poniedziałek, 10 grudnia 2012

Spowiedź zdrajcy VIII



październik 1977
Słowa Dumbledore’a były ostateczne i na razie nic nie mogliśmy w tej sprawie poradzić. Jednak dały nam nadzieję na przyszłość. Teraz mógł nas zbyć, ale następnym razem tak łatwo już mu nie pójdzie. Może przygotowywać się do tego boju, ale i w ostatecznym starciu przegra. Z nami nawet on nie mógł się równać. A już szczególnie, gdy mieliśmy wsparcie tak wielu osób.
Jego słowa dały nam ogromną motywację do dalszych działań. Postanowiliśmy wcielić nasz plan w życie. Zacząć organizować spotkania dla tych wszystkich, którzy po zakończeniu szkoły będą chcieli walczyć ze śmierciożercami i Sam-Wiesz-Kim.
Przygotowania ruszyły pełną parą i razem z Lily i Teney robiliśmy listę zaklęć, które według nas mogły okazać się najbardziej przydatne w czekających nas starciach.
Do tej pory odbyło się jedno tajne spotkanie, na którym pojawili się Marlena i Alan McKinnonowie, Dorcas Meadowes, Ben Fenwick, Albert i Evangeline Bones, Caradoc Dearborn i Emelina Vane. Gotowi do tego, by po zakończeniu szkoły walczyć o lepszą przyszłość. Oczywiście, wszyscy zostali poinformowani o idei Zakonu Feniksa i bez mrugnięcia okiem przysięgali, że także przyłączą się do Dumbledore’a.
Z tego powodu nie miałem już najmniejszych wątpliwości, by o wszystkim powiedzieć Alicji. W końcu ona niczym nie różniła się od reszty. Także chciała walczyć i należało jej to umożliwić. W końcu, jak stwierdził Rogacz, im nas więcej tym lepiej.
Okazja do wtajemniczenia jej w nasze plany nadarzyła się w czasie pierwszego wypadu do Hogsmeade, na który wybieraliśmy się razem.

