wrzesień 1977
Jesień. Mroźna,
pochmurna, wietrzna. Nie miała w sobie nic z tych, które zapamiętałem ze
swojego dzieciństwa. Może z wyjątkiem samotności, którą musiałem przeżywać
pomimo powrotu do szkoły.
Temperatura
spadła tak nisko, jakby wielkimi krokami zbliżała się zima i lada moment miał
spaść śnieg zwiastujący nadchodzące radosne
Boże Narodzenie. Wiatr ostro zacinał, dmąc wprost w okna, jakby próbował
roztrzaskać szyby i dostać się do zamku. Chociaż równie dobrze już mógł to robić
między szczelinami w kamieniach. W korytarzach było przeraźliwie zimno.
Zamiast
radosnych, kolorowych barw dominowały bure. Liście straciły cały swój urok.
Nawet najbardziej wprawne oko nie dostrzegłoby odrobiny czerwieni żółci czy
zieleni.
Tylko deszcz
nie zawiódł. Dawał o sobie znać dzień w dzień, zamieniając błonia i dziedzińce
w bagniste bajorka. W takich warunkach dotarcie na zajęcia z zielarstwa
graniczyło z cudem i zawsze kończyło się mokrą, brudną szatą, która ciążyła na
ciele przez całą lekcję.
W ciągu
spędzonych w zamku wrześniowych dni, słońce ani razu nie wynurzyło się zza
chmur. Ciemnoszara kurtyna zasłoniła je na dobre i wątpiłem, czy w najbliższym
czasie będzie mi dane je oglądać.
Ponury nastrój
udzielał się praktycznie wszystkim. Uczniowie chodzili przygnębieni,
zamartwiając się o swoich bliskich, którzy musieli poza murami szkoły stawiać
czoła śmierciożercom i Sam-Wiesz-Komu. Codziennie w „Proroku” zamieszczano całą
stronę nazwisk zabitych i zaginionych. Codziennie śniadanie kończyło się
wybuchem histerycznego płaczu co najmniej trzech osób.
Brakowało mi
radosnej atmosfery z czasów, gdy byłem młody. Jednak czasy się zmieniły.
Nastały nowe rządy i najwyższy moment pogodzić się z zaistniałą sytuacją lub
umrzeć, próbując coś zmienić.
Wyjątek od
smętnej reguły stanowili oczywiście Rogacz i Łapa. Obaj nie przejmowali się
stanem psychicznym reszty szkoły i nadal wprowadzali w życie swoje dowcipy.
Niestety, znacznie rzadziej niż dotychczas. Chodzenie z Evans zrobiło swoje i
Rogacz właśnie z nią spędzał najwięcej czasu. Nawet jego najlepszy przyjaciel
został odsunięty na drugi plan.
Łapa jakoś nie
przejął się tym zbytnio. Jego optymizmu i pewności siebie nic nie mogło złamać,
szczególnie że Evans polubiła także jego i czasem przymykała oko na ich
wspólne wygłupy, które chociaż trochę podnosiły na duchu resztę szkoły. I oboje
mieli quidditcha.
Remus, po
otrzymaniu odznaki prefekta naczelnego, miał więcej obowiązków, starał się im
podołać najlepiej, jak potrafił. Wolny czas poświęcał nauce do owutemów (we
wrześniu!), chcąc otrzymać jak najwyższe stopnie. Żył nadzieją, że pomoże mu to
w otrzymaniu jakiejś w miarę dobrze płatnej posady, pomimo jego małego futerkowego problemu.
I ja…
Odstawiony przez resztę na dalszy plan. Nie potrafiący znaleźć sobie miejsca,
bo niczym szczególnym się nie interesowałem. Odpadały zapisy do jakiegokolwiek
klubu. Nigdzie by mnie nie przyjęli, a klub, który założyliśmy we czwórkę
powoli się rozpadał. Bałem się, czy w przyszłości Huncwoci przetrwają
zakończenie szkoły, skoro już teraz było źle.
Wyjątek
stanowiły pełnie księżyca. Wrześniowa przypadła już w pierwszym tygodniu. To
była wspaniała noc. Znów czułem, że wszystko jest jak dawniej. Że sercem Rogacza
nie zawładnęła Evans, że Łapa nadal jest tym samym roztrzepanym chłopakiem co
dawniej. Jednak czym jest jedna ekscytująca noc w porównaniu do tych wszystkich
ponurych dni?
Teraz wiem, że niczym. Huncwoci już wtedy nie
istnieli. Każdy podążał własną drogą i tylko ja ślepo wierzyłem, że było
dobrze. Że nawet ja znalazłem swoją ścieżkę. Rozczarowania bywają jednak
bolesne.
~ * ~
Wybieraliśmy
się na wieczorną herbatkę do Hagrida. O tej porze nikt nie kręcił się po zamku,
gdyż cisza nocna zbliżała się wielkimi krokami. A w tak mrocznych czasach
przyłapanie kogoś na korytarzu karane było wyjątkowo surowo. W zeszłym roku
wszyscy poczuliśmy to na własnej skórze.
