wrzesień 1977
Przez całą drogę do chatki Hagrida Rogacz wieszał psy na Majere. Nie mógł
pozostawić bez echa tej niesprawiedliwości i niezasłużenie odjętych punktów.
– Pewnie będzie
chciał nas złapać w drodze powrotnej. Dobrze, że mamy pelerynę-niewidkę. Glizdek
zamieni się w szczura i we trójkę jakoś się pod nią zmieścimy. Debil będzie
mieć za swoje – oznajmił, stukając w drzwi chatki z nieco większą siłą niż
nakazywała przyzwoitość. – Jeszcze się na nim odegram i nawet Lily mi tego z
głowy nie wybije.
Przyznałem mu
rację, chociaż w duchu przyrzekłem sobie nie wtrącać się jawnie do tej
operacji. Nie chciałem zmarnować kolejnego tygodnia na jakimś ohydnym
szlabanie. I Alicja też nie patrzyłaby na to zbyt pochlebnie, szczególnie że
uczęszczała na jego lekcje.
Po chwili zza
drzwi wyłoniła się kudłata twarz Hagrida. Gdy tylko zobaczył, kto zaszczycił
jego skromne (dosłownie) progi, twarz rozjaśnił mu szeroki uśmiech, a w
czarnych oczach zalśniły radosne iskierki.
– Tak też
myślałem, cholibka, że tylko wy chłopaki możecie przyjść tu o tej porze –
oznajmił na przywitanie, wpuszczając nas do środka.
Wnętrze jego
chaty niewiele się zmieniło. W jednej izbie nadal stało olbrzymie łóżko z
wysłużoną kołdrą z patchworku. Przed kominkiem znajdował się drewniany stół z krzesłami.
Z sufitu zwisały najróżniejsze liny, pióra, włosie jednorożców i tym podobne,
zbierane zapewne w Zakazanym Lesie, przedmioty.
Półolbrzym
postawił na stole pięć kubków z parującą herbatą i talerz z ciasteczkami
domowej roboty. Natychmiast wziąłem jedno. Było niezwykle twarde, ale po
zamoczeniu w herbacie dawało się je w miarę normalnie zjeść.
– Co was do
mnie sprowadza, chłopaki? Cholibka, to dość nietypowa pora na odwiedziny, ktoś
może was przyłapać w drodze powrotnej i zarobicie szlaban.
– Hagridzie,
zapomniałeś, z kim rozmawiasz. Nas nikt nie przyłapie – powiedział Rogacz,
szczerząc zęby.
– A bez ryzyka
nie ma zabawy – zawtórował mu Łapa. – Kolejny szlaban nam nie straszny, jeszcze
żadnego w tym roku nie zarobiliśmy, a semestr trwa już od dwóch tygodni.
– Cholibka, nie
szkoda wam czasu, chłopaki, przecież w tym roku macie owutemy.
Lunatyk
przytaknął, całkowicie zgadzając się z jego słowami. Jednak Rogacz i Łapa tylko
lekceważąco machnęli rękami.
– Nie obchodzą
nas egzaminy, Hagridzie. Co nam po nich w obecnych czasach. Trwa wojna…
– James,
przecież nie będzie ona trwać wiecznie, a potem…
– Co potem? Mam
starać się o pracę w ministerstwie? Nie, dziękuję. Nie chcę być jak mój ojciec.
Mam zamiar sam być panem własnego losu, nie marionetką w rekach ministrów, szefów
departamentów i innych. Nie będę tańczyć, jak zagrają mi durnie, którzy nie
potrafią zapewnić ochrony społeczeństwu!
– James…
– Rogacz ma
rację, Hagridzie – wtrącił się Łapa. – Nie mamy zamiaru popełniać błędów
naszych rodziców. Doskonale wiesz, z jakiej rodziny ja pochodzę. Mam, tak jak
oni, patrzeć na to, co dzieje się w kraju? Przykładać rękę do durnych dekretów,
które tylko ograniczają i powodują chaos, dlatego że jestem Balckiem. Czy jak
mój brat starać się o pozycję wśród śmierciożerców? Nie rób takiej miny. On
taki jest. Zafascynowany czarną magią i polityką Voldemorta.