listopad 1977
Pogoda jak na początek listopada była wyjątkowo mroźna. Temperatura spadła grubo poniżej zera i utrzymywała się na tej pozycji przez cały dzień. Słońce nadal nie wychylało się zza kurtyny chmur, jakby całkiem opuściło nasz kraj, dając tym samym pełne pole do popisu dementorom, inferusom i innym mrocznym stworzeniom będącymi pod rozkazami Sam-Wiesz-Kogo.
W niektóre dni już padał śnieg, jakby chciał sprawić, by tym razem Boże Narodzenie zawitało szybciej, by więcej ludzi zdążyło się nim nacieszyć, zanim nastanie dla nich koniec.
Dzień wypadu do Hogsmeade niczym nie różnił się od kilku poprzednich. Mróz już z samego rana powitał wszystkich uczniów. Wiatr ostro zacinał, dmąc bez opamiętania w zamkowe okna. Pocieszałem się jedynie tym, że nie padał ani deszcz, ani śnieg. I nic nie wskazywało na to, aby pogoda miała zamiar spłatać dziś takiego psikusa.
Aby nie zmarznąć, wyciągnąłem z kufra grubą pelerynę, wełniany szalik w barwach Gryffindoru i szkarłatne rękawiczki. Tak przygotowany czekałem na Alicję w sali wejściowej, w której Filch wszystkich wychodzących dźgał gdzie popadnie swoim czujnikiem tajności.
Przyjaciele też cieszyli się z pierwszego legalnego wyjścia do wioski. Rogacz wybierał się na randkę z Lily, Łapa i Lunatyk szli razem z racji, że nie mieli żadnych dziewczyn, a Teney się nie interesowałem. Równie dobrze mogła nigdzie nie wychodzić i zostać w zamku razem z pierwszo i drugorocznymi.
Na Alicję nie musiałem długo czekać. Zresztą, ona nigdy się nie spóźniała. Wolała przyjść nawet dziesięć minut przed czasem i sama poczekać. Swoje długie, blond włosy spięła w koński ogon, by pod wpływem wiatru kosmyki nie fruwały na wszystkie strony. Miała na sobie ciemnoszary płaszczyk i szalik w barwach Krukonów. Na głowię założyła fikuśną, wełnianą czapkę w tym samym kolorze.
Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szeroko. Zbiegła po marmurowych schodach, by po chwili znaleźć się przy mnie i pocałować w policzek. Łapa gwizdnął, Lily groźnym spojrzeniem powstrzymała przed tym Rogacza. Na twarzy Lunatyka zagościł szczery uśmiech.
Tamtego dnia cieszyłem się, że mam tak wspaniałych przyjaciół, że wszystko między nami układa się jak najlepiej. Że nawet wojna nie jest nam straszna, bo mamy siebie. Wtedy jeszcze wszyscy wierzyliśmy w ideę Dumbledore’a, że to miłość jest najważniejsza. Jest w stanie pokonać wszystko, nawet mrok gnieżdżący się za murami zamku i czekający, by zalać cały kraj.
Razem ruszyliśmy w stronę wioski, ciesząc się swoim towarzystwem. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, spędzaliśmy czas jak zwyczajne nastolatki, nad którymi nie wisi widmo wojny.
Gdy dotarliśmy na miejsce, rozdzieliliśmy się, by każdy z nas mógł udać się we własną stronę. Łapa i Lunatyk chcieli zahaczyć o Miodowe Królestwo, a później skoczyć do baru napić się czegoś. Lily zaplanowała jakąś niespodziankę dla Rogacza i pociągnęła go w stronę siatki bocznych uliczek, nie mówiąc ani słowa. James też wydawał się być tym zaskoczony, ale poszedł z ochotą, co chwila zagadując dziewczynę, by wyjawiła chociażby rąbek tajemnicy.
Z Alicją zostaliśmy sami.
– Chciałabym powiedzieć ci coś ważnego – zagadnęła, gdy do naszych uszu nie dochodziły już wołania Rogacza.
Od razu zorientowałam się, że wyczekiwała chwili, gdy zostaniemy sami. Jak widać ta wiedza była przeznaczona tylko dla moich uszu. Pochlebiało mi to.
– Ale nie tutaj, bo ktoś może podsłuchać – dodała i pociągnęła mnie w obranym przez siebie kierunku.
Cały czas trzymała moją rękę, lecz nie przeszkadzało mi to. Traktowałem ten wypad jak swego rodzaju randkę, a ona nie wyprowadziła mnie z błędu. A nawet chciała powierzyć mi jakiś ważny sekret. Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłem.
Już po kilkunastu krokach zorientowałem się, w jaką stronę zmierzamy. W ciągu sześciu lat nauki w Hogwarcie z przyjaciółmi zdążyliśmy poznać wszystkie zakątki zarówno szkoły jak i terenów wokół.
Zastanawiałem się tylko, jaki cel ma Alicja, że prowadzi mnie na stację, gdzie zatrzymywał się nasz pociąg. Gdyby mnie zapytała, mógłbym jej powiedzieć o co najmniej pięciu odludnych miejscach w pobliżu wioski, gdzie nikt by nas nie podsłuchał. Jednak milczałem, zdając się na nią. Szczególnie, że oddalanie się zbyt daleko Hogsmeade było wyjątkowo surowo karane. Skoro, będąc prefektem naczelnym, chciała to zrobić, to niech zrobi. Tym bardziej, że podobało mi się takie podejście do zasad. Było podniecające. Zważywszy na to, że zawsze starała się być wzorem dla innych.
