jego miejscu. No i do tego ta cała sprawa z Zakonem, do którego Peter wcale nie chciał przynależeć, ale nie miał też odwagi się wycofać, i robił to wszystko wbrew sobie. Tak w ogóle, dobrze ci wychodzi narracja pierwszoosobowa ^^.
A było tak blisko...Coś czułam, że namowa Lily trafiła do serca Petera i byłby skłonny iść przeprosić Alicję. Ale ostatecznie się nie udało. Spodobał mi się ten argument ze Snape'm. Jakkolwiek Evans szlachetnie się zachowywała, Peter miał rację - dlaczego nie wybaczyła Severusowi, który przecież szczerze żałował? Ja wiem, że obie sytuacje nieco się od siebie różniły, a jednak nie aż tak znacząco. Mimo wszystko wielka szkoda, że Glizdogon uniósł się zranioną dumą i zniszczył swoją ostatnią szansę. Nie jestem do końca pewna, czy Alicja wyszła za Franka ze szczerej miłości. Może po prostu potrzebowała kogoś, kto by o nią dbał po odjeściu Petera? Naprawdę żal mi byłych zakochanych. Ale takie życie...
OdpowiedzUsuńJestem zaskoczona, że Peter wziął słowa Jamesa na poważnie. No ale był już taki przybity rozstaniem i sfrustrowany, że przyjaciele odnaleźli szczęście, a on nie...No i tak rodzi się zdrajca.
Ładnie pokazałaś także przyjaźń, która nawiązała się pomiędzy Lily a Peterem. Pamiętam z książki, że pani Potter miło wspominała Glizdogona. Jestem ciekawa, czy to ona, czy James będą potem powodowały w Peterze większe wyrzuty sumienia.
No i fajnie skomponowana końcówka - radosne śluby, a potem, dla kontrastu, przygnębiające morderstwa. Ale takie są realia wojny - jednego dnia radość, drugiego żałoba, a Ty dobrze to ukazujesz.
Pozdrawiam :)
Ach ten Glizdek... Że też on wszystko musi brać na poważnie... Szkoda też, że nie umie wyrażać własnego zdania. Jestem pewna, że gdyby ubrał swoje uczucia w słowa, Huncwoci by zrozumieli.
OdpowiedzUsuńFajnie, że zaczął doceniać Lily. Ale nie podoba mi się, że poszedł na ślub Potterów tylko ze względu na nią. Mimo wszystko znał Jamesa tyle lat, przyjaźnili się.
Wiedziałam, że Alicja to ta od Franka : D
Jeden z lepszych rozdziałów. Tą narrację z perspektywy czasu dopracowałaś do perfekcji ;)
Pozdrawiam :)
Ten rozdział był bardzo interesujący, wręcz moim zdaniem najlepszy z najlepszych.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się ta scenka rozmowy Petera z Lily. Widać, że dziewczyna miała dobre intencje, chcąc pomóc chłopakowi, aby nie spisywał Alicji na straty. Jednak postawa, jaką Glizdek pokazał Rudej była imponująca, gdy wspomniał o incydencie ze Severusem. Czasami tak jest, że doradzamy komuś by coś zrobił, a sami tego nie potrafimy zrobić.
Ostatnie zdania najbardziej mi się podobały. Widać, jak powoli wprowadzasz Petera w mrok. I jestem to ciekawa, jak potoczą się już dalsze losy chłopaka:) Wręcz ciekawość zżera od środka^^
Pozdrawiam:*
Podobał mi się ten rozdział. Czytanie o przemianie Petera było niezwykle ciekawym doświadczeniem. W sumie to mi go szkoda i bardzo żałuję, że zaczął odsuwać się od przyjaciół, znajomych oraz takiego zwykłego dobra... To jego zainteresowanie czarną magią już na samym początku było mocno niepokojące, ale teraz zrobiło się niebezpieczne. Jestem ciekawa jak bardzo się w nią zakręci, bo dokąd go doprowadzi mniej więcej wiemy.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się również jego rozmowa z Lily. Dziewczyna chciała pomóc i jakoś ratować jego związek z Alicją, ale on oczywiście musiał unieść się honorem. Jakby to wyglądało, gdyby zdobył się na przeprosiny? Pewnie Alicja nigdy nie związałaby się z kimś innym.
No, ale tych błędów już nie naprawi.
Jednak wiadomość o jej ślubie musiała być takim gwoździem do trumny. Musiała wyprowadzić go z równowagi.
Bardzo fajnie wyszła ci też końcówka. To zestawienie ślubów i potem losu małżonków... To takie niesprawiedliwe, ale było konsekwencją wojny.
Czekam na kolejny.
Pozdrawiam!
Biedny Peter... może gdyby ją przeprosił, gdyby nie był taki uparty, to wyszłaby właśnie za niego, a nie za Franka. Dlaczego to zrobiła? Czy przez te kilka miesięcy zapomniała o Petterze i zakochała się w Franku? A może zrobiła to z innych powodów? Ech... Szkoda, że Peter źle zinterpretował słowa i zachowanie kolegów. Oni na pewno nie uważali go za nieudacznika. I to wszystko sprowadziło go na złą drogę... przykre.
OdpowiedzUsuńWydaje się, że Peter jeszcze tego nie widzi, ale ewidentnie stacza się na złą stronę. Nie zrezygnował z czarnej magii, nawet ciągnie go jeszcze bardziej, a pomysł z byciem podwójnym agentem, to jak wchodzenie do jaskini lwa. Coś czuję, że tam już przepadnie i to bardzo szybko. Zwłaszcza, że odsunął się od przyjaciół, strasznie przesadzając ze swoją reakcją na ich zachowanie. Nie może też patrzeć na szczęście Alicji, a to on sam zawalił całą sprawę. Nic więcej nie trzeba, by chcieć się głupio zemścić, a stąd już niedaleko do zdrady. Szkoda :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Zaczynam się bać o Petera. Nie jest z nim dobrze. Niby wszyscy wiemy, jak to się skończy, ale jednak mamy nadzieję, że coś się zmieni... wiesz o czym mówię, prawda? To jak czytanie Romea i Julii, mając nadzieje, że jednak się opamiętają.
OdpowiedzUsuńProszę, daj znać, gdy napiszesz coś nowego.
boso-po-mokrej-trawie.blog.onet.pl (Morya)
Nadrobiłam! Taa, wiem, że nie mam z czego być dumna, ale mimo wszystko :D.
OdpowiedzUsuńCzytajac końcówkę poprzedniego rozdziału, mruknęłam pod nosem ałć. Kurczę życzenia Petera naprawdę się spełniają. Bo przeciez Alicja cierpiała i to bardzo, tak bardzo, że straciła rozum. Chyba jednak nie tego sobie życzył. Czasami trzeba uważać na życzenia, które wypowiadamy, bo mogą sie ziścić.
natomiast zerwanie z Alcją było tak rzeczywiste i tak absurdalne, że sama jęknęłam. Bo w końcu Pete zrobił coć, co mógł cofnąć w każdej chwili. W zasadzie opierał się tylko na słowach Jamesa, nie słuchał wyjaśnień, olał sprawę, a później własna duma, czy tez wrodzona skrytość nie pozwoliła mu tego sprostować. To tak proste i tak brutalne zarazem. Naprawdę dobrze to przemyślałaś.
Natomiast w tym rozdziale najbardziej zdziwiły mnie motywy Petera. Pakzujesz zupełnie inną twarz tego człowieka. Niby wąłda czarną magią, niby go kusi, ale wciaż nie stoi po stronie Voldemorta. Wręcz przeciwnie chce wtargnąc miedzy Śmieciożerców - być podwójnym agentem. Tylko teraz tak się zastanawiam czy aby tu ja sie nie mylę, czy nie myślę zbyt optymistycznie, stawiajac Petera po stronie Zakonu. Bo przecież on ciągle skarży się na to, że otrzymuje misje, że to wszystko jest dla niego zbędne i nie chce tego. Ciekawe, narawdę ciekawe.
I tu znów mamy tę końcówkę... Z jednej strony ślób, a później Pete wspomina śmierć - to takie gorzkie, takie ironiczne i chyba właśnie to najpełniej okazuje jakie zmiany zaszyły w Peterze. Oraz ta nieuchronność, fatum, które objawia sie w postaci Jamesa i Syriusza. A przeciez nie musiał pokładać własnego lodu w ich rękach, ufał im i robił to, a oni zaufali jemu. No, nie prezentuje sie to dobrze.
Dochodzi do tego jego nterpretacja słów przyjaciół. To zabawane, że tak często słyszymy tylko część wypowiedzi lub sami ją interpretujemy. Peter zdaje się nie rozumiec, że przyjaciele starali sie go pocieszyć, a zranili go przez przypadek. Znów takie bardzo nieprzyjemne wrażenie, że wszystko to, co miało być dobre kończy się źle - jakby nad Peterem rzeczywiście wisiało jakieś fatum.
Interesuje mnie skad to nawiązanie do Snape'a. Wydawało mi sie, że dla Petrera raczej nie znaczył on wiele, nie w tym czasie. Tu wyglada jakby go bronił, jakbyś ty sama go broniła. Czy Snape rzeczywiście zasługuje na to? Nie jestem pewna. Wydaje mi się, że on potrzebował porządnego kopniaka, by wrócić, a wtedy, w Hogwarcie, przyjaźń i jej wybaczenie Lily niewiele by zmieniły. W takim środowisku... nie, Snape potrzebował naprawdę potężnego wiadra na głowe, którym okazało się zagrożenie dla kobiety, którą kochał.
Pozdrawiam
Bardzo smutno się to czyta, wiedząc do jakiego nieuchronnego końca wszystko prowadzi. Zupełnie tak, jakby los uwziął się na Petera, zaplanował coś za niego i siłą uniemożliwiał mu ratunek. Rozmowę z Lily napisałaś znakomicie. Glizdek zaskoczył mnie argumentem o Snapie, ale w końcu miał rację. Pozdrawiam i czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuń[corka-glizdogona]
Nadrobiłam wszystko! Uwielbiam długe komentarze i wiem, jak bardzo motywują, ale nie potrafię teraz żadnego napisać. Zawsz zastanawiałam się, jak to wyglądało z perspektywy Petera, a Ty podajesz mi tu wszystko, jak na tacy. Jest mi po prostu zbyt przykro... To takie smutne. Zupełnie tak, jak napisałaś "kolejne kostki domina" poszły w ruch już dawno temu, a teraz nic nie da się zrobić. Czytając Twoje opowiadanie często myślę "a gdyby podjął właściwą decyzję, wszystko by się potoczyło inaczej". To strasznie przygnębiające w jakim kłamstwie żył Peter. Wystarczyłoby, żeby postawił się Rogaczowi oraz Łapie i nie wstąpił do Zakonu Feniksa...
OdpowiedzUsuńMiał wyjść krótki komentarz, ale coś mi się nie udało. XD
Pozdrawiam i życzę weny. :*
Trochę nie podoba mi się, że tak szybko podgoniłaś w akcji, że właściwie w każdym akapicie powtarzałaś uczucia Petera, jakbyś chciała wszystkich przekonać, że naprawdę to czuł. a najlepiej wyszedł Ci fragment rozmowy z Lily, gdyż tam pokazałaś te uczucia bardzo wyraźnie, jednocześnie w ogóle ich nie nazywając. nie spodziewałabym się po Peterze takiej inteligentnej ironii... Przerobił Lily, choć właściwie najbardziej samego siebie. Szkoda, że nie wysłuchał Rudowłosej...
OdpowiedzUsuńŚwietny ten blog!
OdpowiedzUsuńŚwietny!
Strasznie mi się podoba :3
Obserwuje! :D
Zajrzyj tez do mnie jak będziesz mieć czas: hogwart-moimi-oczami.blogspot.com
Może zaobserwujesz? ;3
Pozdrawiam i weny życzę,
Stacy Malfoy
xxx
Dawno mnie nie było na twoich blogach, ale aby zobaczyłam ten adres na jakimś innym oraz podpis, że należy do Ciebie, czymprędzej weszłam. Niestety przeczytałam chwilowo tylko ten jeden, ostatni rozdział, ale zamierzam nadrobić pozostałe! Pozwoliłam też sobie dodać Cię do linków. Dodam jeszcze tylko, że w życiu bym się nie spodziewała, że można tak niesamowicie pisać oczami Petera. To świadczy tylko i wyłącznie o Twoim talencie.
OdpowiedzUsuń