październik 1977
Porozmawiać z Dumbledore’em. Dobrze pomyślane, istniało tylko jedno ale.
Dlaczego ja też miałem w tym uczestniczyć? Co prawda, postanowiłem, że będę
czynnie uczestniczyć w wojnie, chociaż przyjaciele uważali to za oczywiste i
nie wymagające żadnego zastanowienia, ale to nie znaczyło, że musieli mnie
wszędzie ze sobą ciągnąć.
Nie pisałem się
na rozmowę z dyrektorem, który po pierwsze nie wiedział, że uczniowie
dowiedzieli się o jego tajniej organizacji, po drugie nie musiał być skory do
współpracy i zaakceptowania naszej decyzji, po trzecie z nim nigdy nie było nic
wiadome i wszystko mogło potoczyć się zupełnie nie po naszej myśli.
Żałowałem, że
to nie Lily wybrała się z nimi. Sam nie miałem zamiaru nawet zabierać głosu,
więc byłem zbędny. Wolałbym spotkać się z Alicją lub nawet pomóc w doborze
tematów na nasze tajne spotkania, które miały ruszyć w przyszłym tygodniu, gdy
Rogacz odrobi swój dodatkowy szlaban u Majere za pyskowanie.
A tak wbrew
mojej woli, bo w końcu wszystko robimy razem, więc czemu by nie iść we czwórkę
do dyrektora, stałem przed kamiennym gargulcem strzegącym wejścia do gabinetu
Dumbledore’a. Zdobycie hasła nie wymagało większych wysiłków. Hagrid zawsze był
skory do współpracy, gdy odpowiednio się go podeszło, a Rogacz i Łapa potrafili
to zrobić tak umiejętnie, że półolbrzym nigdy nie zorientował się, że czasem
był wykorzystywany. Gorzej, że ta wizyta nie należała do wcześniej
zapowiedzianych i nie musiała się wcale dobrze potoczyć i skończyć. W końcu po
to wejście było strzeżone hasłem, aby nikt niepowołany (w tym wypadku my) nie
zakłócał spokoju obecnie rezydującego dyrektora.
Rogacz podał
hasło i już po chwili staliśmy przed drewnianymi drzwiami z kołatką w kształcie
gryfa. Łapa zastukał i usłyszeliśmy zaproszenie, aby wejść do środka. Jeden
zero dla Dumbledore’a. Był w środku i już nie mogłem się wycofać. Zresztą,
pewnie przed przyjściem tutaj przyjaciele potwierdzili jego obecność w zamku,
przeglądając Mapę. Żałowałem, że wcześniej nie wymyśliłem sobie jakiejś
wymówki.
Weszliśmy do
środka. Był to wielki i piękny okrągły pokój, pełen dziwnych cichych odgłosów.
Na stołkach o cienkich nogach stały rozmaite srebrne urządzenia, warczące,
wirujące i wypuszczające obłoczki dymu. Ściany były obwieszone portretami
byłych dyrektorów i dyrektorek, które przyglądały się nam uważnie. Stało w nim
także ogromne biurko z nogami w kształcie szponów, za nim na półce ulokowano
starą, postrzępioną Tiarę Przydziału.
Dumbledore’a zdziwił
nasz widok. Pewnie nie spodziewał się wizyty uczniów, a w szczególności tego,
co mieli mu oni do powiedzenia. Przywitaliśmy się grzecznie, czekając na jego
ruch.
– Dobry
wieczór, panie Potter, panie Black, panie Lupin i panie Pettigrew –
powiedział, nie spuszczając z nas swego przenikliwego spojrzenia niebieskich
oczu znad okularów połówek. – Czym zawdzięczam tę niespodziewaną wizytę?
– Mamy ważną
sprawę, którą chcielibyśmy z panem uzgodnić – odpowiedział Rogacz, patrząc
wyzywająco wprost w te błękitne oczy.
Dumbledore
machnął różdżką i przed jego biurkiem pojawiły się trzy dodatkowe, drewniane
krzesła. Każde obite miękkim, szkarłatnym materiałem.
– Siadajcie –
zachęcił nas gestem. Bez sprzeciwu spełniliśmy polecenie, chociaż miałem ochotę
wybiec z tego pomieszczenia i nie oglądać się za siebie. – Słucham. Cóż to za
ważna sprawa?