Ostatecznie nie zaprowadziła mnie na samą stację, a na brzeg jeziora. W miejsce, w którym pierwszego września odpływają łódki wraz z pierwszoroczniakami.
Usiadła na grubym, wystającym konarze buku i dała znak ręką, bym zajął miejsce obok niej. Zrobiłem to bez szemrania. Długa wędrówka trochę mnie wyczerpała i z chęcią dałem odpocząć zmęczonym nogom, szczególnie, że czekała nas jeszcze droga powrotna. Nie przejąłem się zasadami dobrego wychowania, wpajanymi mi od lat przez matkę i pomiędzy nami nie zachowałem żadnej stosownej odległości. Sykaliśmy się udami, co żadnemu z nas w żaden sposób nie przeszkadzało. Cieszyłem się z jej bliskości.
W milczeniu obserwowałem Hogwart rysujący się po drugiej stronie jeziora. Jak zawsze wyglądał majestatycznie. Nie mogłem uwierzyć, że za siedem miesięcy przyjdzie mi opuścić jego bezpieczne mury na zawsze.
– Żal będzie mi go opuszczać – przerwała milczenie Alicja, jakby czytała w moich myślach.
– Mi też – przyznałem. – To był mój drugi dom.
Czasem nawet lepszy od tego pierwszego, dodałem w myślach. Tutaj miałem przyjaciół i beztroskie, szczęśliwe życie. A moimi jedynymi zmartwieniami były szlabany.
– Peterze, obiecasz mi, że nikomu nie powiesz o tym, co ode mnie usłyszysz? – zaczęła, ostrożnie dobierając każde słowo. – Nawet twoim przyjaciołom. Wiem, że oni są dla ciebie ważni, ale obiecałam, że nikomu o tym nie powiem. Ale… Ale z tobą chciałabym się tym podzielić. W końcu mamy takie same plany na przyszłość…
Spojrzałem w jej szare oczy, zastanawiając się, co takiego mogła mieć na myśli. Dostrzegłem w nich ten sam ogień walki, który widziałem, gdy we wrześniu rozmawialiśmy po drugiej stronie jeziora. Gdy tak wiele wyznała mi wtedy o sobie. Gdy po raz pierwszy się pocałowaliśmy.
– Obiecuję, że im nie powiem – rzekłem, chociaż nie do końca szczerze.
Gdyby chodziło o coś naprawdę ważnego i istotnego, pewnie podzieliłbym się tym z przyjaciółmi bez wahania. Byliśmy Huncwotami i zawsze działaliśmy razem. Każdy powinien o tym wiedzieć. Nawet Lily musiała pogodzić się z tym, że nie wiedziała o nas wszystkiego.
– Właściwie dowiedziałam się o tym przez przypadek, gdy podsłuchałam rozmowę mojego brata z jego przyjacielem przed wyjazdem do szkoły – zaczęła, a ja kompletnie nie wiedziałem, do czego zmierza ten wstęp. – Chciałam zachować to dla siebie, ale… ale przecież mamy podobne plany i… w ogóle…
Język strasznie plątał się Alicji, jakby za wszelką cenę starała się ominąć jakiś niewygodny dla niej temat. Dodatkowo uciekała wzrokiem, jakby za wszelką cenę nie chciała spojrzeć mi prosto w oczy. Czekałem cierpliwie, aż w końcu zbierze się do kupy i powie, co ma. W końcu moje wieści dla niej były o wiele bardziej interesujące niż podsłuchana rozmowa jej brata. Tak przynajmniej mi się wydawało.
– Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale istnieje tajna organizacja, która walczy z Sam-Wiesz-Kim i jego śmierciożercami – zaczęła.
Spojrzałem na Alicję z jeszcze większym zainteresowaniem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu cisnącego się na usta. Czyżby ona także dowiedziała się o Zakonie? Postanowiłem nie przerywać jej. W końcu to nie lada osiągnięcie jak na kogoś, kto nie był Huncwotem.
– Na jej czele stoi profesor Dumbledore – kontynuowała. – Zbiera wokół siebie ludzi, którzy także chcą walczyć ze śmierciożercami i nie zgadzają się z tym, co dzieje się w Wielkiej Brytanii.
– Jak się o tym dowiedziałaś? – spytałem, nie mogąc się powstrzymać. Miałem ochotę ją pocałować za ten wyczyn godny Huncwota, ale postanowiłem na razie trzymać gesty na wodzy. W końcu nie wiedziała, że mówi mi o czymś, o czym wiedziałem już od dawna, a na dodatek poszedłem o krok dalej i wraz z przyjaciółmi pojawiłem się w progach gabinetu Dumbledore’a.
– Już mówiłam, podsłuchałam tamtą rozmowę, myśleli, że już dawno śpię. – Wzruszyła ramionami. – Przyjaciel brata należy do tej organizacji. Chciał go nakłonić, aby także się zaciągnął, ale Marshal się jeszcze waha. Nie rób takiej miny, mówię poważnie! Nie wymyśliłam sobie tego!
Szturchnęła mnie w ramię, a ja nie mogłem powstrzymać dłużej śmiechu. Patrzyła na mnie z oburzeniem, co, zamiast przerwać, jeszcze bardziej potęgowało wybuch radości. Nie martwiłem się tym, potrzebowałem odskoczni od tego, co działo się wokół. Zresztą, śmiech to zdrowie.