– Ja też nie
chcę iść w ślady moich rodziców. Kocham ich, ale nie odpowiada mi to, co robią.
Ojciec bez zmrużenia okiem wykonuje wszystkie polecenia Croucha, a matka siedzi
w domu, jakby to wszystko w ogóle jej nie interesowało. A przecież tyczy się to
nas wszystkich. Nadal będzie biernie siedzieć z założonymi rękami, gdy
śmierciożercy włamią się do domu lub zaatakują ją na ulicy? Trwa wojna i jeżeli
nasi opiekunowie nie potrafią nic z tym zrobić, to pora, by do tej rozgrywki
dołączyło nowe pokolenie.
Dobroduszność w
mgnieniu oka zniknęła z twarzy Hagrida. Zastąpił ją szok i niedowierzanie.
Sam musiałem
wyglądać podobnie. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że moi przyjaciele mieli
takie zamiary. Chciałem żyć, a nie pakować się na pewną śmierć. Nie byłem nimi,
nie byłem tak odważny. Wolałbym zaszyć się w jakimś spokojnym departamencie i
mieć święty spokój. A tu wyskoczyli z czymś takim!
– Dobrze wiesz,
Hagridzie, że najwyższa pora, abyśmy i my dołączyli do tej wojny, która dotyczy
nas w równym stopniu, a nawet jeszcze bardziej, bo to o naszą przyszłość
chodzi. Naszych potencjalnych rodzin i dzieci, jeżeli się na nie zdecydujemy –
dołączył do nich Lunatyk.
Czy oni wszyscy
spiskowali przeciwko mnie? Postanowiłem trzymać gębę na kłódkę i jedynie
obserwować. W duchu zastanawiałem się nad ewentualnymi możliwościami wymigania
się od tego niedorzecznego pomysłu. W końcu nie było tam miejsca dla tchórza,
ale nie wiedziałem, czy moi przyjaciele zdawali sobie z tego sprawę.
– Chłopaki,
przecież jesteście tacy młodzi, cholibka. Tak łatwo możecie zginąć, jeszcze nie
skończyliście szkoły.
Miałem
wrażenie, że Hagrid za punkt honoru wziął sobie wyperswadowanie im tego z głów.
Dziękowałem mu z całego serca, chociaż część mnie już wtedy zdawała sobie
sprawę, że na nic się to nie zda. Huncwoci zawsze dopinali swego. Nie było dla
nas rzeczy niemożliwych. Nie i tak znaczyło tak, chociaż trzeba było zadać
sobie nieco więcej trudu.
– Ale skończymy
ją za niecałe dziesięć miesięcy – mówił dalej Syriusz. Bez trudu wyczułem pasję
w jego głosie. – A wtedy wkroczymy w świat za murami szkoły. W samo centrum
wojny! Mamy stać i patrzeć, jak zabijają bliskie nam osoby? Z obojętnością
przeglądać nazwiska zamordowanych w „Proroku”? Nie, nie należymy do tej grupy
ludzi.
– James,
przecież masz dziewczynę, cholibka. – Hagrid próbował z innej strony, ale to na
niewiele się zdało.
– Dziewczynę,
która też chce walczyć i wie, co dzieje się z takimi jak ona poza szkołą. W
świetle prawa jestem już dorosły, chcę założyć rodzinę, mieć gromadkę dzieci i
cieszyć się z każdego spędzonego z nimi dnia. Jednak nie chcę, aby oni musieli
przechodzić przez ten sam horror co ja. Nie chcę wiecznie się ukrywać i trząść ze
strachu na myśl, że w każdej chwili któreś z nich zostanie zamordowane.
– Na co nam
posady, na co nam egzaminy, gdy powoli nasz świat przestaje istnieć? Nie
pozwolimy na to, nawet jeżeli dojdzie do tego, że w czwórkę staniemy przeciwko
Voldemortowi! – zakończył Lunatyk.
Zadrżałem na
dźwięk tego nazwiska, podobnie jak Hagrid, który prawie spadł z krzesła. Już wcielili
mnie do swojego planu i nie miałem nic do powiedzenia. Ale ja nie chciałem!