Wtedy
postanowiłem, aby nigdy już nie wybierać się na tak późne wędrówki w ludzkim
ciele, ale perspektywa wyjścia gdzieś z przyjaciółmi, na dodatek RAZEM, nie
mogła przejść bez echa. Rogacz profilaktycznie zabrał ze sobą
pelerynę-niewidkę, lecz i tak nie zmieścilibyśmy się pod nią we czwórkę. Te
czasy minęły już dawno. Czterech prawie dorosłych nastolatków to nie czterech
chłopców.
– Co tam u
naszej prefekt naczelnej, Peter? – zagadnął Rogacz z szerokim uśmiechem.
– Skąd mam
wiedzieć – bąknąłem w odpowiedzi, a na moich policzkach pojawiły się szkarłatne
rumieńce. – Nie widziałem jej ostatnio.
– Mówiła o
tobie wiele dobrego – powiedział Lunatyk.
Serce szybciej
zabiło w mojej piersi. Już chciałem zapytać, co to takiego, lecz zmieniłem
zdanie, gdy zobaczyłem wyszczerzone w uśmiechu twarze przyjaciół, które same za
siebie mówiły: „No, powiedz coś więcej. Co jest między wami?”. Nie miałem
ochoty na przesłuchanie.
– Jak się
spotkaliście? – nie dawał za wygraną Łapa. – Kiedy?
– Na Pokątnej –
odpowiedziałem niechętnie. – Zaatakowało ją dwóch oprychów i jej pomogłem –
dodałem, nie mogąc się powstrzymać. Pierwszy raz i ja miałem czym się
pochwalić.
Rogacz i Łapa
zagwizdali z uznaniem.
– Widziałem, że
wyrośnie z ciebie porządny człowiek, Glizdek – powiedział James, klepiąc mnie z
uznaniem po plecach.
Po raz pierwszy
czułem się jak bohater i to ja byłem w centrum zainteresowania. Mogłem
pochwalić się jakimiś osiągnięciami, a przecież nie musieli wiedzieć, że
najpierw planowałem cichaczem oddalić cię z tego miejsca, zostawiając Alicję na
pastwę tych brutali.
Jednak moje
pięć minut nie mogło trwać wiecznie. Gdy tylko doszliśmy do sali wejściowej,
mój wyczyn spadł na dalszy plan. Ukradkiem przemykał przez nią w stronę lochów
nie kto inny jak Smarkerus Wycierus Snape we własnej osobie. Rozglądał się na
prawo i lewo, jakby koniecznie nie chciał być zauważony. W rękach trzymał
jakieś opasłe księgi. Zastanawiałem się, jak on w ogóle cokolwiek mógł widzieć
przez kurtynę tłustych, sięgających ramion włosów.
Na twarzy
Rogacza zagościł szyderczy uśmieszek. Wyjął różdżkę i wycelował ją wprost w
Smarkerusa. Tamten momentalnie zawisnął do góry nogami pod sufitem, upuszczając
przy tym książki. Snape krzyknął zaskoczony, gdy nagle z fikołkiem
oderwał się od ziemi.
– Czołem,
Wycierusie! – krzyknął Łapa, zbiegając po marmurowych schodach. Lunatyk zgodnie
ze swoim zwyczajem trzymał się z boku, jedynie obserwując całe zajście. – Jak
tam mija początek semestru?
– Puśćcie mnie,
skurwysyny! – wrzasnął, wiercąc się, jakby próbował pokonać zaklęcie.
Różdżka musiała
wypaść mu z kieszeni, gdyż leżała na posadzce. Nie mogąc się powstrzymać,
wziąłem ją i rzuciłem w stronę lochów. Potoczyła się po schodach i zniknęła z
pola widzenia. Przez chwilę naszła mnie myśl, aby ją przełamać na pół, ale
gdyby Smarkerus naskarżył Slughornowi, mógłbym mieć kłopoty, a matka nie
ucieszyłaby się z listu, że musi wydać gaelony na coś takiego.
– Uuu, jaki
niegrzeczny – zakpił Rogacz. – Czym by cię tu potraktować na dobry początek
semestru? Za długo dawałem ci spokój. Chciałem być nieco miły przez wzgląd na
moją dziewczynę, ale na eliksirach perfidnie się na nią gapiłeś, więc koniec
taryfy ulgowej. Znajdź sobie jakąś inną. Ach, nie. Przecież ciebie nikt nie
chce. – Zaśmiał się szyderczo, puszczając mimo uszu przekleństwa i klątwy
wydobywające się z ust naszej ofiary.
– Byłbym gotów oddać
ci cały majątek, gdyby Delgado zechciała się z tobą umówić – kontynuował Łapa.
– Ale wszyscy wiemy, że ona woli nadzianych facetów. Na nią też się gapiłeś.
Szukaj w swoich kręgach. Nędzarki i śmieciarki bez knuta przy duszy to idealne
kandydatki.
– Najlepiej, aby
były jeszcze do ciebie podobne – podjął wątek Rogacz. – Żółte, zepsute,
niepełne uzębienie. Tłuste, wypadające garściami kłaki. Haczykowaty nochal.