– Świetnie – odrzekła i próbowała wstać, lecz w porę chwyciłem ją za łokieć.
– Przepraszam – powiedziałem skruszonym głosem, aby chociaż trochę ją udobruchać.
– Nie wybaczam. Możesz mnie już, z łaski swojej, puścić? Inaczej nie zawaham się pchnąć cię do jeziora. O tej porze roku woda jest pewnie wyjątkowo zimna.
Jej ostatnie słowa podziałały na mnie jak zimny prysznic. W końcu wcale nie musiała żartować. A nie chciałem wracać do szkoły zmoczony i przemarznięty. Pewnie nabawiłbym się jakiejś choroby i został przymusowo zamknięty w skrzydle szpitalny na co najmniej tydzień, a zbliżała się pełnia.
– Nie to miałem na myśli – powiedziałem pospiesznie, bo dłoń Alicji powędrowała niebezpiecznie blisko kiszeni. – Po prostu chciałem powiedzieć ci o tym samym. Wiem o tej tajnej organizacji – Zakonie Feniksa już od jakiegoś czasu. Naprawdę nie chciałem cię urazić.
Alicja patrzyła na mnie, jakby widziała mnie po raz pierwszy w życiu. Chwilę zajął jej powrót do normalnego stanu. Znów siedziała spokojnie na konarze, ale nadal milczała.
– To nie mogłeś powiedzieć mi wcześniej? – oburzyła się. – Musiałam się tu produkować, a i tak powtarzałam to, co już wiedziałeś.
– Mogłaś spytać – zasugerowałem, ale mój żart najwyraźniej jej się nie spodobał.
W teatralnym geście skrzyżowała ramiona na piersi i wycelowała nos wysoko w niebo. Nawet w tej niby oburzonej pozie wyglądała uroczo.
– Jestem Huncwotem, przyzwyczaj się, że wiem więcej. Chciałem ci nawet coś zaproponować, ale skoro jesteś obrażona, to nie widzę sensu – powiedziałem, biorąc ją pod włos.
Wiedziałem, że trafiłem w dziesiątkę, bo już po chwili porzuciła swoje teatralne zachowanie i spojrzała na mnie z ciekawością w oczach.
– Co to takiego? – zapytała, ale nie potrafiła przybrać naturalnego tonu głosu. Była zainteresowana.
– Nadal jesteś obrażona? – zapytałem, unosząc brwi i za wszelką cenę starając się powstrzymać uśmiech cisnący mi się na usta.
– Przestań, Peter. – Szturchnęła mnie w ramię. – Zresztą widzę, że cię to bawi i długo nie wytrzymasz, bo w końcu mi powiesz. Więc?
– Z Jamesem, Syriuszem i Remusem byliśmy w tej sprawie u Dumbledore’a. Powiedział, że najpierw musimy skończyć szkołę. Z tego względu założyliśmy tajny klub, by doskonalić swoje zdolności. Dla tych, którzy po opuszczeniu Hogwartu chcą walczyć. Stwierdziłem, że cię to zainteresuje.
– Kiedy kolejne spotkanie? – zapytała z błyskiem w oczach, a na jej policzkach pojawiły się rumieńce ekscytacji.
Ponownie nie mogłem powstrzymać śmiechu, lecz tym razem Alicja dołączyła do mnie.
– A następnym razem nie rób ze mnie głupiej, bo będę mniej wyrozumiała i nie odezwę się do ciebie przez… – zawahała się na chwilę – jakiś czas.
– Jeszcze zobaczymy – skwitowałem.
– Szkoda, że jest tak chłodno – odezwała się po chwili milczenia, całkiem zbijając mnie z pantałyku tak nagłą zmianą tematu. I to na dodatek na pogodę?!
Zanim zdołałem cokolwiek odpowiedzieć, czy zastanowić się nad jej słowami, usiadła mi okrakiem na kolanach i namiętnie wpiła w moje usta. Nie wiem, jakim cudem udało mi się zachować równowagę, nie spaść z tego konaru i jeszcze ją utrzymać. Mój wyczyn zasługiwał na Order Merlina Pierwszej Klasy.
W porę zdołałem się opanować i przyciągnąć ją do siebie. Czułem, jak wplata palce w moje włosy. Pocałunek był długi i namiętny. Pierwszy raz coś takiego przeżywałem, a było to niesamowite uczucie, po którym pozostawał jedynie niedosyt i chęć, by otrzymać znacznie więcej.
Miała rację, było za chłodno, lecz nie przeszkadzało mi to, mimo małej zadyszki, ponownie jej pocałować. Tym razem pozwalając sobie na więcej i błądząc językiem po jej podniebieniu. Alicja nie pozostawała mi dłużna, ze zdwojoną namiętnością oddając pieszczoty.
Nie wiem, jak długo tam zabawiliśmy, jednak zbliżające się do horyzontu słońce skłoniło nas do zakończenia wycieczki. Przynajmniej tym razem drogę powrotną mogłem wybrać sam, używając przy tym kilku znanych tylko Huncwotom skrótów. Nie zmieniło to faktu, że do Hogwartu i tak przybyliśmy po czasie, co kosztowało nas szlaban. Ale czym jest taka kara w porównaniu do tak cudownie spędzonego dnia? Szkoda tylko, że Alicja tak tego nie postrzegała. Rogacz miał rację, za bardzo wzięła sobie do serca funkcję prefekta naczelnego.
~ * ~
Nie wiem, czy uda mi się wszystkich poinformować, bo Internet płata mi niemiłe figle. Jakby co, zostawię powiadomienie jutro. Wszelkie zaległości postaram się nadrobić do środy.