Oczywiście nic nie powiedziałem i pozwoliłem, aby wszystko potoczyło się dalej
tak znienawidzonym przeze mnie torem.
– Doceniam wasz
zapał, chłopaki. – Hagrid ostrożnie dobierał słowa. – Ale Dumbledore nie
przyjmuje do Zakonu tak mło…
– Wiedziałem! –
krzyknęli jednocześnie Rogacz i Łapa, zagłuszając mój jęk.
Hagrid momentalnie
zamilkł. Od razu dotarło do niego, że powiedział za dużo i teraz tak łatwo nas
nie spławi. Przez chwilę naszła mnie głupia myśl, czy już nie zacząć kopać
własnego grobu. Jedno starcie z śmierciożercą wystarczy, aby wysłać mnie na
tamten świat.
– Czyli
Dumbledore zbiera ludzi do walki z Voldemortem…
– James, nie
wymawiaj tego imienia – jęknął Hagrid już cały oblany potem.
– Hagridzie,
zacznij się przyzwyczajać.
– Od dawna się
domyślaliście? – dał za wygraną półolbrzym. Nie spodobało mi się to, ale jakie
miałem inne wyjście. Nie mogłem wyjść z jego chatki bez słowa. Nie mogłem nie
iść śladem przyjaciół, by ich nie zranić. Na to też byłem zbyt wielkim
tchórzem.
– Już w zeszłym
roku sporo nad tym myśleliśmy – odpowiedział Lunatyk. – Widzieliśmy, że Dumbledore
nie należy do ludzi, którzy patrzyliby obojętnie na to, co dzieje się w kraju.
Nie jest jak nasza minister. Domyślaliśmy się też, że niepełnoletnich nie
przyjmie, dlatego wróciliśmy w tym roku do Hogwartu, aby jeszcze trochę się
podszkolić i zorientować w sytuacji.
– Jak dostać
się do tego całego Zakonu? – spytał prosto z mostu Łapa.
– Cholibka,
może i nie brakuje wam zapału, chłopaki, ale jesteście jeszcze za młodzi.
– Świetnie –
skwitował Rogacz. – Zwrócimy się z tym do Dumbledore’a. On nas wysłucha.
– Nie róbcie
tego… - jęknął Hagrid, a jego nieowłosiona część twarzy stała się nagle
wyjątkowo blada.
– Nie martw
się, Hagridzie, nie wsypiemy cię – zapewnił go Łapa.
Na tym
zakończyło się drążenie tego tematu i reszta wizyty upłynęła w bardziej
pogodnej atmosferze i obejmowała neutralne tematy. Jednak ziarno już zostało
zasiane. Nie mogłem skupić się na tym, o czym rozmawiali. Nie mogłem uwierzyć,
że bez mojego zdania zostałem w to wszystko wplątany.
Po zakończeniu
szkoły lub nawet wcześniej, jeżeli Rogacz i Łapa zaczną wprowadzać swój plan w
życie już teraz, zostanę członkiem tego całego Zakonu. Nie powiem nie. Nie będę
mieć na to odwagi. Zrobię to, czego będą ode mnie oczekiwać. Jak zawsze,
chociaż tym razem nie chodziło o głupi żart wymierzony w kierunku Smarkerusa
czy jakiegoś pierwszoroczniaka.
Żałowałem, że
ta przyjaźń doprowadziła nas do tego momentu. Wojna już teraz, chociaż
bezpośrednio nas nie dotyczyła, zabrała nam spokój i szczęście. Za jakiś czas
zostaniemy żołnierzami w armii Dumbledore’a i zginiemy na jego rozkaz, by
zapewnić następnym pokoleniom lepszą przyszłość.
Perspektywa
zostania bohaterem była niezwykle kusząca, lecz nie za taką cenę. Dla mnie była
ona za wysoka. Nie byłem w stanie poświęcić własnego życia tak jak Rogacz, Łapa
i Lunatyk. I to bezinteresownie, bez żadnej zapłaty. A pośmiertne ordery mnie
nie satysfakcjonowały.
Wbrew mojej
woli wyrwano mnie z bezpiecznego kokonu dzieciństwa. Mogłem jedynie płakać w
samotności, lecz łzy nie chciały wydostać się na zewnątrz. Dorosłem. Nagle i
brutalnie.