Dumbledore
rozsiadł się na swoim krześle po drugiej stronie biurka. Złączył ze sobą palce
obu dłoni, czekając aż któryś z nas zabierze głos.
– Wiemy o
Zakonie Feniksa, panie profesorze – powiedział prosto z mostu Rogacz.
Po jego słowach
na twarzy dyrektora odmalowało się wyraźnie zdumienie. Mogłem założyć się, że
nie spodziewał się, iż którykolwiek z uczniów przyjdzie do niego z czymś takim.
Pewnie nawet nas zlekceważył. Zresztą, nie pierwszy raz. Mieliśmy przed nim tak
wiele sekretów, że ten wydawał się jedynie błahostką. Co prawda wyjawienie go
mogło być tragiczne w skutkach, lecz teraz nie warto się tym przejmować.
Wiedziało o tym co najmniej z dziesięć osób i co z tego? Dumbledore nawet z
tego nie zdawał sobie sprawy. Kto wie, co jeszcze mogło dziać się pod jego
nosem.
– Chcemy do
niego dołączyć i walczyć przeciwko Voldemortowi i śmierciożercom – dodał Łapa,
zanim dyrektor zdążył coś powiedzieć.
– Najpierw
muszę zapytać was, skąd w ogóle się o tym dowiedzieliście. To jest ściśle
strzeżona tajemnica. – Ponownie uważnie przyglądał się każdemu z nas, jakby
samym spojrzeniem chciał wydobyć z nas prawdę.
– My… - zawahał
się Lunatyk. – Domyśliliśmy się już w zeszłym roku, że istnieje organizacja,
która walczy z Voldemortem – ostrożnie dobierał słowa. Żaden z nas nie chciał
wsypać Hagrida, szczególnie, że dyrektor miał do niego ogromne zaufanie. – W
wakacje szukaliśmy jakiś śladów czy konkretnych informacji i dowiedzieliśmy
się, że to pan stoi na jej czele. Dlatego tu jesteśmy.
– Więc zapewne
wiecie, że w poczet Zakonu przyjmowani są wykwalifikowani czarodzieje, a nie
uczniowie. Bez względu na to, jak duże zdolności posiadają i przez ilu
nauczycieli są chwaleni – powiedział ze spokojem, jakby uważał, że należy
zwracać się do nas jak do nic nierozumiejących dzieci.
Kątem oka
dostrzegłem, że Łapa zaciska dłonie w pięści na kolanach. Nie dziwiłem się mu,
szczególnie, że w życiu ciągle miał pod górkę i został zmuszony do podjęcia
niejednej dojrzałej decyzji.
– To nie jest zabawa w wojnę – kontynuował
Dumbledore. – Gdy raz już się wstąpi do Zakonu, nie można tak po prostu opuścić
jego szeregów. Wymaga to podjęcia dojrzałej decyzji i zaakceptowania jej
konsekwencji. Jesteście pełnoletni w świetle prawa, lecz nie zrozumcie mnie źle,
ale siedemnastolatki nie są w stanie przewidzieć konsekwencji takiej decyzji.
Teraz wydaje wam się, że jesteście gotów, by stanąć do walki przeciwko
śmierciożercom, ale czy będziecie czuć to samo za rok, dwa, cztery. Gdy
będziecie chcieli założyć własne rodziny, przede wszystkim zaczniecie martwić
się o ich bezpieczeństwo. Zakon to ogromne poświęcenie. Zastanówcie się jeszcze
nad tym.
– Czyli odmawia
nam pan? – spytałem, zanim zdołałem ugryźć się w język.
– Przemyślcie
to jeszcze.
– Już to
zrobiliśmy! – wybuchnął nagle Łapa. – Myśli pan, że inaczej w ogóle byśmy do
pana przyszli i zawracali panu głowę?! Mamy udać się na kursy aurorskie, by
potraktował nas pan poważnie?
– Kursy
aurorskie nie mają tu nic do rzeczy, panie Black. Chociaż nie mogę zaprzeczać,
że są niezwykle przydatne. Nie zbieram wokół siebie tylko ludzi z ministerstwa,
ale każdego, kto chce się do czegoś przydać.
– Właśnie –
wtrącił się Rogacz. – każdego, kto chce się przydać. My chcemy!
– Dlaczego?
– Słucham? –
Pytanie Dumbledore’a całkiem zbiło go z pantałyku.
– Dlaczego tak
bardzo chcecie dołączyć do Zakonu? Dlaczego tak bardzo chcecie walczyć?
Stwierdziliście, że nie jest to wasza chwilowa zachcianka, więc pytam się o powód.
Zwykle
dobroduszne oblicze dyrektora teraz stało się całkiem poważne. Nawet w tych
błękitnych oczach ciężko było doszukać się jakichkolwiek iskierek radości.
Ledwo poznawałem Dumbledore’a, który siedział przede mną.
– Pomylił się
pan w ocenie nas – odpowiedział Lunatyk. – Może i mamy siedemnaście lat, ale
widzimy, co dzieje się na świecie. To trwa już od lat. Kiedyś mogliśmy
bezpiecznie wyjść na ulicę, ale teraz się to skończyło. Wszędzie grasują
śmierciożercy, dementorzy, inferiusy. Nie chcemy takiego życia. Chcemy, by było
tak, jak w czasie naszego dzieciństwa.
– Widzimy, że
nie wszyscy obecną sytuację traktują poważnie – wtrącił Rogacz. – Mają w
głębokim poważaniu, co stanie się z naszym światem czy światem mugoli. Ale my
nie. I przyzna nam pan rację, że właśnie takich ludzi pan szuka. Gotowych do
poświęceń i walki o nowe, lepsze jutro. Takich, którzy nie chcą za to zapłaty,
a robią to z dobroci serca, bo chcą, aby ci, których kochają żyli w lepszym
świecie. Bez Voldemorta i śmierciożerców. I gdyby się pan rozejrzał,
dostrzegłby pan, że w szkole jest więcej takich osób. Sytuacja zmusiła nas do
wcześniejszego dorośnięcia, dlatego zdajemy sobie sprawę, jakie decyzje musimy
podejmować – mówił z pasją, gdyż wierzył we wszystkie swoje słowa. Płynęły
prosto z serca i to dawało im jeszcze większą moc.
Zapadło
milczenie. Nikt z nas nie kwapił się, by się odezwać, szczególnie, że Rogacz
ujął wszystko co najważniejsze. Z naszej strony nie było nic do dodania,
pozostawało jedynie czekać na wyrok. I zaakceptować go, jeżeli będzie po naszej
myśli, lub dalej walczyć. W końcu Huncwoci nigdy się nie poddawali. I najwyższy
czas, aby do Dumbledore’a też to dotarło. Z nami nie wygra bez względu na to,
jakie środki zastosuje.
– Kim są ci
oni? – przerwał milczenie dyrektor. – Kto jeszcze wie o tajnej organizacji?
– Lily i Claire
wiedzą o Zakonie Feniksa – pospieszył z wyjaśnieniem Łapa – ale są inni, którzy
chcą walczyć, chociaż nie mają pojęcia, że coś takiego istnieje. Większość z
nich pewnie będzie chciała zasilić szeregi aurorów, ale doskonale zdaje pan
sobie sprawę, że nie wszyscy się tam dostaną. Ministerstwo nawet teraz prowadzi
ostrą selekcję, chociaż brakuje im ludzi. Dla nich młodzi też nie mają
znaczenia – zakończył z naciskiem na ostatnie zdanie.
– Tego nie
powiedziałem, panie Black – zaprzeczył Dumbledore. – Kto należy do tej drugiej
grupy?
– Marlena i Alan
McKinnonowie, Dorcas Meadowes, Ben Fenwick, Albert i Evangeline Bones, Caradoc
Dearborn, Emelina Vane – zaczął wymieniać Lunatyk. Nie sądziłem, że w tak
krótkim czasie zdołali wynaleźć wśród tłumu uczniów aż tylu, którzy chcieli
walczyć.
– Alicja
Willson – dodałem bezwiednie, dopiero po chwili orientując się, że przyjaciele
patrzą na mnie ze zdziwieniem.
– Jestem pod
wrażeniem – odezwał się Dumbledore. – Przede wszystkim jesteście znani jako
dowcipnisie i osoby lekko podchodzące do życia, ale cieszę się, że to nie jest
cała prawda. Jednak nie ma co się dziwić, jesteście Gryfonami – dodał, a jego
twarz ponownie rozświetlił uśmiech, jakby sama przynależność do domu
Gryffindora kwalifikowała nas na lepszą pozycję niż innych.
– Czyli zgodzi
się pan? – upewnił się Łapa.
– Nie.
Ta odpowiedź
całą naszą czwórkę zbiła z pantałyku. Najpierw nas chwalił i uważał, że pomylił
się w swoim osądzie, a ostatecznie odmawiał. Nie potrafiłem dostrzec w tym
najmniejszego sensu. A po minach przyjaciół zorientowałem się, że myślą
podobnie.
– Ale…
– Mogę najpierw
dokończyć, panie Potter? – przerwał mu, zanim zdołał dokończyć zdanie. Rogacz
kiwnął głową na znak zgody. – Przemyślcie to jeszcze raz, a jeżeli nie
zmienicie zdania, przyjdźcie do mnie pod koniec roku szkolnego. Wtedy
porozmawiamy. I proszę was, byście nie rozpowiadali wszystkim o Zakonie
Feniksa. Miała to być tajna organizacja, a Voldemort na pewno posiada swoich
szpiegów także tutaj, w Hogwarcie.
Zgodziliśmy się
na to, bo w końcu nic innego nie mogliśmy zrobić. Chociaż Alicji i tak miałem
zamiar o wszystkim powiedzieć. Skoro Lily i Teney mogły wiedzieć, to ona też.
Może nie
osiągnęliśmy wtedy tego, co zamierzaliśmy, ale był to duży krok naprzód. Nic
nie stało na przeszkodzie, byśmy poczekali, w końcu i tak musieliśmy skończyć
szkołę. Wojna nagle się nie skończy, a Dumbledore i tak nie pozwoliłby nam
opuścić bezpiecznych murów Hogwartu.
Nie
zamierzaliśmy rezygnować z organizacji tajnych spotkań, szczególnie, że w
przyszłości wiedza o zaklęciach defensywnych i ofensywnych mogła nam się
przydać, a nawet uratować życie. Zresztą, mógł to być nawet przyjemny sposób na
spędzenie wolnego czasu.
~ * ~
Rozdział jeden dzień wcześniej, bo przyszły tydzień mam niemalże cały
zawalony nauką i szkołą i pewnie jutro nie dałabym rady nawet wstawić tego
postu.
Ile ja się naszukałam nazwisk tych wszystkich członków pierwszego Zakonu
Feniksa i oczywiście poza piątą częścią żadnych wzmianek nie było. Dlatego
część z nich jest autentyczna, a część wymyślona przeze mnie.
trolo, lolo,lolo... Eduardo bawi się świetnie.
OdpowiedzUsuńnie wątpię
Usuńwysyłam całuski (dla Eduardo oczywiście) :*
joł, ziom!
OdpowiedzUsuńprofilu brakuje i zdjęcia
UsuńDlaczego on się im nigdy nie postawi? Skoro nie chciał iść do Dumbledore'a, to czemu im tego nie powiedział? Powinien się w końcu nauczyć odmawiać kolegom, a nie podporządkowywać im się w każdej sprawie. Przecież tak nie można. Dość dużo osób chce walczyć, ale Dumbledore ma rację, w tak młodym wieku zapał może być tylko chwilowy. Wątpię, żeby wszyscy wiedzieli, na co się piszą. Oczywiście co do naszego kochanego „gangu” nie mam żadnych wątpliwości i wierzę, że gdy skończy się rok szkolny, to oni nadal będą tego samego zdania. Lubię Alicję, ale mam dziwne przeczucie, że Peter źle zrobi, jeśli jej powie. Wydaje mi się, że ona ich zdradzi. Nie wiem czemu. Obym się myliła. Jestem ciekawa, co sprawi, że Peter, zamiast pomagać kolegom w walce, przyłączy się do Voldemorta. A może Alicja... albo go przekabaci, albo jeśli się co do niej mylę, to może on zrobi to, by ją chronić. A może ona nie będzie miała w tym żadnego udziału. xd
OdpowiedzUsuńTak myślałam, że troje Huncowtów będzie bardzo chciało przyłączyć się do Zakonu Feniksa. Jak przystało na Gryfonów, są odważni i czasem wręcz lekkomyślni, ale Peter wyraźnie od nich odstaje pod tym względem. Nie ma nawet odwagi postawić się i powiedzieć, że nie chce, może po prostu boi się, że przyjaciele by go odrzucili i dlatego robi coś, czego wcale robić nie chce? Zawsze był gotów podporządkować się silniejszym i mam wrażenie, że czasem bał się być po prostu sobą, choć przy Alicji zachowuje się inaczej. przy niej wychodzą na jaw wcześniej skrywane przez niego cechy.
OdpowiedzUsuńW sumie Dumbel dobrze zrobił, że im odmówił, w końcu są jeszcze za młodzi i mogą zmienić zdanie, a niezdecydowanych to im raczej nie potrzeba... W każdym razie, dla mnie takie pchanie się do walki było dziwne, chyba najrozsądniejsze było nie opowiadanie się po żadnej stronie, ale gdzie by Huncwoci siedzieli okrakiem na barykadzie...
No, ale ciekawy rozdział, czuć tę atmosferę lat 70. i grozy czającej się za murami Hogwartu. Zazdroszczę, że umiesz to oddać ^^.
Fajnie też opisujesz Huncwotów oraz samego petera i jego rozterki. Ukazujesz go bardziej po swojemu, nie jest kalką Glizdka z książki.
Widać determinację Huncwotów i chęć walki skoro udali się do samego Dumbledore 'a, aby ten przyjął ich do Zakonu Feniksa. Nie zdziwiłam się, kiedy oznajmił im, że się nie zgadza. Peter pewnie troszkę odetchnął z ulgą, bo jako jedyny nie chciał iść do dyrektora. Myślę, że przemyślenie tego jest rozsądne. A zebranie grupki osób, którzy będą chcieli walczyć, nie jest złym pomysłem. W jakimś stopniu mogą się poduczyć zaklęć, aby móc się bronić:)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo przyjemny i jak zwykle świetny:)
Całuję:**
Przypuszczałam, że oni tak szybko nie odpuszczą. To nie w ich stylu i pewnie zrobią wszystko, żeby i tak włączyć się do czynnej walki.
OdpowiedzUsuńDumbledore jak na niego przystało był rozsądny, rozwiązując w taki sposób ten dylemat. W końcu Huncwoci mimo że w bojowych nastrojach, to jednak są jeszcze młodymi, niedoświadczonymi ludźmi. Dlatego uważam, że postąpił bardzo mądrze stawiając im takie ultimatum...
Będą mieli czas, aby to wszystko przemyśleć. I jakby na to nie spojrzeć Peter zyskał drugą szansę na wycofanie się, ale pewnie i tak jej nie wykorzysta. Zastanawiam się w jakich okolicznościach odwróci się od przyjaciół...
Czekam na kolejny,
POzdrawiam!
Czytałam strasznie duzo fanfików o HP i szczerze mówiąc, zdarzalo się kilka wpadek.
OdpowiedzUsuńTwoje rozdziały jak najpiardziej są jednymi z lepszych, jakie miałam okazje przeczytać :3
Piszesz fajnie; tekst nie jest cieżki, opisy nie ciągną sie jak stara guma.
naprawde mi się podobało.
http://kukurydza.blogspot.com/
Przeczytałam kiedyś jedną fajną miniaturkę na fanfiction o Glizdogonie i muszę stwierdzić, że chyba lubię takie opowiadania (;
OdpowiedzUsuńPetera zawsze się pomija, a jest on przecież jedną z najważniejszych postaci w całym kanonie opowiadań o Potterach. Co prawda niezbyt lubianą, ale jednak.
Przeczytałam tylko ten rozdział, jednak na pewno uzupełnię braki.
Twój Peter jest normalny i można się z nim utożsamić. Niby tchórzliwy, ale ma w sobie coś... Podoba mi się jak go przedstawiasz. Peter zdaję się czasami nie być oddzielną osobą, zupełnie jakby bez reszty Huncwotów nie istniał. Z drugiej strony zastanawiam się czy Peter w końcu chciał dołączyć do Zakonu czy nie. Na początku piszesz, że nie bardzo się z tego cieszy i najchętniej dałby sobie z tym spokój, a na końcu rozdziału znowu wydaje się zdeterminowany jak James, Łapa i Remus... Dobra czepiam się, przepraszam xD Idę czytać resztę (;
Pozdrawiam, Vera!
Uff... W końcu zabrałam się za nadrabianie zaległości :)
OdpowiedzUsuńNa początek, szkoda, że nie napisałaś, jak brzmiało hasło do gabinetu Dumbleodre'a. Zawsze je lubiłam xd
Peter jak zwykle, zero własnego zdania. Huncwoci coś chcą, to on również musi. Ale podczas rozmowy z dyrektorem zdziwiło mnie jego zachowanie. W pewnym momencie miałam wrażenie, że niemal chce tak samo wstąpić do Zakonu, co przyjaciele. Może dał się ponieść podniosłej atmosferze? Ciekawe tylko, czy za chwilę znowu nie będzie żałować, że dał się w to wszystko wciągnąć. Dumbledore, jak to on, podszedł do tego rozważnie i zostawił im czas do namyślenia się, ale do końca roku szkolnego może się jeszcze wiele wydarzyć :)
Pozdrawiam :)
W sumie mogliśmy się spodziewać, że Dumbledore i tak pozwoli im dołączyć do Zakonu, mimo że może i nie powiedział tego wprost, a mamy też do czynienia z Huncwotami, którzy nie zrezygnują z tego, co postanowili choćby nie wiem co. Chociaż Peter się wacha. On najchętniej uciekłby stamtąd i zaszył się gdzieś, żeby nie mieć z wojną nic wspólnego. Ale teraz wpływ na niego mają nie tylko przyjaciele, ale i Alicja, a ona to może nawet większy. W końcu, czego się nie robi, jak jest się zakochanym?
OdpowiedzUsuńWybacz, że tak późno i niezalogowana, ale mój internet mnie dobija ;/
Pozdrawiam!
Zdziwiło mnie zakończenie. "Zresztą, mógł to być nawet przyjemny sposób na spędzenie wolnego czasu." -nie brzmi to trochę dziwnie z punktu widzenia Petera? Uważa ćwiczenie obrony przed czarną magią i przygotowania do wojny za dobrą zabawę? Teoretycznie Dumbledore podjął dobrą decyzję, Huncwoci naprawdę chcą walczyć ,ale szkoda, ze dał im szansę na dołączenie do Zakonu.. Prze to zginął Rogacz.. Lilly... Severus się załamał....
OdpowiedzUsuńCo?! to już koniec? Pisz dalej szybko, nie mogę się doczekać, aż się dowiem ,dlaczego Peter stał się zdrajcą!
OdpowiedzUsuńP.S. przeczytałam całe wspomnienia severusa, ten blog i zabieram się do braci duszy. Byłoby mi bardzo miło, gdybyś wpadł an mojego bloga: historia-eveline-malfoy.blogspot.com. Jest to historia o siostrze Dracona, czarnej owcy z charakterkiem w rodzinie. Co wybierze? Czy będzie działać zgodnie ze swoimi przekonaniami, czy też pozostanie lojalna rodzinie? ( nie zwracaj uwagi na szablon ani na mój profil. Moja beta jest nieco ekscentryczna ;)
tak myślałam, że się nie zhodzi, ale warto było spóbować. i nawet petersię zaangazował w walke o zakon, niezle. trochę szkoda, że tlyko jeden wątek, ale dobrze napisane
OdpowiedzUsuńwybacz, że pierwszej kolejności nie odniosę się do treści Twojego bloga, ale urzekła mnie szata graficzna. Doprawdy świetnie dobrane kolory bardzo ładnie zrobiony nagłówek, pozazdrościć. Podczas lektury oczy się nie męczą, kolory są delikatne i nie mogę się napatrzeć. A teraz najważniejsze. Bardzo mnie zaciekawiłaś, tylko zdziwiło mnie za kończenie, też czekam aż okaże się co z Peterem
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie - autograf magicznego wytwórcy
Tak przypuszczałam, że Dumbledore karze im przemyśleć wszystko jeszcze raz. Chociaż jego fanką nie jestem, to jednak ma trochę racji, obawiając się "słomianego zapału". Peter mnke irytuje tym swoim brakiem umiejętności wyrażania własnego zdania : /
OdpowiedzUsuń