11 komentarzy:

  1. Widzę, że już większy przeskok czasowy, zaczęłaś już listopad ^^.
    Pewnie już ci to kiedyś pisałam, ale bardzo się cieszę, że znowu piszesz coś potterowskiego ^^. Tym bardziej o takich czasach ;). Co prawda nie stało się w tym rozdziale nic mrocznego, ale fajnie, że opisałaś wypad do Hogsmeade.
    Fajnie, że Glizdek nie poszedł tam sam, a z Alicją. Bo jego kumple jak zwykle byli zajęci sobą, James ugania się za Lily, a Łapci pewnie w głowie słodycze. Bardzo fajnie opisałaś zarówno ten zakątek nad jeziorem, jak i rozmowę bohaterów i ich późniejszy pocałunek. Ta sprzeczka też fajnie wyszła, Alicja pewnie była zła, że tyle się produkowała, a Peter i tak już o Zakonie wiedział. Ale fajnie, że się zgodziła chodzić na te spotkania. I po raz kolejny się zastanawiam, czy ta Alicja to będzie matka Nevilla, czy to tylko zbieżność imion. Aczkolwiek pewnie wkrótce stanie się coś, co sprawi, że Glizdek zacznie odwracać się od dawnych przyjaciół i może właśnie będzie to coś mającego związek z tą dziewczyną? W końcu tak bez powodu raczej nie stałby się tym, kim był w książce.
    Podobało mi się i czekam na next ^^.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo, ale to bardzo mi się ten rozdział podobał:) Spodobała mi się ta scenka z rozmowy Petera i Alicji o tej tajnej organizacji. Chłopak się z nią trochę podroczył, a widocznie Krukonka bardzo wszytko bierze do siebie i trochę się rozjuszyła tym, że Petter zaczął się śmiać. Ale fajnie, że sobie wyjaśnili i Gryfon zaproponował jej, aby przyłączyła się do tajnych spotkań.
    Ostatnia scenka ich pocałunku bardzo piękna i romantyczna. Widać, że ich relacje zmienia się w głębokie uczucie. Jestem tym faktem bardzo zadowolona:)