W tamtej chwili
uświadomiłem sobie, że to koniec żartów i wygłupów w wykonaniu Huncwotów. Teraz
czterej dorośli mężczyźni będą przygotowywać się do wojny. Do walki, która
czeka ich zaraz po przekroczeniu murów bezpiecznej przystani.
Żałowałem, że i
dla mnie znalazło się tam miejsce.
~ * ~
– Obiecajmy
sobie, że nikomu nie powiemy o Zakonie Feniksa – odezwał się Łapa, gdy
zmierzaliśmy w stronę szkoły. – Dumbledore pewnie nie chciałby, aby to się
rozniosło. Szczególnie że Ślizgoni nie będą mieć skrupułów, by o wszystkim
donieść swoim rodzicom – śmierciożercom.
Pelerynę-niewidkę
postanowiliśmy założyć przed wejściem. Szczególnie że Hagrid nie wiedział, iż
jesteśmy animagami i tak miało pozostać. To był tylko nasz sekret. Sekret
Huncwotów.
– Zgoda –
powiedzieliśmy bez wahania.
– Powinniśmy
już zacząć ćwiczyć zaklęcia i uroki – oznajmił z entuzjazmem Rogacz. –
Lily na pewno odwali za nas czarną robotę i wyszuka sensowne
książki.
– Lily? –
spytałem z niedowierzaniem. – Przecież nie mięliśmy nikomu mówić.
– Och, Glizdek,
przecież ona jest we wszystko wtajemniczona – pospieszył z wyjaśnieniem Rogacz.
– Chce walczyć tak samo jak my.
Nie miałem na
to sensownej odpowiedzi, ale już mi się to nie podobało. Skoro Evans miała we
wszystkim uczestniczyć, to te spotkania straciły właśnie swój sens. Kto wie,
czy nie przyprowadzi ze sobą Teney, bo jej wszystko wolno. Tylko ja muszę
trzymać język za zębami, bo wszyscy Ślizgoni tylko czekają, aby mnie
podsłuchać, pomijając fakt, że nigdy nie traktują mnie poważnie. Nie widziałem
już sensu w utrzymywaniu tajemnicy, skoro zaraz pół Gryffindoru będzie
wiedzieć.
– Proszę,
proszę. Tym razem jest już po ciszy nocnej, prawda, Potter – rozległ się
jadowity, znienawidzony przez nas głos.
Z cienia
pobliskiego drzewa wyszedł nie kto inny jak Raistlin Majere.
W jego złotych oczach błyszczały iskierki chorej satysfakcji. A my nie mieliśmy
na sobie peleryny-niewidki i byliśmy skazani na jego łaskę. Żadnemu z nas nie
przyszło nawet do głowy, że będzie na nas czekać na błoniach.
Nie mieliśmy
sensownego wytłumaczenia tej nocnej wędrówki i złamania jednech z
najpoważniejszych zasad wprowadzonych dla naszego bezpieczeństwa. Musieliśmy
zacisnąć zęby i pogodzić się z utratą prawie wszystkich punktów, dwutygodniowym
szlabanem, listami do rodziców i doniesieniem o wszystkim McGonagall, która na
pewno nie będzie zadowolona.
Po raz pierwszy
miałem ochotę oszołomić go i utopić w jeziorze. Wyjątkowo się na nas uwziął,
chociaż do tej pory jeszcze nic nie zrobiliśmy. Jeżeli miał zamiar znęcać się
nad nami do końca roku, to miałem ochotę sam spakować kufer i wynieść się stąd.
Wiedziałem, że kolejny dowcip Huncwotów zostanie wymierzony właśnie w niego.
~ * ~
Z racji, że jutro nie dałabym rady nic opublikować, rozdział pojawił się
dzisiaj, a nie we wtorek, jak planowałam na początku.
W końcu ruszyłam z tym opowiadaniem. Skończyłam dziesiąty i zaczęłam
jedenasty. Najwyższy czas dopisać końcówkę szkoły i zmierzać ku epilogowi, bo
nie lubię pisania czegoś krótkiego aż tak bardzo rozkładać w czasie.
Nadszedł najwyższy czas, aby zmienić szablon, bo nowego kopa weny
potrzebowałam. Gdy go zobaczyła, to się zakochałam. Oczywiście autorstwa Elfaby
:*
komcia?
OdpowiedzUsuńO, teraz nie pomyliłaś profilu :P
UsuńO ! Jaki śliczny szablon <3333 Kurt :** :P Rozdział był chyba jak dotąd najlepszy. Widać, że Huncwoci bardzo zapalili się do chronienia świata. Szkoda tylko, że nie spytali jeszcze o zdanie Petera. Nie każdy jest przecież odważny i szlachetny, prawda? Nie każdy chcę narażać życie. Ja osobiscie postąpiłabym tak jak Rogacz, Łapa i Lunatyk, ale powinni mieć na uwadze zdanie przyjaciela. Czy tylko mi Majere przypomina Severusa? :P Dopiero teraz to zauważyłam. Nie wiem czy to efekt zamierzony, czy samo ci tak wychodzi :) No Hagrid jak zawsze próbował wybić im z głowy pomysł, ale jak zwykle mu się nie udało. Chodzi mi z tym "jak zawsze", że Trójcy też próbował wybić z głowy różne pomysły. Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa najbardziej lubię chyba dwójkę. Tutaj Huncwoci za bardzo musieli zaplusować, aby mi się spodobał, jednak dobrze się go pisało.
No właśnie, to jeden z największych błędów Rogacza i Łapy. Mierzą ludzi własną miarą, nie przyjmując do wiadomości, że ktoś może być inny i mieć inne plany.
Efekt z Majere tak pół na pół. Tutaj była to głównie kontynuacja tamtego wątku, ale powtórzenie wydarzenia z Kamienia Filozoficznego jak najbardziej zamierzone.
Jak ja uwielbiam tą gadatliwość Hagrida xd Zawsze wszystko potrafi wypaplać. Heh. Brawa za odwagę, ale przypuszczam, że oni tak naprawdę nie zdają sobie sprawy z tego, że w starciu z Voldemortem nie mają dużych szans. Cieszę się jednak, że chcą walczyć, a nie siedzą bezczynnie. Gdyby każdy czarodziej podchodził do tego tak, jak oni i wszyscy zebraliby się w kupę to Vodzio pewnie straciłby swoją przewagę. Trochę szkoda mi Petera. Boi się, ale pewnie głupio mu przyznać się przed kolegami. Gdyby tylko nabrał odwagi.
OdpowiedzUsuńPrzynajmniej zawsze znajdzie się postać, która może coś napomknąć i skłonić innych do poprawnych wniosków ;)
UsuńChyba nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, z czym tak naprawdę przyjdzie im się zmierzyć. Ale ktoś musi walczyć.
Wizyta u Hagrida wywołała we mnie takie przyjemne wspomnienia :) Uwielbiam tego poczciwego, gadatliwego wielkoluda. Chociaż ta rozmowa do najprzyjemniejszych nie należała. Nadchodzi wojna. Chłopy zamierzają brać w niej czynny udział, co zupełnie nie podoba się Peterowi. Znalazł się w nieco patowej sytuacji. Nie chce walczyć, bojąc się o życie, ale też nie może tego powiedzieć przyjaciołom, by nie stracić w ich oczach szacunku. Szkoda, że brakuje mu do tego odwagi. Może gdyby się przyznał, Huncwoci zrozumieliby go i nie musiałby dołączać do Zakonu Feniksa. Tam wszystko prędzej czy później wyszło na jaw. Tak się kończy zgrywanie bohatera :(
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Co do samej kwestii wstąpienia Petera do Zakonu, to mam zamiar to jeszcze trochę pokomplikować i manipulować jego wyborami i decyzjami.
UsuńA nigdy nie zastanawiałam się, jakby zachowali się Huncwoci, gdyby powiedział im prawdę. Pewnie by go zrozumieli, ale kto wie, czy jednak nie próbowaliby go jakoś zachęcić.
Haha, Hagrid i jego zbyt sługi język:P Takie miłe wspomnienia się nasuwają, że rozdział zaczęłam czytać z wyśmienitym humorem:)
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o sam rozdział, to bardzo mi się podobał, nie wiem czy wiesz, ale to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych. Dzięki Tobie nareszcie zaczęłam lubić Petera, jednak jeszcze daleko do mojego wybaczenia win, jakie popełnił. Ale po prostu je uwielbiam i koniec, kropka.
Wizyta u naszego kochanego wielkoluda jest chyba jedną z najlepszych rzeczy w tym opowiadaniu. Widać, że Huncwoci palą się do ocalenia świata czarodziejów. Tylko jednego, Petera, nie bardzo to przekonuje. Nie wiem czy to wynika z jego niskiej samooceny, czy ze strachu, ale jedno jest pewne, jeszcze będą go przekonywać.
No i jak na złość zostali przyłapani. Jestem ciekawa co Raistlin [tak swoją drogą, to on strasznie przypomina mi Severusa... *,*] wymyśli, aby tak uprzykrzyć Huncwotom życie. Natomiast bardzo rozbawiło mnie zdanie, pozwól, że zacytuję "Wiedziałem, że kolejny dowcip Huncwotów zostanie wymierzony właśnie w niego." Ha, Jaenelle, ty podpuszczaczu, wiesz jak zachęcić czytelnika do dalszego czytania. Nie wiem tylko czy było to, zwykłe nic nieznaczące zdanie czy przepowiednia:P Mam nadzieję, że to drugie:D
No nic, czekam z niecierpliwością na nowy rozdział:*
Całuję:*
Eileen:*
Dziękuję :)
UsuńWybaczyć tego, co zrobił pewnie nikt nie będzie w stanie. W końcu bez względu na wszystko skazał na śmierć dwójkę ludzi, którzy byli mu bliscy.
W kwestii Raistlina to jednak to pierwsze. Nawet nie chce mi się mysleć, co takiego mogliby zrobić, a pozostaje jeszcze kwestia tego, czy dałby się im wyrolować.
Zabić cię to mało. Zawsze wyobrażałam sobie Petera jako małego brzydala i szczerze go nie cierpiałam, a teraz co? Widzę na szablonie Chrisa, zaczynam piszczeć i nie mogę nienawidzić Glizdogona, który wygląda TAK. Do mojego wyobrażenia o nim to nijak nie pasuje, ale co tam. ^^ Za słodki, za śliczny, za mało szczurowaty. Ale i tak chwała ci za ten szablon, Elfaba jak zwykle wykonała świetną robotę. Zakochałam się w szablonie.
OdpowiedzUsuńGlizdogon to tchórz i tyle. I chociaż trochę go rozumiem, bo ja sama też nie chciałabym umierać w wieku nastu lat, to i tak trzymam stronę Huncwotów. Są odważni i naprawdę chcą zrobić coś dobrego, zniszczyć Voldemorta i zapewnić swoim dzieciom normalne życie, bez ciągłego strachu i śmierci czającej się za rogiem. To do nich strasznie podobne i nierozsądne, owszem, widać, że palą się do tego aż za bardzo. Ale z drugiej strony, zasługują na podziw. Szkoda tylko, że nie pomyśleli o Peterze, a on nie ma odwagi się odezwać.
Hagrid, mój kochany Hagrid, jak zwykle się wygadał. Kocham tego półolbrzyma i cieszę się, że umieściłaś go w swoim opowiadaniu.
Zgadzam się z Eileen jeśli chodzi o Raistlina. Jego stosunek do Huncwotów strasznie przypomina mi to, jak Snape traktował Harry'ego. Tylko powodu ma "szlachetniejsze". :D
PS. Czemu Peter tak nie cierpi Lily, hm? Nie mogę tego zrozumieć. Wydaje mi się, że to ten typ dziewczyny, którą wszyscy lubią.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.
To nie moja wina. Ten szablon zobaczyłam dopiero, gdy został wstawiony na bloga. Ale bez względu na wszystko jest cudny *.*
UsuńJa nie lubię Lily. Ale tak na poważnie, to ze względu, że jest dziewczyną Jamesa i spędza z nim czas, który Rogacz mógłby poświęcić przyjaciołom. Wiem, jak to brzmi, ale wszystko w swoim czasie się naprostuje. W końcu dopiero jest wrzesień.
