wrzesień 1977
Ostatnie dni
wakacji minęły wyjątkowo szybko. Ojca praktycznie nie widywałem, całe dnie
przesiadywał w ministerstwie. Matkę wolałem unikać z własnej woli. Nie chciałem
zdawać jej relacji z tego, co wydarzyło się na Pokątnej i powodu, dlaczego
wróciłem do domu nietrzeźwy i wystraszyłem panią Austen, która akurat wpadła na
filiżankę herbaty. Dodatkowo nie miałem na sobie swojej najlepszej peleryny,
zeszłorocznego prezentu bożonarodzeniowego.
W zaistniałej sytuacji
najlepiej czułem się samotnie, skoro i tak nie mogłem liczyć na towarzystwo
przyjaciół. Chadzałem po lesie znajdującym się niedaleko domu. Lepiej czułem
się w towarzystwie olbrzymich drzew wzbijających się ku niebu i leśnych
zwierząt, nie zadających kłopotliwych pytań, na które nie chciałem odpowiadać.
Przynajmniej mogłem
w spokoju pomyśleć, zastanowić się nad tym, co zaszło kilka dni temu.
Szczególnie że obraz jej twarzy nie dawał mi spokoju. Nie było to jednak
oblicze pełne przerażenia, które oglądałem na Pokątnej, a rumiane i uśmiechnięte,
które zapamiętałem z Hogwartu. Nadal nie potrafiłem przypomnieć sobie jej
imienia. Nazwisko musiało zaczynać się na W, ale nawet przy zmobilizowaniu
pracy całego mózgu, nic więcej nie potrafiłem wymyślić. A powinienem, bo w
końcu chodziliśmy razem na zaklęcia, obronę przed czarną magią, transmutację.
James mówił, że dostała się także do klasy owutemowej z eliksirów, przez co
zyskała w oczach Slughorna, ale nie przebiła Evans.
Wiedziałem, że
pozostawało mi jedynie poczekać do rozpoczęcia szkoły. Przy najbliższej
sposobności przeczytam nazwisko na naszywce przyczepionej do szaty i zaspokoję
swoją ciekawość.
Ale ona znała twoje imię, gdy ci dziękowała, podszeptywał natrętny głosik w mojej głowie. Powiedziała: „Dziękuję, Peter”.
I to
najbardziej nie dawało mi spokoju. Gdyby uznała, że mnie nie zna. Podziękowała
jedynie z uprzejmości. Ale zwróciła się do mnie po imieniu. Widziała, kim
jestem. Pamiętała mnie z Hogwartu, chociaż w niczym szczególnym się nie
wyróżniałem.
Nie wiedziałem,
co miałbym z tym zrobić. Na początku planowałem zignorować wszystko, wyrzucić z
pamięci, jakby wydarzenie na Pokątnej nigdy nie miało miejsca, ale nie miałem
już tej wcześniejszej pewności. W końcu była ładna. Czy Rogacz lub Łapa
zmarnowaliby taką okazję? James na pewno, w końcu miał Evans, o czym rozwodził
się w swoim ostatnim liście, chociaż do oficjalnej pary było im jeszcze daleko.
Ale Syriusz? Znając jego, wykorzystałby okazję dla zwykłej zabawy.
Jednak to był
Łapa, a nie ja, Glizdogon, który dla innych stanowił jedynie wieczny cień
towarzyszący tym lepszym. Nie mogłem się pochwalić wysokimi wynikami w żadnej
dziedzinie. Tylko dzięki pomocy Lunatyka zdołałem zaliczyć cztery sumy i mogłem
kontynuować naukę w klasach owutemowych. Bez niego pewnie wylądowałbym z
kwitkiem poza murami szkoły, nikt nie chciałby więcej widzieć takiego nieuka.
Ona pewnie też
okazała uprzejmość, bo ją uratowałem. W szkole wszystko wróci do normy i nie
będzie mnie zauważać, bo kto zaplątałby sobie głowę kimś takim jak ja. Ale
zwróciła się do mnie po imieniu. I ma taki śliczny uśmiech. Szkoda, że nigdy
nie zostanie skierowany do mnie.
Tak mijał dzień
za dniem, aż nastał deszczowy pierwszy września. Dzień rozpoczynający ostatni
rok nauki w Hogwarcie. Z radością udałem się na dworzec King’s Cross, tym razem
samotnie, bez odprowadzającej mnie zwykle matki. W końcu od czerwca miałem
licencję na teleportację. Założyłem starą, zniszczoną pelerynę, gdyż nową
użyczyłem ślicznej Krukonce. Miałem nadzieję, że temperatura szybko spadnie, bo
będę mógł nosić zimową, która nie wyglądała jak ze sklepu z używaną odzieżą.
Uwielbiałem
tamtą, ale przecież nie mogłem odmówić okrycia dziewczynie, nie w takiej
sytuacji. Dlatego teraz musiałem znosić tę znienawidzoną. A matka stwierdziła,
że drugiej nie dostanę, bo nie powiedziałem, co zrobiłem z poprzednią i
zasłużyłem na karę. Jakbym był małym dzieckiem. Pewnie myślała, że zapomniałem
o niej, gdy się schlałem lub wymieniłem na kolejne szklaneczki trunku. Nie
miała do mnie za knut zaufania. Dobrze, że nie obcięła mi kieszonkowego,
zaoszczędzę i sam sobie kupię, by na wiosnę nie musieć chodzić w tym… w tym
czymś.
Przeciskałem
się pomiędzy uczniami i odprowadzającymi ich dorosłymi. Ciągle migały mi
szeroko uśmiechnięte gęby, radosne okrzyki i inne podobne pierdoły, które
jeszcze bardziej psuły mi humor. Szlag niech ich wszystkich trafi. Nie minie
dziesięć minut od odjazdu pociągu, a zaczną lamentować nad tym, ilu krewnych i
znajomych stracili w ciągu ostatnich tygodni. Będą o tym rozprawiać z
przyjaciółmi, jakby gadali o pogodzie lub swoich ulubionych drużynach
quidditcha.
Sami mogliby
zginąć i zaoszczędziliby wszystkim tych durnot.
Ciągnąc kufer, rozglądałem się na boki, szukając przyjaciół, lecz nigdzie ich nie
dostrzegłem. Po chwili mój wzrok spoczął na stojącej niedaleko niewysokiej
blondynce o rumianej twarzy. Miała już na sobie szkolny mundurek. Na jej widok
moje serce jakby wykonało salto. Po raz pierwszy poczułem coś takiego i nie
potrafiłem opanować szybciej bijącego organu.
Dopiero później
zorientowałem się, że nie odprowadzili jej rodzice, a jakichś dwóch wysokich
chłopaków, także blondynów. Musieli być starsi, bo nie pamiętałem ich z mojego rocznika,
a raczej mało prawdopodobne, aby chodzili do szóstej czy piątej klasy. Nie
uszło mojej uwadze, że rozmawiali wesoło i beztrosko.
Czyżby byli jej braćmi?
A może któryś z nich to jej chłopak? – odezwał się natrętny głosik. Jest taka ładna, że nie może być sama.
Ale to ja jej pomogłem, żadnego z nich tam nie było.
I co z tego? Mogła sama robić zakupy.
Cała
wcześniejsza radość spowodowana jej widokiem, jakby w jednej chwili wyparowała,
zastąpiona jedynie gorzkim rozczarowaniem. Znałem to uczucie aż za dobrze.
Towarzyszyło mi już od najmłodszych lat, gdy w niczym nie potrafiłem się
wykazać. Jednak za każdym razem było równie nieprzyjemne.
Nie chciałem na
nią wpaść, więc wszedłem do pociągu. Postanowiłem w środku poszukać przyjaciół.
Może już zajęli jakiś przedział. Nie myliłem się, jednak gdy go znalazłem,
czekało mnie kolejne rozczarowanie. Oprócz Rogacza i Łapy (Lunatyk musiał udać
się do przedziału dla prefektów) znajdowały się w nim też dwie dziewczyny –
Evans i jej koleżanka, przyjaciółka czy jakiekolwiek relacje ich łączyły,
Claire Teney.
Stanąłem niezdolny
do poruszenia się. One miały z nami jechać? Przez pięć lat byliśmy tylko my.
Mogliśmy wtedy wymyślać nowe dowcipy, śmiać się, rozmawiać, a teraz one miały
wszystko zepsuć. Podłe żmije.
Kolejna kostka domina.
Niechętnie
wszedłem do przedziału, w końcu gdzie miałbym jechać jak nie tu.
– Cześć –
rzuciłem do swoich butów, wtaszczając kufer do przedziału.
Rogacz i Łapa
przywitali się serdecznie, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu. Jak dawniej.
Lily odpowiedziała uprzejmie, uśmiechając się, lecz nie zmyliła mnie jej
fałszywość. Robiła to tylko, by udawać przed moim przyjacielem miłą i uprzejmą.
Teney nic nie odpowiedziała, ignorując moje wejście, jakby drzwi przedziału
otworzyły się same pod wpływem powiewu porywistego wiatru.
Łapa wycelował
różdżkę w mój kufer, który zgrabnie ulokował się na półce bagażowej.
Przynajmniej jeden problem miałem z głowy, niestety, drugi w postaci
ciemnowłosej Gryfonki zadzierającej nosa, przez co zakrzywił jej się ku górze,
siedział naprzeciwko mnie. Zaszczyciła mnie tylko jednym spojrzeniem swoich
nienaturalnie zielonych oczu. Evans wyglądała jeszcze jak człowiek, ona
przypominała mutanta lub efekt nieudanych eksperymentów. Jednak ten jeden raz
wystarczył, bym zorientował się, że jestem dla niej mniej warty niż obrzydliwy,
tłusty karaluch, którego używała do sporządzania eliksirów.
Spuściłem
głowę, woląc zająć się obserwacją kolan i wyginaniem palców. Nie miałem ochoty
na żadne rozmowy, a odniosłem wrażenie, że Rogacz, Łapa, Evans i Teney dobrze czują
się tylko we własnym towarzystwie, rozprawiając z przejęciem o wakacyjnych
przygodach i zagranicznych krajach, które zwiedzili. Nawet Evans, pochodząca
przecież z mugolskiej rodziny, gdzieś wyjechała i dobrze się bawiła z dala od
czarodziejskiego świata.
Westchnąłem w
duchu. Tylko ja jak zwykle na dwa miesiące utknąłem w domu. Może nie licząc
czasu spędzonego w Dolinie Godryka w domu Rogacza. Ale to była jedynie wizyta u
przyjaciela, a nie wspaniały wyjazd w nieznane tereny, o którym mógłbym
opowiadać z przejęciem i wypiekami na twarzy.
Nie, Peter
Pettigrew swoje siedemnaste wakacje spędził w rodzinnym domu. Z matką, która
wiecznie miała do mnie o coś pretensje i nieważne, co zrobiłem zawsze było
tylko i wyłącznie źle. Przynajmniej ojciec przebywał w ministerstwie,
więc jeden problem miałem z głowy i z nim nie musiałem się użerać. Ile bym dał
za tak wspaniałych rodziców, jakich miał Rogacz. Juliet i Charles Potterowie
byli wspaniałymi i wyjątkowymi ludźmi.
Pan Potter miał
wysokie stanowisko w Ministerstwie Magii. Był zastępcą szefa departamentu
Przestrzegania Prawa i bardzo prawdopodobne, że, jeżeli wojna dalej potoczy się
tym torem, zostanie szefem, gdy Bartemiusz Crouch zasiądzie w fotelu ministra.
Nikt nie dyktował mu, co ma robić. Nie musiał spędzać siedmiu dni w tygodniu w
biurze, robił, co chciał. Nikt nie mógł mu podskoczyć, bo to on sprawował
władzę i zmuszał innych do posłuszeństwa.
Za to pani
Potter była przemiłą kobietą i niepowtarzalną gospodynią. Znała się na tak
wielu rzeczach, nie tylko związanych z prowadzeniem domu. Jej znajomość w
dziedzinie zaklęć wykraczała poza wszelkie wyobrażenia. Lubiła także snuć
opowieści o Hogwarcie za jej czasów, który tak różnił się od znanego nam.
Tak, Rogacz
miał ogromne szczęście. Na dodatek mieszkał w małym miasteczku, a nie pod
lasem, gdzie za jedyne towarzystwo miałem leśne zwierzęta i czasem pojawiające
się w domu szczury. Nieraz zastanawiałem się, dlaczego życie jest tak
niesprawiedliwe. Jedni dostają wszystko, inni nic.
Nagle drzwi do
przedziału otworzyły się. Spojrzałem w tamtym kierunku z nadzieją, że może to
Lunatyk wrócił z obchodu przedziałów i chociaż z nim będę mógł porozmawiać, o
ile nie zagłębi się w jakąś grubą księgę. Jednak w wejściu stał ktoś zupełnie
inny. Dziewczyna, którą spotkałem na Pokątnej.
Promienie
słońca, wpadające przez okna jadącego pociągu, tańczyły na jej jasnych włosach.
Na twarzy pojawił się szczery, choć lekko nieśmiały uśmiech. W rękach trzymała
jakiś pakunek.
– Tu nic się
nie dzieje, Willson, więc możesz już wyjść – pierwszy odezwał się Łapa, zanim
ktokolwiek zdążył otworzyć usta. – Nasz pierwszy numer wystawimy po oficjalnym
rozpoczęciu roku, więc możesz już iść do siebie. My jesteśmy zajęci.
Starałem się na
nią nie patrzeć, by przyjaciele nie zorientowali się, że coś jest nie tak,
jednak czułem pojawiające się na policzkach rumieńce. Piekły niesamowicie,
jakbym za długo przebywał na silnym słońcu. Dlaczego ona tu przyszła? Przecież
do obowiązków prefekta nie należało zaglądanie do każdego przedziału i
doskonale wiedziała, że Lunatyk tutaj przyjdzie. Zawsze tak robił.
– Nie przyszłam
do ciebie, Black, więc z łaski swojej możesz zamknąć dziób – odgryzła się, a w
jej szarych oczach pojawiła się pogarda podobna do tej, którą mnie potraktowała
Teney.
– Syriusz nie
chciał cię urazić – próbowała naprawić sytuację Evans, chociaż nie wiem, po co
w ogóle otwierała usta. Miałem ochotę wyparować stamtąd lub ukradkiem założyć
pelerynę-niewidkę Rogacza.
– Chciałam ci
to oddać – zwróciła się do mnie, ignorując resztę towarzystwa i wręczyła
pakunek. – Twoja peleryna. Wyprana i wyprasowana. Wygląda jak nowa. Przyszyłam
tylko nowy guzik, bo stary musiał odpaść.
– Dzięki –
bąknąłem, biorąc od niej swoją własność.
Starałem się
nie patrzeć jej w oczy. Nie chciałem ich widzieć. Pewnie zobaczyłbym taki sam
wzrok jak u Teney. Na przyjaciół też nie spoglądałem. Nie mogłem uwierzyć, że
przyszła do mnie, gdy znajdowałem się z nimi. Będą mnie teraz maltretować,
chcąc wyciągnąć wszystkie szczegóły naszego spotkania na Pokątnej, a ja nie
chciałem do tego wracać.
– Przejdziemy
się? – zaproponowała, wskazując korytarz pociągu. – Tutaj nie można w spokoju
porozmawiać – ostatnie słowa skierowała do Łapy.
Kiwnąłem głową
i ruszyłem za nią. Gdy zamykałem drzwi przedziału, nadal nie patrząc na
przyjaciół, gdyż moje buty wydawały się o wiele ciekawsze, usłyszałem jeszcze
słowa Teney:
– To coś ma dziewczynę? Błagam, wolałabym
umówić się ze Severusem Snape’em lub tym świrem Mulciberem.
Zabolało. Żmija
porównywała mnie do Smarkerusa? Do Ślizgona? Gdy oddalałem się od przedziału,
słyszałem jeszcze echo oburzonych głosów Łapy i Rogacza. Cieszyłem się, że
stanęli w mojej obronie jak prawdziwi przyjaciele. Zresztą wspomnienie Snape’a
było jak dźgnięcie śpiącego smoka wysiadującego jaja w oko. Trochę żałowałem,
że nie mogę być świadkiem tego piekła, które zgotują Teney.
– Nareszcie
trochę spokoju – rzekła Alicja, zatrzymując się przy oknie. – Dziękuję za
wszystko, co dla mnie wtedy zrobiłeś. – Posłała mi jeden z najpiękniejszych
uśmiechów, jakie w życiu widziałem.
– Każdy by to
zrobił – mruknąłem do swoich stóp, czując, że jeszcze bardziej się rumienię. Od
razu przypomniałem sobie tych wszystkich anonimowych przechodniów, którzy nie
odwrócili nawet głowy w tamtą stronę.
Pociąg mknął, a
my rozmawialiśmy swobodnie, przyglądając się krajobrazom migającym za oknem.
~ * ~
Znów mam poślizg. Myślę, że rozdziały będę dodawać co dziesięć, czternaście
dni. Chyba że w październiku uda mi się częściej, bo jeszcze nie wszystkie
laboratoria mi się zaczęły i do końca miesiąca będę mieć środy wolne ^ ^
Chyba chciałam coś jeszcze napisać, ale mi się zapomniało. Prawdopodobne
daty publikacji rozdziałów będę musiała z czasem poprawić, bo jak widać są
nieaktualne.
Wspaniały rozdział. Tylko za szybko minął ;)
OdpowiedzUsuńA więc tajemnicza dziewczyna nazywa się Alicja ^^ Bardzo podobała mi się scena z oddaniem peleryny. Niby taka zwyczajna, ale jednak. Tym bardziej, że James i Syriusz nie wybuchli głupkowatym śmiechem a stanęli w obronie przyjaciela. Cóż... nie lubię Evans a jej przyjaciółki jeszcze bardziej.
Tak jeszcze słowem komentarza. Coraz bardziej lubię Petera. I szkoda mi, bo wiem jak to się skończy. Nie wiem co to spowoduje, ale... myślę że nie będzie to kwestia jedynie miłości. Ciekawa jestem jak to rozwiążesz.
Pozdrawiam.
Dziękuję :)
UsuńMi ten rozdział niezbyt się podobał na tle pozostałych, szczególnie, ze końcówkę trochę zawaliłam, ale cieszę się, że się podobał ;)
Bardzo fajny rozdział, jak widzę, już podróż do Hogwartu ^^.Peter pewnie cieszy się, że wraca do szkoły, ale z drugiej strony, odczuwa całą masę różnych rozterek. Znakomicie oddajesz to, jak czasem czuje się zazdrosny i skrzywdzony, że inni mają bardziej udane życie, a on nie. Bardzo mi się podoba, jak go przedstawiasz. Nie ukazujesz go jako podłego zdrajcę i nieudacznika, jak został ukazany w HP, ale jako nieco zahukanego chłopaka, który chciałby być kimś, ale zdaje sobie sprawę, że nigdy nie dorówna przyjaciołom.
OdpowiedzUsuńWidzę, że ponownie spotkał tę dziewczynę, Alicję, tak? Czyżby to była przyszła matka Nevilla? To pierwsze skojarzenie, które przyszło mi na myśl po przeczytaniu jej imienia. W każdym razie, ciekawa jestem, jak ta ich znajomość się potoczy. Za to Teney postapiła wobec niego naprawdę nieładnie i zrobiła chłopaczynie wielką przykrość.
I widzę, że pojawiają się tu niektóre postacie wspomniane kiedyś we Wspomnieniach Severusa.
ps. Mogłabyś informować mnie od teraz na Niebieskich marzeniach, jako że Marmurowe serce postanowiłam na jakiś czas zawiesić?
Jeśli masz ochotę dalej być moją czytelniczką, zapraszam na Niebieskie marzenia. Kiedy zacznę ponownie publikować na Marmurowym sercu, co może nastąpić w najbliższych miesiącach, mogę cię powiadomić, jeśli chcesz.
Dziękuję :)
UsuńJak to takie krótkie opowiadanie, to nie mogę za bardzo akcji spowalniać, bo znów wyszedłby mi długaśny tasiemiec i z którymś blogiem bym nie dała rady.
Nie do końca podobało mi się przedstawienie Petera w HP, pojawiło się za dużo niedopowiedzeń i rożnych dziwnych momentów. Głównie pewnie ze względu na perspektywę Harry'ego.
A to tylko jedna Alicja jest na świecie?
A Teney rzeczywiście została zapożyczona z Severusa. Nie chciało mi się nikogo nowego wymyslać, skoro już miałam gotową postać. W kolejnym rozdziale będzie też Raistlin Majere.
Kiedy czytam słowa Petera, zaczynam mu bardzo współczuć. Czasami Peter przypomina mnie. Zawsze podchodzę do czegoś pesymistycznie, wmawiając sobie, że mi się to nie uda. To samo było z Petterem. Myslał, że Alicja go oleje, a tu jednak podziękowała mu za wszystko co dla niej zrobił. Mam to nadzieje, że zostaną przyjaciółmi, chociaż wiem, że Peterowi ona się podoba:) A tej żmiji Teney, zdzieliłabym w twarz lub potraktowała jakimś zaklęciem, najlepiej lewitującym, aby sobie dyndała głową w dół:) Ach, co ja plotę, zachowuję się już jak James!xD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Dziękuję :)
UsuńRelacje Petera i Alicji w swoim czasie zostaną bardziej opisane, chyba w szóstym, bo przez następne dwa to wojna jest ważniejsza. O ile dobrze pamiętam, bo pisałam to wszystko w sierpniu.
Oj tak, Teney przydałoby się jakieś upokorzenie, nawet jeżeli to w stylu Pottera ;)
Napisałaś w odpowiedzi, że lubisz słuchać, a raczej czytać, domysły. Chętnie bym ci swoje przedstawiła, ale boję się, że wypalą ci oczy, no, ale spróbuję by tak nie nie stało.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że dodałaś nowy rozdział, z małym poślizgiem, ale jest, doczekałam się. Rozdział długi, a przeczytałam go *pstryka palcami* jak od pstryknięcia.
Uuu... Peter poznał smak zauroczenia. Myślę, że czuje się teraz jeszcze bardziej samotny, niż zanim spotkał Alicję. Przyjaciele, a tak mi się wydaje, olewają go. No, ale trzeba przyznać, że Peter podchodzi do wszystkiego pesymistycznie, bał się podjeść do Alicji, bo myślał, że ta go wyśmieje, ponieważ szybko zapomni o tym, że jej pomógł. Dobrze, że wszystko na razie, wróciło do normy i Peter oraz Alicja spędza mile trochę czasu. Może nawet się zejdą? No, ale nie będę fantazjować.
Teney, gdyby ktoś taki siedział ze mną w wagonie, albo tak mnie traktował to przejechałbym go samochodem lub zastosowałbym kilka średniowiecznych tortur, o których wiele osób zapomniało, a szkoda. Bardzo by się teraz przydały.
Gdy czytałam o Evans to aż poczułam fale nienawiści emitujące z wnętrza Petera. Naprawdę świetnie to opisałaś. W sumie ja też nie byłabym zachwycona, gdyby mój brat związał się z taką zołzą. To samo chyba musi czuć Peter. Współczuję mu.
Mam nadzieję, że nowy rozdział dodasz szybko i już bez poślizgu:*
Całuję:*
Eileen:*
Dziękuję :)
UsuńNie powiedziałabym, że go olewają, co dokładniej wyjdzie na jaw w kolejnych rozdziałach, ale nie liczą się z jego zdaniem.
Relacje Petera i Alicji w swoim czasie zostaną bardziej opisane, chyba w szóstym, bo przez następne dwa to wojna jest ważniejsza. O ile dobrze pamiętam, bo pisałam to wszystko w sierpniu.
Nie, nie, nie. Przez mój kochany, ledwo działający internet, nie dodał mi się komentarz! A niech go szlag jasny trafi!
OdpowiedzUsuńTeraz spróbuję go jakoś odtworzyć.
Peter wpadł jak śliwka w kompot. Gdyby jeszcze dziewczyna nie zwracała na niego uwagi, to by zapomniał, a ona nawet zaprosiła go na pogawędkę. No teraz to się chłopak prędko jej z głowy nie pozbędzie.
No i mam wrażenie, że Evans wszystko zepsuła. Jest najbardziej znienawidzoną przez Petera osobą, którą byłby gotowy nawet zabić. Może to miało jakiś związek z późniejszą śmiercią Potterów? Jednak James też musiał jakoś zawinić, bo przecież Peter nie dałby ot tak zabić swojego przyjaciela. Musiało być w tym coś innego.
A Teney? Kto ją w ogóle wpuścił do przedziału? To najbardziej podła jędza, jaką kiedykolwiek spotkałam (znaczy się spotkałam takich więcej, ale nie o to mi chodziło). No i dobrze, że przyjaciele jakoś go bronili. Póki co ma w nich wsparcie.
Weny życzę!
Pozdrawiam!
Dziękuję :)
UsuńWpadł, wpadł i tak łatwo z tego kompotu się nie wydostanie ;)
Cóż, Teney jest przyjaciółką Lily, dlatego się tam znalazła, a inni nie widzą w niej takiej jędzowatości jak Peter.
Wreszcie wzięłam się za skomentowanie Twojego kolejnego genialnego opowiadania! Jeśli nie będziesz kiedyś pisarka, to polska literatura sporo na tym straci. Oczywiście proszę, byś informowała mnie o nowych notkach i w najbliżyszm czasie dodam do linków. Szczerze mówiąc, nie lubię Petera. Ba, myślę, że nie jestem w tym osamotniona. Zdziwiło mnie, że piszesz o tej postaci, choć to oryginalny pomysł. Mimo początkowych uprzedzeń opowiadanie mi się spodobał, chociaż za Petigrew nadal nie przepadam to może warto poznać jego punkt widzenia? W jednym nawet przyznaję mu rację: Tacey jest faktycznie wredna. Jeśli chodzi o brak sympatii Petera do Evans, to zachowuje się on trochę jak małe dziecko - wielki foch, bo Rogacz poszedł na randkę. Z lekka irytujące. Ale plus dla niego, że obronił tą dziewczynę, już myślałam, że ją tam zostawi. A więc Alicja, tak? Czemu mam wrażenie, że to przyszła Alicja Longobotoom, to nie wiem... Cóż, czekam na następną notkę i weny życzę:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńSporo osób nie lubi Petera i zdaję sobie z tego sprawę, jednak mnie jego postać zawsze intrygowała, dlatego w końcu musiałam zacząć pisać to opowiadanie.
A to tylko jedna Alicja jest na świecie? Teraz trochę żałuję, że spolszczałam jej imię.
No wreszcie znalazłam czas, aby skomentować ten rozdział.
OdpowiedzUsuńWreszcie mamy podróż do Hogwartu. Mogę się założyć, że Peter cieszy się z tego powodu. Może w końcu przyjaciele znajdą dla niego więcej czasu? A nawet jeżeli nie, to na pewno znajdzie go dla niego Alicja ^^ Peter nam się zakochał! To było takie urocze, gdy dziewczyna przyszła oddać mu pelerynę do przedziału ^^
Nie spodobało mi się zachowanie przyjaciółki Lily. Boże, co za jędza. Nie cierpię takich ludzi, więc i tu nie zapałam do niej większą sympatią.
W ogóle to podoba mi się to, jak kreujesz postać Petera. To jego rozchwianie emocjonalne jest bardzo interesujące i sprawia, że coraz bardziej zaczynam mu współczuć.
To już nie przynudzam, tylko pozdrawiam i weny życzę ;)
Dziękuję :)
UsuńNa pewno bardzo się z tego powodu cieszy, w końcu chyba dla wszystkich uczniów szkoła była takim jakby drugim domem, do którego z chęcią wracali.
Co do tego czasu, to mam już wszystko opisane. W końcu z Huncwotami nudzić się nie można ;)
Tak proszę o dalsze informowanie. Przepraszam, że nie zawsze komentuję, ale niestety ciężko z czasem.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię to jak piszesz, nie mogę się doczekać kolejnej części, chciałabym już dowiedzieć się, jak potoczą się sprawy z dziewczyną :) Pozdrawiam gorąco :)
Dziękuję :)
UsuńJednak nie jest taki zły, jak mu się wydaje. Alicja normalnie z nim rozmawiała, nie olała go, ani nie wyśmiała tak, jak koleżanka Lily. Ciekawa jestem, co koledzy Petera zrobią po tym, co usłyszeli z ust tej dziewczyny. Mam nadzieję, że nie zignorują tego, tylko w jakiś sposób dadzą jej do zrozumienia, że nigdy więcej nie powinna czegoś takiego mówić. A może między Alicją a Peterem coś się zrodzi, chociażby zwykła przyjaźń. Mam nadzieję :)
OdpowiedzUsuńHuncwoci tak tego nie zostawią, szczególnie, że Peter jest ich przyjacielem i Teney dostanie za swoje. Chociaż nie tak dotkliwie, bo Lily będzie bronić przyjaciółki.
UsuńJa uważam, że Peter nie ma na co narzekać, jeśli chodzi o rodziców. Tzn. staram się go zrozumieć, ale jednak biorąc pod uwagę Syriusza, który jakby nie patrzeć w swoim rodzinnym domu nie był już w stanie wytrzymać i wcale mu się nie dziwię dlaczego, Glizdogon nie ma pod tym względem do narzekania. Rozumiem, że nie układa mu się z mamą, ale podejrzewam, że to przejściowe. Zawsze tak jest, gdy spędza się z daną osobą dużo czasu sam na sam. Jestem pewna, że mama strasznie go kocha, a jego zarzuty wobec swojego beznadziejnego życia rodzinnego są niezbyt gruntownie przez niego samego przemyślane.
OdpowiedzUsuńDo ostatnich chwil zastanawiałam się w poprzednim rozdziale, czy Peter pomoże dziewczynie. W ostatnich momentach jego przemyśleń, miałam już wrażenie, że się podda i ucieknie z miejsca zdarzenia, miałam go za tchórza. Jednak chłopak bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Szkoda tylko, że podejrzewam, że to właśnie Alicja będzie miała duży wpływ na jego decyzję przyłączenia się do Śmierciożerców. Nie wiem tylko, czy będzie to jej świadomy wpływ, czy nieświadomy.
Swoją drogą, skąd Peter znał imię Alicji, skoro wcześniej go nie pamiętał, a później się mu nie przedstawiła? Chyba że coś nie ogarnęłam, to przepraszam.
Alicja Wilson kojarzy mi się z mamą Neville'a... Wydaje mi się, że gdzieś czytałam, że pani Longbottom właśnie tak miała na nazwisko. Nie jestem pewna, więc... wyprowadź mnie z błędu i powiedz, że to nie jest mama Neville'a, bo niepotrzebnie będę się domyślać niektórych rzeczy i dopowiadać sobie jakieś fakty ^ ^
Postać Teney mnie irytuję i najchętniej zagotowałabym ją w kotle z wrzątkiem. Nie wiem, czemu Glizdogon ją aż tak drażni, ale uważam, że solidnie przesadza ze swoimi tekstami. Współczuję Peterowi, musi się czuć okropnie, gdy słucha jej złośliwych tekstów. Ten ze Snapem (biorąc pod uwagę, że nazwisko Snape powoduje już alergię u Huncowtów) musiał szczególnie zasmucić głównego bohatera.
Znalazłam jedną literówkę;
"Kolejna kosatka domina."
Ach, i jestem ciekawa, kim była ta dwójka blondynów, która odprowadzała Alicję. Rzczywiście jeden z nich był jej chłopakiem? Ja jednak obstawiam, że obydwoje to bracia.
Całuję,
Leszczyna ;)
Sytuacja w domu Petera jest na pewno inna niż u Syriusza i wiadomo, że Łapa miał gorzej, ale u niego różowo nie jest. Wiadomo, że rodzice go kochają, ale nastolatek zawsze sądzi, że wie najlepiej.
UsuńPowtórzę jeszcze raz. Tylko jedna Alicja jest na świecie? Trochę żałuję, że spolszczyłam jej imię, ale teraz mówi się trudno. I miała naszywkę z imieniem i nazwiskiem na szacie.
Z tego, co wiem, to nigdy nie zostało podane panieńskie nazwisko matki Neville'a. Chyba że później Rowling gdzieś dopowiedziała, ale raczej wątpię.
A tajemnica dwójki blondynów w dziesiątym, za który w końcu muszę się porządnie wziąć.
Nie lubię Petera. Nie, nie, nie. Za to uwielbiam Teney, czy jak jej tam. Na jej miejscu zachowywałabym się dokładnie tak samo. Wiem, że to okropne, tak pogardzać drugim człowiekiem, ale Glizdogon naprawdę nie zasługuje na nic lepszego. Plus te oczy i włosy, yaaaay. Już ja kocham.
OdpowiedzUsuńNo i Lily dogaduje się z Jamesem. Jestem chyba jedyną osobą, która świruje z tego powodu, ale co poradzić, taka moja dola. Wielbię ich i już.
Alicja, moje imię od bierzmowania. ^^ Uśmiechnęłam się, kiedy je zobaczyłam. Też obstawiam, że tamta dwójka to jej bracia czy coś w tym stylu. Ale jej nie lubię, sama nie wiem, czemu. Niby jest miła, a jednak... Nie wiem, naprawdę. Takie pierwsze wrażenie i tyle. Jak widać ładny uśmiech to nie wszystko. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Ja w sprawie Teney jestem innego zdania, szczególnie, że w danej chwili Peter jeszcze nic nie zrobił, ale wiem, że są różne strony.
UsuńA kim w rzeczywistości jest tamta dwójka wyjdzie na jaw w dziesiątym, chociaż wydaje mi się (o ile się nie mylę, bo już dokładnie nie pamiętam, co pisałam), że już wcześniej pojawiają się jakieś wzmianki na ten temat.
Jak ten Peter się nad sobą użala. To mnie zawsze w nim irytowało i nie potrafię mu współczuć jak niektóre czytelniczki. Chociaż muszę przyznać, że Twojego Petera chyba nawet zaczynam darzyć no nazwijmy to sympatią. Zwłaszcza, gdy myśli o Alicji lub ją widzi. Wygląda na to, że ma na niego dobry wpływ, bo staje się wtedy bardziej wrażliwy i zaangażowany niż jest zazwyczaj. A może w przyszłości i pewniejszy siebie? Dziwi mnie za to jego uraz do Lily. Teney swoim prostacki zachowaniem zasługuje na jego niechęć, a mimo to mam wrażenie, że to jednak Evens nienawidzi bardziej. Tylko czemu? Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńWydaje mi się (o ile dobrze pamiętam), że w kolejnych rozdziałach nie będzie tak źle i Peter może zyskać większą sympatię. O ile cała uwaga nie skupi się na reszcie Huncwotów, którzy będą na pierwszym planie.
UsuńObu ich nie lubi i nie skupiałam się na tym, którą bardziej. Dopiero później chciałam pokazać różnice.
Hm, po pierwsze bardzo mnie zdziwiło ze przyjaciółka evans jest taka chamsk. Alma lily chyba jest normana. A ta zachowuje sie strasznie, jest uprzedzna.. Haha chce zrobi nA kimś wrażenie,pewnie na syriuszu, ale w głupi sposób... Za to krukonka zachowała sie b w porządku, ciekawe, czemu syriusz tak ja traktuje.. Mysle, ze chłopcy nie dadzą peterowi spokoju w dormitorium... Ale przynajmniej ma chłopak fajna jazdę do hogwartu... Mysle. Ze alice bardzo go polubila
OdpowiedzUsuńLily jest normalna, mimo że jej nie lubię, to nie należy do takiego typu ludzi.
UsuńSyriusz traktuje tak wszystkich prefektów. W końcu Huncwoci to ich najbardziej nie lubią, bo przeszkadzają im w żartach.
Z opóźnieniem zaledwie dwutygodniowym, za który najmocniej przepraszam, przybyłam.
OdpowiedzUsuńPeter się strasznie nad sobą użala, ale to w sumie zrozumiałe w jego sytuacji, gdy wszyscy uważają go za kogoś gorszego.
Ciekawe, kim byli chłopcy towarzyszący dziewczynie; osobiście przypuszczam, że skoro wszyscy mieli blond włosy, to są rodzeństwem.
Szkoda, że przyjaciele Petera tak się zachowują względem niego. Chyba dla nich ta przyjaźń znaczy dużo mniej niż dla niego.
Dziwne, że Lily zadaje się z kimś takim jak Teney, nie posądziłabym ją o to.
Poza tym to miło ze strony Lily, że próbuje załagodzić sytuację i nie wiem, dlaczego Peter tak się czepia wszystkiego, co z nią związane. Jest uprzedzony i tyle.
Rozumiem, że Peter nagle znał imię Alicji, bo przeczytał plakietkę, ale w sumie dobrze by było o tym napomknąć.
Poza tym:
"Matkę wolałem unikać z własnej woli" - zdaje mi się, że powinno być "matki".
PS. Obiecuję, że na dniach zabiorę się za Braci Duszy :)
To opowiadanie jest naprawde ciekawe. Chćby dlatego, że przedstwiasz historię zdrajcy, która go nie oczernia (przynajmniej na razie) i dlatego, że pokazałaś Evans zupełnie inaczej niż w kanonie (ja tam ją lubie, mimo, że zranila Snape'a). Czy Tyler była w kanonie? Już jej nie lubię. Płytka żmija.
OdpowiedzUsuńMasz talent do pisania ;) Ciekawe i kurcze nie mam już czasu aby przeczytać kolejny więc jutro wpadnę i nadgonię !
OdpowiedzUsuńhttp://destroyerofevil-elitamagow.blogspot.com/
Pozdrawiam, Alicja ;)
Jeeej jeeej jeeeeej to jest naprawdę wciągające xD Nie rozpisuję się bo nie mogę wytrzymać z ciekawości co będzie dalej xD
OdpowiedzUsuń