    Całuję i pozdrawiam cieplutko w tak mroźne dni:**

    OdpowiedzUsuń
  3. Akcja zaczyna się rozkręcać, a ja czuję się jakbym była w samym jej środku. Postać Alicji bardzo mii się podoba i uważam, że niezmiernie pasuje do Petera ;)

    Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha. Tego to się nie spodziewałam. Myślałam, że Alicja nie wie o organizacji, ale w sumie nie ma się co dziwić, że usłyszała tą rozmowę. Tyle osób już wie. Najbardziej podobała mi się ta ostatnia scena < 33

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo że nie imałam niespodzianki w postaci sekretu Alicji (domyśliłam się,co chce wyjawić Peterowi, jaktylko powiedziała, że musi mu coś wuyznać),to byłam bardzo ciekawa, jak zareaguje na to, że chlopak wiedział już wcześniej i też chciał jej to powiedziec:p podbało mi sie. poadnto lubię jej zdecydowanie. Pettigrew byjeszcze miesiącami nie mógł jej pocałowac:p

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobał mi się ten rozdział :)
    Nie za dużo się tutaj działo, ale mimo to z przyjemnością go przeczytałam. Taki niezobowiązujący wypad do miasteczka.
    Rozmowa między Alicją a Peterem wypadła ci bardzo ładnie. Tak swobodnie i naturalnie. W sumie nie spodziewałam się, że dziewczyna będzie wiedzieć o Zakonie. No, a tu psikus :)
    Niedobry Peter jeszcze się z biedaczki śmieje. Nieładnie.
    W sumie to dobrze, że dziewczyna zbyt długo się nie gniewała i zgodziła się przyjść na następne spotkanie. Interesuje mnie tylko jak na jej pojawienie się zareagują pozostali.
    Podobała mi się też scena pocałunku. Ładnie to opisałaś, dzięki czemu stworzyłaś taki fajny, romantyczny nastrój.
    Super po prostu ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Biedny Dumbledore, już chyba połowa Hogwartu wie o Zakonie. Nie ma co się dziwić, bo przed Huncwotami nic się nie ukryje, ale to, że Alicja wie mnie zaskoczyło. Trochę jej nie doceniałam, a teraz zaimponowała mi. Ciekawe, jak będzie sobie radzić na tajnych spotkaniach i najważniejsze, jak na jej przybycie zareagują pozostali członkowie? Nie będę oryginalna, gdy napiszę, że również spodobała mi się ostatnia scena. Cicha woda brzegi rwie :D

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja w sumie przyznam szczerze, że zupełnie nie miałam pojęcia, gdzie Alicja ciągnie Glizdogona i co chce mu wyjawić. W sumie myślałam, że to będzie coś zupełnie innego i dziewczyna chce mu bardziej coś szokującego pokazać niż powiedzieć ;D Ale z drugiej strony to dobrze, że chodziło o ten Zakon Feniksa - przynajmniej Peter ma czyste konto, bo nic Krukonce nie powiedział. Ona sama dowiedziała się o tajnej organizacji z innych źródeł.
    No i Glizdogon dostał nawet nagrodę po całej tej rozmowie ;) Musiał być wtedy naprawdę szczęśliwym człowiekiem ;)
    W sumie w rozdziale nie działo się nic szczególnego - można go zaliczyć do spokojniejszych notek, ale mimo wszystko bardzo mi się on podobał ;)
    Chciałam jeszcze wspomnieć, że w poprzednim rozdziale popełniłaś drobny błąd. Napisałaś "pan, Black" czy jakoś tak (a może to było "panie, Black"? Nie przypomnę sobie tego teraz). W każdym razie, zbędnie wrzuciłaś przecinek między te dwa człony.
    Całuję,
    Leszczyna

    OdpowiedzUsuń
  9. Witaj Jeanelle :) Przez jakiś czas nie miałam z Tobą styczności, ale teraz zobaczyłam, że powracasz do pisania bloga potterowskiego, a ponieważ bardzo lubię Twój styl, postanowiłam przeczytać.