O, bardzo śliczny szablon:) No i w role Petera pojawił się Kurt z Glee^^
OdpowiedzUsuńReakcja Rogacza, Łapy i Lunatyka mnie nie zdziwiła. Doskonale zdaję sobie sprawę, że bardzo pragną przyłączyć się do walki, aby chore realia Voldemorta zniszczyć. Peter moim zdaniem ma do siebie bardzo niską samoocenę, od razu z góry wie, że nie dałby rady przeciwstawić się złu, lecz z drugiej strony też go rozumiem, wojna to jednak nie zabawa.
Nie rozumiem, dlaczego w oczach Petera Lily jest postrzegana negatywnie. Rozumiem tą Teney [bo to prawdziwa małpa], ale Lily?
Pozdrawiam cieplutko:*
Dziękuję :)
UsuńBo ja nie lubię Lily. Ale tak na poważnie, to ze względu, że jest dziewczyną Jamesa i spędza z nim czas, który Rogacz mógłby poświęcić przyjaciołom. Wiem, jak to brzmi, ale wszystko w swoim czasie się naprostuje. W końcu dopiero jest wrzesień.
Szablon genialny ^^ Zresztą jak wszystkie.
OdpowiedzUsuńJej! Jak ja dawno nie czytałam o Hagridzie! Stęskniłam się za nim, nie powiem. Hehehe a Huncwoci jak zawsze wiedzą koga za język ociągnąć, żeby osiągnąć swój cel. Jak to oni. W jednym popieram Glizdogona - mięli nikomu nie mówić. Hello, nikomu! Od tego nie ma wyjątków. A James, chociaż go uwielbiam, jest zbyt zaparzony w tę swoją Evans. Nie powiem, że jest złym przyjacielem, ale czasem zapomina się. Szczególnie, a może tylko wtedy, gdy w pobliżu jest Lily.
Co do całej walki... Nie dziwie się, że Peter niekoniecznie chce w tym uczestniczyć. Każdy chciałby być bohaterem, ale nie każdego nas to stać. Huncwoci nie powinni mówić o sobie w licznie mnogiej. Nie w takiej sprawie...
Pozdrawiam
Cholera, zapomniałam... tutaj Imseth ;)
UsuńDziękuję :)
UsuńNikt inny by im tyle nie powiedział ;)
Na razie mamy do czynienia z łagodną wersją nikomu nic nie mówić. Ale James rzeczywiście przesadza i już nic tego nie zmieni. Ustawił Lily na piedestale i dla niego pozostanie już ona tam na zawsze.
Wreszcie udało mi się doczytać. Gratuluję, sama chciałabym mieć tak dopracowany pomysł na Petera. Jestem ciekawa jak to poprowadzisz dalej. A szablon cudny :) Pozdrawiam i weny życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńNowy szablon bardzo ładny :)Podoba mi się ta kolorystyka, a nagłówek jest wprost bajeczny. Tak samo jak rozdział, który był niesamowity.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze przez to, że pojawił się Hagrid ^^ A ja wprost go uwielbiam i nieważne, że zawsze wygada jakieś ważne informacje tym co nie powinien. Fajnie opisałaś wizytę w jego chacie, choć może rozmowa do najprzyjemniejszych nie należała. W końcu zbliża się wojna i to nie są przelewki.
Powiem ci, że dalej bardzo szkoda mi Petera. Huncwoci mają swój pomysł na życie, chcą ratować świat i tak dalej, co się chwali, ale nikt nie spytał jego o zdanie. To smutne, bo przecież nie każdy ma takie same priorytety... Może gdyby to zrobili, on przyznałby się, że nie chce brać w tym udziału i wszystko potoczyłoby się inaczej? No, ale nie co gdybać.
Końcówka także udana. Szkoda, że nie pomyśleli, aby wcześniej ukryć się pod peleryną, ale kto się spodziewał, że zostaną przyłapani już na błoniach? Pewnie nie zostawią tego bez odwetu, na co wskazuje ostatnie zdanie ^^ No to już nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam!
Trochę smutno mi się zrobiło, czytając, że James marzył o gromadce dzieci, z którą by spędzał każdą wolną chwilę. To takie niesprawiedliwe, że ludzie układają sobie niebanalne plany, zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że dość szczytne; zdają sobie sprawę, ile będą musieli poświęcić dla dobra innych, a potem przychodzi taka śmierć. Niespodziewanie. Bo przecież Voldemort niesamowicie zaskoczył niespodziewających się niczego Potterów. A wszystko przez...
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Już teraz widać po Glizdogonie, jak bardzo nie chce się angażować w wojnę. Woli być obserwatorem, kibicem swoich znajomych. Nie potrafi zrozumieć, że nastały ciężkie czasy, a w głowie mu tylko dowcipy, z których nie chce rezygnować.
Ah, i pojawił się nasz Majere ;) W sumie, mimo wnerwiającego charakteru nauczyciela run, polubiłam tę postać o tyle, że dodaje fajnego klimatu temu opowiadaniu. Kojarzy mi się niesamowicie z dorosłym Snape'em (a już szczególnie wtedy, kiedy zabierał książki Jamesowi w poprzednim rozdziale, to byli ze Snape'em wręcz jak dwie krople wody).
Jedyne co mi nie pasowało w tym rozdziale to to, że Hagrid cały czas nadużywał swojego słynnego słowa "cholibka". Wiem, że naawet często go używał, jednak tutaj chyba przesadziłaś z ilością tego słówka.
A szablon rewelacyjny ;) Uważam, że chłopak na nagłówku idealnie pasuje na młodego Glizdogona.
Całuję i czekam na następna notkę!
Leszczyna ;)
Gdybym była na ich miejscu, z pewnością również wolałabym walczyć niż siedzieć w domu i bać się o życie swoich bliskich. To przecież normalne, że w pewnych sytuacjach wolimy wystawiać na ryzyko samych siebie, zwłaszcza, że może to przynieść coś dobrego.
OdpowiedzUsuńSzablon rzeczywiście wspaniały. Szczególnie podoba mi się wygląd komentarzy - całkiem ładnie się prezentują.
[ http://red-hills.blogspot.com/]
Hah, uwielbiam Hagrida ;D Jest to jedna z moich ulubionych postaci i naprawdę bardzo dawno czytałam jakikolwiek fragment o nim. Ale ta jego gadatliwość i wyjątkowe umiejętności do mówienie tego, co nie trzeba jest dość kłopotliwe. Niektóre informacje jednak nie powinny wychodzić na wierzch.
OdpowiedzUsuńNaprawdę szkoda mi Petera i tego, że on się nie może w tym wszystkim odnaleźć. Wszyscy mają plany, a on nadal myśli, że są dzieciakami, którzy wiecznie będą żartować ze wszystkiego i wszystkich. Ja wiem, że powtarzam to już może i dziesiąty raz, ale tak uważam.
Majere to taki drugi Snape. Może niedosłownie, ale charaktery mają wyjątkowo podobne.
Wybacz, że tak krótko, ale śpieszy mi się troszkę.
Pozdrawiam!
Kurczę, dlaczego ten Majere tak się na nich uwziął? Prawie jak Snape na Harry'ego. Biedny Glizdogon... Musieć wybierać między przyjaciółmi i śmiercią (bohaterską, fakt, ale jednak śmiercią) a samotnym życiem. Myślę, ze on bardzo potrzebuje kogoś, kto by go zrozumiał. Lubię Petera tak jak go przedstawiasz. Rzadko w HP zdarza się ktoś, kto nie chcę zginąć za innych. Chciałabym dowiedzieć się więcej o Alice. Wygląda na to, że będzie fajną postacią.
OdpowiedzUsuńSzablon śliczny, a przystojny aktor przeszkadza mi w nielubieniu Petera xd swoją drogą, uważam, że Glizdek nadal zachowuje się jak małe dziecko.Nikt go do walki nie zmusza. Owszem, przyjaciele popełnili błąd, nie pytając go o zdanie, ale sam też mógł się odezwać. Poza tym co on myśli? Że James i Syriusz wogóle się nie boją. Jestem pewna, że też się bali, tylko próbowali nie dać tego po sobie poznać i walczyć mimo to. Świetna notka, pozdrawian :)
OdpowiedzUsuńCUDO
OdpowiedzUsuń