Zaśmialiśmy
się. Nawet Lunatyk nie mógł się powstrzymać.
– Myślę,
Smarkerusie, że jesteś idealną osobą, by wypróbować nasz nowy, wakacyjny
wynalazek – powiedział Łapa, wyciągając różdżkę.
– Nie jestem
pewien, czy to dobry pomysł…
– Daj spokój,
Luniak.
Łapa machnął
różdżką w dość skomplikowany sposób. Głowę Smarkerusa owiał pióropusz
błękitnego dymu. Przez chwilę nic niezwykłego się nie działo, lecz nagle skóra
na jego twarzy robiła się jakby… płynna?
Falowała, powodując zniknięcie charakterystycznych rysów. Raptownie oczy, usta,
nos, nawet brwi zaczęły się przemieszczać na inne miejsca. Ostateczny efekt był
niezwykle groteskowy i, poza Lunatykiem, żaden z nas nie mógł powstrzymać się
od ryknięcia śmiechem.
Usta wylądowały
na czole, nos na ich miejscu, jednak przekrzywił się o dziewięćdziesiąt stopni.
Jedno oko zawędrowało w okolice ucha, drugie nowego położenia nosa,
ostatecznie oba pod dziwnym kątem. Smarkerus zawył z wściekłości, a my
pogratulowaliśmy Łapie wspaniałego efektu końcowego.
– Weźmiemy też
książki – rzekł rozradowany Rogacz. – Sam będziesz się tłumaczyć Pince,
dlaczego zgubiłeś jej cenne zbiory.
Zostawiając
Smarkerusa pod sufitem z mozaiką na twarzy, udaliśmy się w stronę drzwi
wejściowych. Na nasze szczęście nikt nie zamknął wrót, bo musielibyśmy się
cofnąć i wyjść inaczej. Tak oszczędziliśmy sobie trochę czasu.
– Zastanawiam
się, co z nimi zrobić – zadumał Rogacz, podrzucając książki.
– Powinniśmy
oddać je do biblioteki. To własność szkoły – zaprotestował Lunatyk, ale nikt go
nie słuchał.
– Szkoda, że
nie są o czarnej magii, mielibyśmy dowód i moglibyśmy go szantażować. A tak to tylko
eliksiry.
– Wrzućmy je do
jeziora – zasugerowałem, co spodobało się przyjaciołom, z wyjątkiem Lunatyka. –
Tam nikt ich nigdy nie znajdzie.
Nagle, jakby
wyrósł spod ziemi jak te wszystkie chwasty Sprout, pojawił się przed nami
nauczyciel starożytnych run – Raistlin Majere. Najmniej
lubiany przez nas profesor, na nasze nieszczęście z wzajemnością.
Wysoki i
szczupły mężczyzna, mający około czterdziestu kilku lat, chociaż wyglądał
znacznie młodziej. Krótkie, brązowe włosy zostały starannie uczesane tak, że
nawet jeden kosmyk nie sterczał w inną stronę. Wbrew pozorom ta fryzura nie
postarzała go ani nie sprawiała, że wyglądał na jakiegoś lalusia. Wręcz
przeciwnie, dodawała mu pewnego uroku i szyku; elegancji, której pewnie wielu
mu zazdrościło.
Na szczupłej,
podłużnej twarzy z wystającymi kośćmi policzkowymi najbardziej wyróżniały się
oczy mężczyzny. Miały kolor złota. Za każdym razem, gdy zdarzało mi się w nie
spojrzeć, miałem wrażenie, że próbują mnie pochłonąć i zamknąć w niewidzialnej
klatce.
Jednak to nie
kolor przyciągał najbardziej, lecz przenikliwość tego spojrzenia. Jakby
potrafił patrzeć przez ciało wprost w duszę i umysł człowieka. Lecz nie można
było znaleźć w nich łagodności czy dobroci, jaka zazwyczaj cechowała
Dumbledore’a. Nie znalazła tam nawet miejsca tak często spotykana u innych
neutralność. Dominowała jedynie oziębłość i pogarda.
Z wąskich warg
mężczyzny nie znikał delikatny uśmieszek, którego nie potrafiłem rozszyfrować.
Miał na sobie
szkarłatną szatę, która od razu rzucała się w oczy. Nie pasowała do scenerii
pochmurnego, mglistego wieczoru.
– Zbliża się
cisza nocna, panowie – odezwał się oziębłym, pełnym szyderstwa głosem.
– Ale jeszcze
jej nie ma, więc możemy tu przebywać – odpyskował Łapa.
Majere sięgnął
do kieszeni i wyjął z niej swój zegarek.
– Tylko przez
piętnaście minut i trzydzieści dwie sekundy – zadrwił i pewnie doskonale bawił
się naszym położeniem.
– Tyle nam
wystarczy, by załatwić nasze sprawy,
które nie leżą w pana interesie.
– Uważaj,
Black, bo możesz zarobić kolejny szlaban. Co ty tam masz, Potter?
Jego wzrok
powędrował na opasłe tomiska w rękach Rogacza, które przed chwilą zabrał
Smarkerusowi.
– Książki.
– Nie powiesz
mi, że zacząłeś interesować się eliksirami – zadrwił. – Slughorn opowiadał mi o
twoich marnych wynikach i przypadkowym dostaniu się do klasy owutemowej. Nie masz
talentu swojej matki. Jakbyś nie wiedział, Potter, książek z biblioteki nie
można wynosić poza gmach szkoły. Oddaj je.
Rogacz
niechętnie wręczył mu zdobycz, która miała wylądować na dnie jeziora.
– Minus
dziesięć punktów dla Gryffindoru za to wykroczenie. Możesz odebrać je jutro w
moim gabinecie, o ile rzeczywiście są twoje.
Ruszył w stronę
bramy wejściowej, nie oglądając się za siebie, a szkarłatna szata powiewała za
nim na wietrze.
– Przed chwilą
stworzył ten przepis – mruknął Rogacz ze złością, gdy Majere znajdował się poza
zasięgiem słuchu. – Debil. Pewnie teraz będzie czekać na nas, by przyłapać w
drodze powrotnej. Dobrze, że mamy pelerynę-niewidkę.
~ * ~
* Raistlin
Majere – postać wymyślona na potrzeby mojego poprzedniego opowiadania. Dla
tych, którzy go nie czytali, wystarczy informacja, że był szkolną miłością
Eileen Prince i razem z matką Jamesa przyczynił się do zniszczenia małżeństwa
Eileen i Tobiasza, swoimi działaniami wprowadzając go w alkoholizm. Nie mogłam
się powstrzymać, by go tu nie dać.
~ * ~
Jejku, z bólem serca pisałam ten rozdział. W końcu jestem fanką Snape’a ^ ^
Ostatecznie postanowiłam dodawać rozdziały raz na dwa tygodnie. Zacięłam
się przy dziesiątym i muszę wybrnąć z tego małego doła i wziąć się do roboty.
Z racji mojego arcywolnego Internetu niektórzy mogą zostać poinformowani z drobnym
opóźnieniem.
Mi się ten rozdział podobał, a przy scence z Sevkiem śmiałam się na cały głos ;P. Po prostu zawsze mam ubaw przy scenkach z levicorpusem, i w moim opowiadaniu też takowy motyw się pojawi i nawet mam go już opisanego ;P. Wprawdzie to nieładnie, że Huncwoci używają wobec Snape'a jego własnych zaklęć, no ale...
OdpowiedzUsuńNo i to zaklęcie zamieniające miejscami twarz, genialne ;P. Ciekawe, jak on się tego pozbędzie.
W ogóle to przykre, że przyjaźń Huncwotów tak jakby zaczyna się rozpadać :/. Teraz są dorośli, każdy ma swoje życie i ich ścieżki powoli zaczynają się rozdzielać. Nie dziwię się, że Peterowi tego brakuje, w końcu przyjaciele byli dla niego bardzo ważni, jeśli nie najważniejsi, i może właśnie to "porzucenie" pchnie go potem do zdrady?
O, widzę, że pojawił się Raistlin, szkoda, że nie dokończyłaś opowiadania o Severusie, bo bardzo ciekawił mnie wątek tej postaci, ale może tutaj go lepiej pokażesz? Ale widać, że nie lubi on Huncwotów. W sumie dziwne by było, gdyby wszyscy ich lubili, więc tak jest nawet lepiej. Wgl zauważyłam tu więcej wątków z twojego drugiego opowiadania.
Ogólnie, podobało mi się ^^. A rozdział na bracia-duszy też przeczytałam, ale jakoś nie potrafiłam sensownie skomentować, tutaj przychodzi mi to o wiele łatwiej.
Ja bym powiedziała, że to zaklęcie było maskryczne i okropne. Z boku może i wydaje się zabawne, ale nic z tego w sobie nie ma.
UsuńCóż, historię Raistlina doprowadziłam do końca. Tutaj będzie występować jedynie w epizodycznych rolach, gdy naprawdę będzie potrzebny. I dlaczego ma lubić syna kobiety, która sprowokowała go, by zniszczył szczęście Eileen. Zresztą on zawsze bardziej był za Severusem i to jemu starał się pomagać.
A przygodę ze wspomnieniami Severusa całkiem zakończyłam. Chciałam napisać miniaturkę na drugie urodziny, ale już nie potrafię.
Ojej:( Co też najlepszego zrobili Snape 'owi. Zachowanie Huncwotów było niedorzeczne, Rogacz i Łapa powinni się wstydzić! Najchętniej bym im to samo zrobiła!
OdpowiedzUsuńFajnie, ze pojawił się Raistlin Majere ze "Wspomnień Severusa":) Widać, że nauczyciel jest bardzo surowy. Jestem ciekawa jego roli w tym opowiadaniu:)
Więc Peter powiedział im o sytuacji na Pokątnej. Jestem ciekawa, czy jeszcze o tym wspomną, lecz boję się, że jednak tak nie będzie i bohaterski czyn Petera zostanie zapomniany przez przyjaciół. Ale jestem ciekawa, czy Alicja będzie z nim jeszcze rozmawiać, skoro mówiła o nim dobre rzeczy:)
Życzę dużo wenki;)
Pozdrawiam:**
Dziękuję :)
UsuńRaistlin dużej roli w tym opowiadaniu nie rozegra. Będzie pojawiać się tylko w epizodach.
Raczej już nie wspomną. W końcu w przyszłości głowy Huncwotom zajmować będą inne kwestie, o czym więcej w kolejnym rozdziale.
To co oni zrobili Snape'owi było bardziej obrzydliwe niż zabawne. No bo jak on się teraz doprowadzi do porządku? Ja po prostu nienawidzę ludzi, którzy dręczą słabszych. Nie jest to żadna oznaka odwagi.
OdpowiedzUsuńZa to ten Raistlin Majere mnie zainteresował. Ewidentnie jest po stronie Severusa, ale po tym co przeczytałam w Twoim dopisku, w pewnym sensie go rozumiem. Tak teraz sobie myślę, że chyba skuszę się na przeczytanie "Wspomnień Severusa"
Wiesz, myślałam, że Peter nie powie o zdarzeniu na Pokątnej. Ale chyba po prostu chciał się trochę pochwalić i pokazać, że on też jest wartościowy.
Przykre jest to, że on tak bardzo wierzy w Huncwotów. Chyba nie może zrozumieć, że przecież oni wszyscy dorastają i za jakiś czas pójdą własną drogą, założą rodziny. Taka jest w końcu naturalna kolej rzeczy.
No i Alicja mówi o nim tak dużo dobrych rzeczy? Oho, no to się teraz zacznie.
Weny życzę!
Pozdrawiam!
Gdyby Peter nie wspomniał o zdarzeniu na Pokątnej nie byłby Peterem. W końcu zawsze chciał dorównać w, że się tak wyrażę, fajności Rogaczowi i Łapie.
UsuńCo do Wspomnień Severusa, to jego pierwsza połowa jest taka sobie, nigdy nie chciało mi się wziąć za jej poprawianie. Ale decyzja należy do ciebie.
O kogo ja tu widzę! Raistlin Majere... Pamiętam go! *taniec radości* No, jak się już trzeci raz czyta od początku "Wspomnienia Severusa" to trudno go zapomnieć:D Niemalże stęskniłam się za nim:P Jestem ciekawa jaką rolę odegra w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńAch, rozdział jak zawsze cudowny, zawiesiłam się na końcu, bo nie mogłam uwierzyć, że literki mi się skończyły. Dlaczego?!
A ja nie rozumiem zachowania huncwotów. Ludzie giną, tamci rozpaczają, a Łapa i Rogacz sobie dalej dowcipy robią. Teraz mam do nich dość mieszane uczucia. Chociaż uważam, że nie jest tak źle jak mogłoby być, bo wyraźnie widać, że James stara się "przyhamować" przy Evans. A Łapa... No cóż, Syriusz to zawsze Syriusz:P
Severus! Co oni ci zrobili?! Powinni się wstydzić! Naprawdę, żaby mu aż gębę poprzestawiać? No toż to niedorzeczne! Jak ich znajdę to... ^^ Ja nic nie mówiłam. Chociaż widzę, że Raistlin stoi po stronie Severusa, może jego postawa jest bardzo podobna jak w "Wspomnieniach Severusa". Być może.
Aha, czyli Peter w końcu odważył się powiedzieć jak poznał prefekta Krukonów. Jednak nie było mu dane długo się cieszyć mianem bohatera. Jednak mama nadzieję, że nadejdzie dzień w którym przyjaciele zobaczą w nim prawdziwego bohatera, a nie takiego "przejściowego".
Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.
Całuję:*
Eileen:*
Dziękuję :)
UsuńBo nastąpił koniec rozdziału? Jak dobrze pamiętam, to miał taką standardową długość. Kolejny jest chyba trochę krótszy, bo cały przegadany.
Ja tę dwójkę zawsze widziałam w takim świetle, dlatego, nawet jeżeli to perspektywa Huncwota, nie mam zamiaru tego zmieniać i usprawiedliwiać ich zachowania.
Ze względu na Eileen Raistlin zawsze będzie stać po stronie jej syna.
Na samym początku chce Cię bardzo przeprosić za to, że nie komentowałam kilku poprzednich rozdziałów, czytałam je oczywiście, ale nie miałam totalnie czasu na komentowanie, a teraz na reszcie ogarnęłam się na studiach i zaczynam nadrabiać zaległości:).
OdpowiedzUsuńRozdział mi się podoba a szczególnie wzmianka Petera z "teraźniejszości", chyba wiesz dlaczego^^. Ma rację oni już wtedy praktycznie nie ostnieli każdy wybrał swoją drogę tylko Peter raczej nie dokońca tą dobrą, żart na Severusie nie był ani trochę zabawny:/, jeszcze dodając do tego, że jakoś obrzydły mi już lata huncwotów opisywane z perspektywy wielkiej miłości Lily and James i jego dorastania itp. Dlatego tak bardzo podoba mi się ta twoja wersja:D, opisywana z perspektywy tego najmniej wartego. Dodatkowo jeszcze, mając takie życie jak Peter trudno się dziwić, że zszedł na złą drogę i już nigdy jej nie wyprostował. Pozdrawiam i do następnego :)
Nic się nie stało :)
UsuńNie mogłam się powstrzymać z tą wzmianką, szczególnie, że narratorem jest on jako szczur.
Oni już doskonale wiedzieli, co chcą robić, wyjdzie to dokładnie w kolejnym rozdziale. Ale nadal wierzyli w istnienie Huncwotów, mimo że każdy po skończeniu szkoły musiał podążyć we własną stronę.
Ja nie lubię Lily, Pottera zresztą też nie, dlatego na takie opowiadanie nigdy bym się nie pisała. Chyba wolę podwójnych agentów ;)
No i jak ja mam komentować, aby nie być tak okropnie monotonną? Mam przed sobą po prostu kolejny udany rozdział, który przeczytałam z przyjemnością.
OdpowiedzUsuńNo może oprócz tego momentu z Severusem. To było okropne... Cóż to za zabawa dręczyć słabszego? Z tym jakoś nigdy nie mogę się pogodzić. Zachowanie Huncwotów było dziecinne i głupie.
Nie zmienia to faktu, że całokształt wypadł bardzo dobrze. Petera jest mi znowu cholernie szkoda. Paczka się rozpada, każdy idzie powoli w swoją stronę, a on nadal wierzy w ich jedność. Smutne to jest... I nie spodziewałam się, że zdobędzie się na zwierzenia o wydarzeniach z udziałem Alicji. Może dlatego, że chciał tym zaimponować przyjaciołom?
"Wspomnień Severusa" nie czytałam, ale postać
Raistlina bardzo mnie zaintrygowała. Chyba będę musiała sięgnąć po twoje wcześniejsze opowiadanie, aby dowiedzieć się czegoś więcej :)
To czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńNa razie żaden z Huncwotów nie zdaje zdaje sobie sprawy, że się rozpadają, bo taka jest naturalna kolej rzeczy. Więcej o tym będzie jeszcze w kolejnych rozdziałach.
Tak, chciał zaimponować przyjaciołom, ale wiadomo, że te najbardziej makabryczne fragmenty pominął.
Co do Wspomnień Severusa, to jego pierwsza połowa jest taka sobie, nigdy nie chciało mi się wziąć za jej poprawianie. Ale decyzja należy do ciebie.
Twoje rozdziały są tak dobre, że brakuje mi słów na jakiś sensowny komentarz. Nic dodać, nic ująć - jest po prostu idealnie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :)
Dziękuję :)
UsuńPo pierwsze, to nie coś dzieje się z moim blogiem. Nie miałam w SPAM-ie powiadomienia o tym rozdziale, ale kiedy wczoraj weszłam na maila komentarz był. Dziwne. Ale przynajmniej wiem, że rozdział jest.
OdpowiedzUsuńProblem Petera polega na tym, że nie potrafi zaakceptować tego, że ludzie dorastają. Tekst o tym, że już nie mieszczą się po peleryną-niewidką doskonale to odzwierciedla. Łapa i James nie mogą wiecznie się wygłupiać i chociaż to takie dwa promyki słońca w ponurym Hogwarcie, to muszą dorosnąć. A Remus, jak to Remus, martwi się o przyszłość. Oni przestali być dziećmi, tak samo jak Peter, ale on jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. A tak w ogóle to w tym rozdziale jakoś mnie nie denerwował, idk. Może dlatego, że podobał mi się fragment o Severusie. Wiem, wiem, wiem... Wy wszystkie go kochacie. Ale ja jestem Team Marauders, no. <3
Widzę, że wracamy do Wspomnień Severusa. Aż uśmiechnęłam się na myśl o Majere i Dalgado. Ta druga to moja ukochana postać, ale pierwszego nie lubię. Taaak, po tym rozdziale. :D Team Marauders, mówiłam.
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny. <3
Wydawało mi się, że powiadomienie się dodało. Chyba że automatycznie wskoczył do spamu?
UsuńWiem, że uwielbiasz Huncwotów i myślę, że kolejny rozdział powinien ci się spodobać (i pierwsza połowa dziewiątego też). W następnym Peter pewnie też nie będzie drażniący, bo się prawie wcale nie odzywa ;)
Nigdy nie patrzyłam na Huncwotów w ten sposób, gdy chodzi o ich rozpad. Raczej uważałam, że to był wybór Petera. Zdradził pozostałą trójkę i oddalił się od nich. Ciekawą wersję przedstawiłaś, choć jest przy tym dużo bardziej przykra, zwłaszcza, że jedynie Peter zdaje się dostrzegać ten rozłam. Nie chce zaakceptować tego stanu, ale nie potrafi też naprawić. Tak to już jest niestety. Myślę też, że Peter jest bardzo skomplikowaną i popadającą w skrajności osobą. Potrafi dostrzegać rzeczy niewidoczne dla innych i wyciągać wiele trafnych wniosków, a przy tym zachowywać się wciąż tak dziecinnie, zaborczo, a nawet naiwnie, często zdając sobie z tego sprawę. Trudny charakter.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Takie spojrzenie na rozpad naszło mnie podczas pisania, wcześniej jakoś szczególnie nie przykładałam do tego większej uwagi. No ale wszystko kiedyś musi się skończyć, bo w końcu trzeba wkroczyć w dorosłość.
UsuńMały futerkowy problem, haha, idealne określenie sytuacji Remusa xd Biedny Snape. To przerażające, jak oni go traktują. Przecież tak nie można. Lata spędzone w Hogwarcie powinny być najpiękniejszym okresem w jego życiu, a przez nich są najgorszym. Co on im takiego zrobił? Nic, a zachowują się... ech, szkoda słów. Ktoś powinien coś z tym zrobić. Dlaczego Lupin im się nie postawi? Okay, to jego przyjaciele, ale bez przesady. On jest jedynym normalnym w tym gronie. Mógłby jakoś na nich wpłynąć. To przykre, że nie mają już dla siebie czasu, a najgorsze, że gdy go znajdą, to marnują w tak karygodny sposób, znęcając się nad niczemu niewinnym Snape'm.
OdpowiedzUsuńTak, oni nigdy nie przyjmowali do wiadomości, że coś takiego może kogoś boleć, że robią mu z życia piekło i tym samym też pewnie pchają do podejmowania takich a nie innych decyzji.
UsuńGdyby to ode mnie zależało, to prawdopodobnie Lunatyk jakoś by zareagował, ale w książce było powiedziane, ze nigdy ich nie upomniał, więc postanowiłam tak to pozostawić.
hm, bardzo mi się poodba, że wprowadziłaś postać Majera, bo on zawsze potrafi nakombinować i dodać dreszycku emocji... Dobiło mnie zachowanue Jamesa i Suyriusza, myślałam że już na tym etapie trochę dojrzeli.. ponadto bralk interwencji Remusa.. no sorry, ale ten czar był przesadą... a Pettera już sama nie potrafię rozgryźć
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńZ Majere nie mogłam się powstrzymać.
Dla mnie James i Syriusz w stosunku do Snape'a nigdy nie dojrzeli, nawet na tym etapie. Co do Remusa, to gdyby to ode mnie zależało, to prawdopodobnie jakoś by zareagował, ale w książce było powiedziane, ze nigdy ich nie upomniał, więc postanowiłam tak to pozostawić.
Hm, coś co zaczęło się niezwykle ponuro, przekształciło się później w niezwykle zabawną część, oczywiście ze sprawą naszych cudownych Huncwotów :)
OdpowiedzUsuńChociaż ten fragment o maltretowaniu Snapea do najprzyjemniejszych nie należał, sama lubię Severusa, ale Jamesa, Syriusza też uwielbiam i ubolewam nad ich takowym zachowaniem, normalnie niczym matka zatroskana losem swoich dzieci-łobuziaków :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Ja Pottera nie lubię i nigdy nie lubiłam, pewnie dlatego w moich oczach jego zachowanie nigdy się nie zmieni, chociaż później trochę mądrych słów musiałam mu w usta wcisnąć.
UsuńCześć. Wpadłam na tego bloga z Brzyduli w Hogwarcie i ... nie żałuję. Opowiadanie świetne! Tylk.. zastanawia mnie jedna rzecz. Dlaczego w każdym opowiadaniu James i Syriusz muszą być tacy ... tacy, no tacy? Z drugiej strony, inaczej chyba nie mogłoby być :D To oni zawsze nadają barwę tekstowi <3 A Severus ? Jest i będzie na zawsze Severusem :/ W każdym bądź razie czekam na nexta
OdpowiedzUsuńPS. Zaglądnij do Spamownika ;)
Mirella
Dziękuję :)
UsuńNa Brzyduli w Hogwarcie? Ciekawe.
Cóż, Pottera nie lubię i nigdy nie lubiłam, pewnie dlatego w moich oczach jego zachowanie nigdy się nie zmieni. Zachowywał się paskudnie w stosunku do Snape'a przez całe życie.
Trafiłam tutaj przypadkiem poprzez ocenialnię i nie za bardzo miałam ochotę czytać, ale pomyślałam, że może zerknę chociaż na prolog i...tak się wciągnęłam, że przeczytałam wszystkie notki. Masz wspaniały styl pisania. Wciągający, zaskakujący i trzymający w napięciu przez cały czas.
OdpowiedzUsuńPoza tym wielkim było dla mnie zaskoczeniem, że postanowiłaś pisać z perspektywy akurat Petera Pettigrew. Postaci odrzucanej na margines, a często nawet pomijanej. Pierwszy raz się spotkałam z opowiadaniem na jego temat. Nie widziałam nawet one shota o nim! Ale po tym co przeczytałam i chwilowej kontemplacji nad tą postacią doszłam do wniosku, że zasługuje on na trochę uznania nawet jeśli wyszedł na plugawego zdrajcę.
Na ocenialni? Tego bloga do żadnej nie zgłaszałam, bo pewnie antypatia w stosunku do bohatera przechyli szalę.
UsuńDziękuję :)
Właściwie, to postać Petera zawsze wydawała mi się interesująca i nigdy nie mogłam pogodzić się z tym, że trafia na bok albo w ogóle nie istnieje.
Już pokochałam to opowiadanie tak jak o Severusie! Przeczytała wszystkie części i jestem zachwycona! Coraz bardziej lubię Petera u ciebie. Ja zaś jestem fanką Huncwotów, choć Snape'a też lubię, ale caly czas wierzę ślepo, że po 5 klasie już go nie nękali :/ Głupia jestem. I proszę powiedz mi, że Alicja to nie przyszła żona Franka i że choć przez chwilę będzie z Peterem! Ploseee *.* Bardzo ladnie się zachował, a ta przyjaciółka Lily to taka suka ;/ Dziwię się, że ona się z nią przyjaźni.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńAle nawet Syriusz i Remus mówili Harry'emu w piątej części, że Snape nadal był obiektem zainteresowania Huncwotów i to się nigdy nie zmieniło, chociaż uważali, czy Lily nie ma w pobliżu.
Ech, i znów ta Alicja. Wiedziałam, że to był błąd z taką wersją imienia, ale teraz już musztarda po obiedzie.
Wiesz, jestem bardzo sceptyczny co do fanficków. Zawsze moja dziewczyna przegląda różne ficki i mówi mi o nich, to mówię żeby podesłała linka. Tak samo było teraz. Tym bardziej mnie zainteresowało kiedy dowiedziałem się o kim jest owe opowiadanie. Postać Petera nigdy mnie nie odrzucała tak jak wszystkich. Owszem, nawet młodego lubiłem. A Ty nie dość, że masz ładny styl, powiedziałbym że piękny, to jeszcze te przemyślenia, zarys fabuły, przebieg akcji jest perfekcyjny. Nie mam czego się uczepić, kiedy zawsze żalę się Natusi jak to wszyscy beznadziejnie piszą, co oni robią z tej postaci, dlaczego ta postać tak zrobiła jak to do niej nie pasuje. A u Ciebie naprawdę nie mam czego się uczepić.
OdpowiedzUsuńCzytając jak Syriusz i James siedzieli z Lily i tą jej przyjaciółką, gdy później ta dziewczyna coś powiedziała o Peterze to byłem pewny, że zrobisz tak, że Łapa i Rogacz nie zainterweniują. Ale zaskoczyłaś mnie pozytywnie. Nie przesadzasz z niczym. Większość by jak najbardziej chciało dopiec głównemu bohaterowi.
Prolog był niesamowity, kolejne rozdziały czytałem tak wciągnięty, że nic mnie nie mogło rozproszyć. W dodatku teraz jeszcze bardziej polubiłem Glizdogona. Czekam tylko na dalsze rozdziały~
Dziękuję za miłe słowa :) Aż się poczułam wyższa o kilka centymetrów ;)
UsuńStaram się, aby bohaterowie za bardzo nie odbiegali charakterem od oryginału i zachowywali się jak na nich przystało, a nie jak jakieś cioty. Sama też mam czasem ochotę walić głową w stół, gdy widzę, co autorzy robią z niektórych postaci. A jak to moje ulubione, to już w ogóle...
O tak. Jak uwielbiają robić z mojej ukochanej postaci, mianowicie Jamesa taką ciotę i idiotę. Krew mnie zalewa jak to widzę. -.-
UsuńTo chyba pierwszy blog o Huncwotach który mi się tak bardzo podoba, nie licząc mojego i mojej dziewczyny.
Hehe, Raistlin. Njapierw go nie cierpiałam, ale teraz... jest całkiem ciekawą postacią. Biedny Snape.. Nie cierpię Huncwotów za to, że go prześladowali.
OdpowiedzUsuńJejku! Ile mi się tu zaległości porobiło! Ale nadrobię. Nadrobiłam "Braci duszy", nadrobię i tu. Zwłaszcza, że dzięki wi-fi w telefonie mogę poświęcić blogom więcej czasu, gdy moi rodzice są święcie przekonani, że już śpię. ; D Stęskniłam się za Hogwartem w Twoich opowiadaniach, brakuje mi "Wspomnień Severusa". Ale i to opowiadanie zyskuje moją sympatię. Piszesz naprawdę świetnie. Huncwoci wychodzą u Ciebie na... wrednych. Wiem, że tacy bywali ale... nadal ich uwielbiam. Co nie zmienia faktu, że Severusa również mi szkoda:< bo jego także lubię. Dobrze, że wcisnęłaś tu Raistlina, świetnie wykreowałaś tą postać. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńCUDOWNE Zaczynam lubić Petera to nienormalne!Biedny Sev chciałabym to zobaczyć.
OdpowiedzUsuń