    Niezwykle spodobał mi się pomysł na przedstawienie świata oczami Petera - zwykle pomijanej postaci, zarówno w książce, jak i w opowiadaniach. Muszę przyznać, że realistycznie go wykreowałaś - zamknięty sobie, nieśmiały, tchórzliwy, z zaniżoną samooceną. Widać, że w gruncie rzeczy to dobry chłopak, ale...często po prostu brakuje mu odwagi i siły. Wydaje mi się jednak, że dzięki Alicji nieco się zmienia, nabiera pewności siebie, przynajmniej troszkę.
    Muszę wspomnieć, że ich pierwsze spotkanie naprawdę przypadło mi do gustu. Ta cała sytuacja wymagała od Petera pewnego przełamania się, bo zawsze biernie na wszystko patrzył, dla dziewczyny jednak wykrzesał z siebie odwagę. Też bardzo podoba mi się, jak Alicja go traktuje. Że pamiętała jego imię, że nie skończyła tylko na podziękowaniach, że nie oceniała go powierzchownie, dając mu szansę. Polubiłam tą dziewczynę, ale martwię się, co ona takiego zrobi w przyszłości, że chłopak będzie cierpiał.
    Ciekawią mnie także wstawki na temat wojny. Dojrzale przedstawiłaś te mroczne czasy oczami młodych ludzi, którzy chcą walczyć o lepsze jutro.
    Dodam jeszcze, że razem z Peterem nie cierpię tej Claire. Lily przynajmniej jest uprzejma, a ona...co Syriusz w niej widzi? No i jeszcze zmroziło mnie, gdy Huncwoci potraktowali Severusa zaklęciem deformującym. To w żadnym stopniu nie było zabawne! Rzeczą niepojętą jest dla mnie, jak chłopcy, którzy przejmują się krzywdą innych i są gotowi oddać życie za uwolnienie świata od zła, równocześnie bez skrupułów krzywdzą Snape'a, którego jedynym przewinieniem ostatniego czasu było spoglądanie na Lily, do czego chyba miał prawo. To mnie zawsze zastanawiało - niby tacy porządni ludzie, a jednak mają coś na sumieniu.

    No dobra, kończę. W każdym razie opowiadanie jest bardzo ciekawe i zostanę tutaj na dłużej ;)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Po pierwsze bardzo przepraszam ze tak dlugo nie komentowalam na twoim blogu ale oczywiscie czytalam. Jak sama wiesz najlepiej studenckie zycie nie jest wcale takie proste jak wielu sie wydaje ale juz nie marudze tylko przechodze do rozdzialu. Czy juz kiedys wspominalam jak bardzo lubie twoje opisy jezeli tak to sie powtorze bardzo realnie oddaja rzeczywistosc i opisuja to co dzieje sie miedzy bohaterami. Sytuacja miedzy peterem a alicja rowniez przypadla mi do gustu. Jak sie to czyta az trudno uwierzyc ze Peter niedlugo zdradzi swoich przyjaciol. Tymczasem pozdrawiam I czekam z niecierpliwoscia na nn.
    P.s: z gory przepraszam za brak polskich znakow ale komentuje na tel i tak jest duzo szybciej

    OdpowiedzUsuń
  11. Uuu uroczo^^ Nadal nie lubię Petera, ale jego sceny z Alicją owszem Są takie... sympatyczne :) Nie mogę się doczekać opisu któregoś z tych tajnych spotkań. Zastanawia mnie czy Dumbledore wie, co się dzieje pod jego nosem... Mam wrażenie, że się domyśla. Aż nie mogę się nie uśmiechać, gdy sobie wyobrażam to spojrzenie Lily, które rzuciła Jamesowi, żeby nie gwizdał ; D Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń