sierpień 1977
Nad Londynem
zebrało się więcej chmur. Błękit nieba całkiem zniknął za szarą zasłoną. Burza
wisiała w powietrzu i nic nie mogło powstrzymać deszczu od zmoczenia ziemi.
Pozostawało tylko pytanie, kiedy to nastąpi.
Ulica Pokątna także nie poprawiała mi nastroju zniszczonego przez
poranny list. Nieliczne sklepy zostały otwarte. Większość właścicieli wolała
siedzieć ukryta w domach. Niektórzy nie mieli do czego wracać.
Pokątna powoli popadała w ruinę. Coraz więcej sklepów powoli zaczynało
zmieniać się w kamienne bloki z powybijanymi szybami, drzwiami zabitymi
deskami, pustymi, mrocznymi wystawami, na których kiedyś kolorowy towar
zachęcał do zakupu. Tylko Bank Gringotta się nie zmienił. Biały budynek górował
nad sklepikami i tylko gobliny nie mogły narzekać. Czarodzieje potrzebowali
skarbca, nawet śmierciożercy.
Wszystko wyglądało przygnębiająco dla samotnego wędrowca, gdybym mógł
być tutaj z przyjaciółmi, wszystko wyglądałoby o wiele lepiej. Ta czerń i
szarość mogłaby nawet przybrać jasne barwy, ale tak pozostawała jedynie
czernią. Taką samą, jak ta, która powoli zaczynała zagłębiać się w moim sercu.
Rozglądałem się w nadziei, że jednak uda mi się zobaczyć gdzieś
Lunatyka, który, tak jak ja, postanowiłby wybrać się na zakupy, podczas gdy
Rogacz i Łapa nas wystawili. Jednakże nigdzie nie wypatrzyłem znajomej sylwetki
przyjaciela.
Pomimo soboty i zbliżającego się wielkimi krokami początku roku
szkolnego, niewiele czarodziejów spacerowało po brukowanej ulicy. Nieliczni,
których zobaczyłem, starali się jak najszybciej załatwić wszystkie sprawunki i
wrócić do domu. Młodzież i dzieci policzyć mogłem na palcach obu rąk. Wszędzie
widziałem tylko ponure twarze, które rozglądały się z trwogą, jakby zza rogu
miał zaraz wyskoczyć jakiś śmierciożerca i pozabijać wszystkich.
Ta barwna ulica, którą zapamiętałem, gdy miałem jedenaście lat stawała
się ruiną. Jeżeli wojna potrwa dłużej, zniknie całkowicie i już nigdy nie
podniesie się na nogi albo wchłonie ją ulica Śmiertelnego Nokturnu. Coraz
więcej sprzedawców zamykało swoje interesy, liczba sklepów kurczyła się, za to
rosła ilość maleńkich straganów, gdzie podejrzane typy sprzedawały amulety
ochronne i inne badziewia, które nie działały. Chyba tylko ich (nie licząc
śmierciożerców i Sam-Wiesz-Kogo) nie obchodziło życie ludzkie, byleby tylko
zarobić. Świat powoli staczał się na dno.
W oddali mignęła mi sylwetka wysokiego chłopaka w czarnej pelerynie o
tłustych, okalających twarz włosach i haczykowatym nosie. Przemykał się przy
ścianach budynków, by po chwili zniknąć w jednej z bocznych uliczek.
Zastanawiałem się, czy nie podążyć za nim i nie podokuczać mu, ale ostatecznie
zmieniłem zdanie. Samemu nie miało to sensu, cała frajda znikała. Rogacz i Łapa
by się nie zastanawiali, jednak nie musieli wiedzieć, że pozwoliłem uciec
Smarkerusowi.
Chociaż zastanawiałem się, co mógł tu robić. Może spotykał się z jakimś
podejrzanym towarzystwem. Z takim jak on wszystko stawało się możliwe. Równie
dobrze już mógł należeć do zwolenników Sam-Wiesz-Kogo lub nawet zagęszczać
szeregi śmierciożerców. Gdybym go przyłapał, mógłbym liczyć na nagrodę i
na wielkie uznanie ze strony przyjaciół. Przestałbym być wiecznym
nieudacznikiem i tchórzem. Jednak nie zrobiłem tego, coś mnie powstrzymało.
Czy teraz tego
żałuję? Tak. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. O ile w ogóle szedł
na spotkanie ze zwolennikami Czarnego Pana.
Nadal rozglądając się za Lunatykiem, postanowiłem jak najszybciej
załatwić wszystkie sprawunki. Mógłbym wtedy wcześniej wrócić do domu i… I znów
się nudzić, jak podczas ostatniego tygodnia. Odkąd wróciłem z dwutygodniowych
wakacji w Dolinie Godryka, w domu Rogacza, niewiele miałem do robienia.
Wszystko traciło sens i z niecierpliwością wyczekiwałem pierwszego września. A
wcześniej dzisiejszego dnia, gdy znów mieliśmy się spotkać.
Stało się to, gdy wychodziłem z Esów i Floresów, trzymając torbę pełną
nowych książek. Może gdybym wtedy wybrał inną drogę, inną kolejność sklepów, nic
by się nie stało. Ale stało się i już się nie odstanie.
Zobaczyłem dwóch, wyrośniętych, zakapturzonych typków, którzy
przycisnęli dziewczynę do ściany jednego z opuszczonych budynków w bocznej,
mało uczęszczanej uliczce. Jej potargane blond włosy okalały twarz. W szarych
oczach widziałem jedynie strach.
Zabrali jej różdżkę i nie mogła się bronić. Słyszałem ich parszywy
śmiech. Chciałem stamtąd odejść, chociażby zamienić się w szczura, by nie
musieć na to patrzeć. Rozejrzałem się dookoła, jednak żaden z trzech
przechodzących czarodziejów nie zwrócił uwagi na dramat, który rozgrywał się
niedaleko, bardziej byli zajęci własnymi sprawami.
Jeden z napastników pchnął ją na ziemię, rozdzierając przy tym przód
zielonej sukienki i ukazując prosty, jasny stanik. Nie widziałem jego twarzy,
gdyż stał do mnie tyłem, lecz mogłem wyobrazić sobie pojawiający się na niej
lubieżny uśmiech.
Dziewczyna próbowała cofać się na leżąco, jednak po chwili przestała i
jedynie wymachiwała nogami. To drugi z napastników musiał rzucić na nią jakieś
zaklęcie. Krzyknęła. Ten dźwięk rozdarł mnie od środka. Nie mogłem tego
słuchać, lecz nadal stałem i słuchałem. Jak na ironię losu akurat teraz nikt
tędy nie przechodził.
Napastnik, który w tamtej chwili nie celował różdżką w dziewczynę, pochylił się nad nią. Grzebał chwilę przy własnych spodniach, po czym rozchylił
jej nogi i rozdarł spódnicę, ukazując białe majtki. Z przerażeniem
zorientowałem się, że teraz nie mogła ruszać ani rękami, ani nogami.
Unieruchomili całe jej ciało. Jednak nadal krzyczała, wzywając pomocy, która
nie nadchodziła. Rogacz i Łapa by się nie wahali. Jednak ja nie byłem moimi
przyjaciółmi.
Facet zdarł z niej bieliznę i odrzucił na bok, śmiejąc się przy tym
lubieżnie. Nie słyszałem tego, gdyż w uszach dzwonił mi jedynie jej krzyk, ale
mój umysł działał wbrew mojej woli, ubarwiając całe zajście.
Nie mogłem na to dłużej patrzeć, nie chciałem, aby ten gwałt nawiedzał
mnie w snach przez najbliższe miesiące lub nawet do końca życia. Był to
najwyższy czas, aby się stamtąd wynosić. Uciec do domu i na Pokątną wrócić w
innym terminie.
Jednak nogi, zamiast w stronę dziurawego Kotła, poniosły mnie wprost do
tej uliczki i napastników.
– Zostawcie ją, bydlaki! – krzyk wydobył się z moich ust, chociaż wcale
tego nie planowałem. Ten z różdżką odwrócił się w moją stronę, drugi nadal
zajęty był dziewczyną, chyba nie zdawał sobie sprawy, że mój głos miał na myśli
jego.
Trząsłem się ze strachu, ale ciało, wbrew mojej woli, pchało mnie
naprzód. Jakby ktoś inny nim wtedy kierował. Przecież nie chciałem tej
konfrontacji. Jak mogłem sobie sam dać radę z tą dwójką? Bez Rogacza, Łapy czy
Lunatyka.
Moje ciało wyjęło zza pazuchy różdżkę i skierowało ją na tego gapiącego
się na mnie.
Drętwota, oznajmił umysł.
Błysnął strumień czerwonych iskier, który ugodził napastnika w pierś,
zanim zdążył zareagować i obronić się tarczą. Padł na ziemię.
Moje oko zarejestrowało, że dziewczyna znów mogła się ruszać. Wiła się
i wierciła, by uwolnić od drugiego bydlaka, który dopiero w tamtym momencie
zorientował się, że coś jest nie tak. Odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie.
Miałem ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, ale ciało nie chciało słuchać.
Gdy wzrok tamtego spoczął na mojej różdżce, wstał gwałtownie.
– Petrificus
totalus.
Napastnik zdążył uchylić się przed zaklęciem, które wydobyło się
z mojej różdżki. Zamiast w niego, trafiło w ścianę budynku, żłobiąc w niej małą
dziurę. Facet deportował się z głośnym hukiem.
Wtedy usłyszałem głośny szloch dziewczyny. Gdy na nią zerknąłem,
siedziała, plecami opierając się o mur, z nogami przyciśniętymi do piersi.
Starała się okryć postrzępioną sukienką, jednak na niewiele się to zdało.
Potargana kurtyna brudnych od piasku włosów zasłaniała pół twarzy. Druga
połowa wyglądała okropnie. Oczy były pełne przerażenia. Strumienie słonych łez
żłobiły drogę po bladych policzkach. Łączyły się one z krwią płynącą z
płytkiego rozcięcia na podbródku.
Przez chwilę stałem jak sparaliżowany, jakby moje ostatnie zaklęcie to
mnie trafiło, a nie budynek. Nie wiedziałem, co miałbym zrobić. Nigdy nie
znalazłem się w takiej sytuacji. To nie ja byłem bohaterem. Rogacz i Łapa
zbierali wszystkie laury.
Adrenalina minęła. Obca siła wycofała się i znów ciało i umysł należały
tylko do mnie. I w końcu musiałem coś zrobić. W oddali rozległ się grzmot.
Jeszcze by tego brakowało, aby zaczęło padać. Jednak wiedziałem, że nie mam w
życiu szczęścia, więc wszystko mogło się zdarzyć.
Po chwili zdjąłem swoją pelerynę i okryłem nią dziewczynę. Otuliła się
nią szczelnie, jednak nadal nic nie powiedziała, a ja przykucnąłem przy niej,
nie wiedząc, co robić dalej. Napastnik, którego powaliłem, wyparował z moich
myśli. Zaklęcie powinno działać jeszcze przez jakiś czas. Do tej pory miałem
nadzieję zniknąć stąd i nigdy się tu nie pokazywać.
Dziewczyna spojrzała na mnie jakby z jakimś niemym błaganiem. Wtedy ją
rozpoznałem. A ta wiedza uderzyła we mnie
jak grom z jasnego nieba. Patrzyłem wprost na prefekta Krukonów.
Dziewczynę z mojego rocznika, jednak nie potrafiłem przypomnieć sobie jej
imienia czy nazwiska. Nigdy nie zwracałem na nią większej uwagi. Staraliśmy się
ją omijać, jak każdego prefekta, który mógłby zniszczyć nasze dowcipy. Wyjątek
stanowili Ślizgoni, ale to inna historia.
Musiała mnie rozpoznać, bo po chwili wtuliła twarz w moją pierś, łkając
jeszcze głośniej. Nie wiedząc, jak miałbym zareagować, nie zrobiłem nic.
Rozległ się kolejny grzmot. Drugie ostrzeżenie, aby uciec stamtąd jak
najdalej. Jednak nie posłuchałem. Zostałem, powodując lawinę późniejszych
wydarzeń. Pierwsza kostka domina poszła w ruch.
– Dziękuję, Peter – szepnęła.
Gdy wypowiedziała moje imię, lunął deszcz. Mokre bicze padały na nas
bez litości. Wiedziałem, że jeżeli nie ruszymy się stamtąd, przemokniemy,
złapiemy przeziębienie lub coś jeszcze gorszego.
Pomogłem jej stanąć na nogi. Jednym machnięciem różdżki przywołałem do
siebie upuszczone i już mokre książki. Dziewczyna uwiesiła się mnie, jakby
nie miała sił iść o własnych siłach. Po chwili jej włosy stały się mokre i
przykleiły się do twarzy. Gdy tak szła okryta moją peleryną, nic nie wskazywało
na to, aby przed chwilą stało się coś złego.
Zaprowadziłem ją do Dziurawego Kotła, by mogła użyć sieci Fiuu i dostać
się do domu. Chciałem iść w jej ślady, lecz musiałem ochłonąć. U barmana
zamówiłem szklaneczkę Ognistej Whisky, która po kilkudziesięciu minutach
zamieniła się w piątą lub szóstą. Chciałem zapomnieć o tym, co zaszło, lecz nie
potrafiłem. Ciągle słyszałem jej krzyk, widziałem jej pełne przerażenia
spojrzenie.
Mój anioł pozostał w moich snach już na zawsze. A później pozostało
jedynie cierpienie. Gdybym wtedy jej nie pomógł, wszystko mogłoby potoczyć się
inaczej. Jednak domino zostało wprawione w ruch. Przewracały się już kolejne
kostki, chociaż sam nie zdawałem sobie z tego sprawy.
~ * ~
Z drobnym opóźnieniem, ale ostatnio jestem
trochę zajęta. Tak to jest jak się dorwie w łapki nową grę i za wszelką cenę
chce się ją skończyć. Kolejna za dziesięć, czternaście dni, bo muszę kocówkę
napisać jeszcze raz, a z powodu wyjazdu będę mieć mniej czasu.
Jeszcze nie rozsyłałaś powiadomień, ale ja obserwuję twojego bloga i jestem wcześniej ;).
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wrzuciłaś już nową notkę i cieszę się także, że nie zapominasz o mrocznym klimacie tamtych czasów. Uwielbiam czytać ff, w których jest dużo mroku, są o wiele bardziej interesujące niż czytanie o samej sielance ;)).
Peter musiał czuć się bardzo samotny bez przyjaciół, ale jak był sam, to czuł się mniej pewnie i nie poszedł za Smarkiem, ale póxniej z tą dziewczyną to wykazał się odwagą, nie spodziewałabym się tego po nim. Wprawdzie taki gwałt niezbyt mi pasuje do klimatu HP, no ale sam fakt, że Peter stanąl w obronie tej dziewczyny, mimo że nie miał za plecami odważniejszych kumpli. I coś widzę, że chyba coś tam po cichutku do niej zaczyna czuć, pewnie jeszcze nie raz będzie rozmyślał o tej sytuacji i ich spotkaniu.
Bardzo dobrze się czytało ;))).
Na początku myślałam, że Peter stchórzy. Jednak on wstawił się za tą dziewczyną. Czyżby to była właśnie ta, którą Pettigrew opisuje w prologu? I dlaczego przyłączy się do Voldemorta właśnie z powodu tego wydarzenia? Och, najchętniej przeczytałabym całe opowiadanie od razu, ale lubię to zniecierpliwienie czekając na kolejny rozdział ;D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
PS Pytania są tylko retoryczne XD
No byłam prawie pewna, że Peter zwieje. W końcu to do niego pasowało. Jednak to było bardzo szlachetne z jego strony, że postanowił jej pomóc, mimo tego, że właśnie od tamtego wydarzenia wszystko się zaczęło.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, gdyby poszedł wtedy za Snape'm wszystko potoczyłoby się inaczej. Ponabijałby się z niego, nie spotkał tej dziewczyny i niczym by się nie przejmował. Byłaby to wspaniała sielanka.
Chociaż mimo wszystko, dobrze się stało, że zareagował w taki, a nie inny sposób.
I że tak powiem, wtrącasz tam narrację Petera-szczura. Fajny pomysł, fajny.
Weny życzę!
Pozdrawiam!
“...teraz nie mogła ruchać ani rękami, ani nogami“ - ruszać
OdpowiedzUsuń“...gdyż stał do mnie Tylem“ - tyłem
To tak z błędów, które dostrzegłam. Źle się co prawda czuję wypominając je innym bloggerom, bo sama strzelam literowkami u siebie, a przez wadę wzroku nie mogę ich wszystkich dostrzec, ale pomyślałam, że skoro już zauważyłam te dwa to Ci je wypiszę i szybko sobie poprawisz :)
Odnośnie rozdziału. Był niezwykle ciekawy. O tym, że ponury wspominać nie bede, bo w tych latach życia Glizdogona raczej kolorowo nie było.
Rzeczywiście, wszystko mogłoby się inaczej potoczyć, ale życie jak to życie - kocha platac figle i sprawiać... niespodzianki.
Niemniej jednak uważam, ze Peter zachował się naprawdę odważnie stając w obronie Krukonki.
Z pewnością Syriusz, James i Lunatyk byliby dumni z niego - przynajmniej moim zdaniem.
Szkoda, że ten czyn później przyniesie za sobą bardziej okrutne wydarzenia.
Z niecierpliwoscią oczekuję dalszych wydarzeń.
Pozdrawiam serdecznie :)
Widzę, że koleżanka nade mną wyłapała te same błędy, co ja ^^ ;)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę pełen emocji. Ten gwałt, do którego na szczęście nie doszło - okropność. Faktycznie, aż strach się było za tamtych czasów z domu ruszyć. Bardzo dobrze oddałaś mroczny klimat. No i zachowanie Petera. Niby tchórz, niby chciał uciec, a jednak jego własne ciało mu na to nie pozwoliło. Dobrze, że pomógł tej dziewczynie. Może nie jest tak odważny jak jego przyjaciele, ale przecież nie można przejść obojętnie obok cudzego cierpienia, przynajmniej według mnie. Do tego kojarzył tę dziewczynę i pewnie spotka ją teraz w szkole. Bardzo mnie ciekawi, jak to się dalej potoczy. I gdzie zmierzał Snape?
Oj tak,gry to niezłe zjadacze czasu :>
Pozdrawiam!
Muszę przyznac, ze w tym rozdziale Peter zadziwił mnie pozytywnie. Najwyraźniej podnwolywem adrenaliny podejmujandecyzje, troche wbrew sobie,ale odważne.
OdpowiedzUsuńTak to już czasem bywa, że ludzie nie chcą być zamieszani w jakiekolwiek wypadki itp. To bardzo smutne, lecz niestety taka już jest rzeczywistość. Człowiek patrzy na siebie, ignorując innych. Peter zachował się po bohatersku, to piękne, że pomógł tej Krukonce, i to bez żadnej pomocy Łapy czy Rogacza:)
OdpowiedzUsuńCzekam na next:)
Całuję:**
Jestem pod wrażeniem, że odważył się jej pomóc. Przecież to, co oni zamierzali jej zrobić... Jestem przerażona. Tym bardziej, że dziewczyna, będąc unieruchomioną, w ogóle nie mogła się bronić. Dobrze, że Peter tamtędy akurat przechodził. Jetem ciekawa, jaki wpływ będzie miała ta dziewczyna na jego dalsze losy. Cóż, z tego, co zrozumiałam, to raczej negatywne. No, ale najważniejsze, że ją uratował. Postąpił tak, jak powinien. Pewnie niejedna osoba ulotniłaby się stamtąd ze strachu przed napastnikami.
OdpowiedzUsuńNo nieźle, nigdy bym się nie spodziewała że Glizdogon zdobędzie się na taką odwagę. Rozdział bardzo dobry. Pozdrawiam ; )
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za poślizg, ale ostatnio jestem zakręcona i na nic nie mam czasu. Ale dzisiaj znalazłam wolną godzinę i oto jestem! I już przestaję gadać o sobie.
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest świetny, podoba mi się milion razy bardziej niż poprzedni. A tamten przecież również był bardzo dobry.
Wow. Peter mnie zaskoczył, nie powiem. I chociaż gwałt jakoś nie pasuje mi do Hogwartu, to cała sytuacja rzeczywiście była okropna. A Glizdogon-bohater, chociaż ciągle go nie lubię, jest ciekawy. Byłam wręcz pewna, że stchórzy, a tu proszę. Miła niespodzianka. I chociaż nie miał ze sobą przyjaciół (którzy swoją drogą ostatnio żyją własnym życiem) to wykazał się olbrzymią odwagą. A cały wątek tej dziewczyny jest... Magiczny. Jestem pewna, że Peter jeszcze nie raz powróci do niej w myślach. Może to będzie nawet coś więcej, kto wie?
Pozdrawiam.
Niemal do końca byłam pewna, że ucieknie a potem znajdzie jakiś sposób, by wyciszyć wyrzuty sumienia. Zaskoczyłaś mnie :) Zarówno tym, że nawet wbrew sobie zareagował i w pojedynkę udało mu się przegonić napastników. Jednak czytając myśli Petere wydaje się, że jest wręcz niezadowolony z tego, że pomógł dziewczynie zamiast być dumny. Zastanawiam się teraz czemu? Wspominał, że to wydarzenie wprawia w ruch pozostałe, ale dlaczego? I jak złe wywołuje skutki, że wolał by stało się inaczej?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie ;)
Na początku przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio nie mam na nic czasu. Szkoła pochłania go aż w nadmiarze.
OdpowiedzUsuńJednak już jestem i muszę napisać, że rozdział był świetny ;) Tak w sumie to trochę jest mi żal Petera. Musiał czuć się bardzo samotnie, kiedy przyjaciele nieznacznie się od niego odsunęli.
Zaskoczył mnie, że wstawił się za tą dziewczyną. Byłam przekonana, że stchórzy. W końcu to w jego stylu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak cieszę się, że zachował się w inny, niespodziewany sposób.
Jestem ciekawa, co wydarzyło się później i czemu żałuje swoje czynu?
Pozdrawiam1
Ach... No nareszcie jestem^^
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo podobał mi się ten rozdział. Nie pomyśl sobie, że to przez ten gwałt, bo aż taką sadystką nie jestem. Nie wiem nawet jak to ubrać w słowa, po prostu się zakochałam w tym rozdziale.
Glizdogon musi się czuć samotny bez przyjaciół, bo błądził po ulicy Pokątnej jak po bezkresnej pustyni.
Opis samego miejsca był naprawdę magiczny. Mimo, że Ulica Pokątna już dawno straciła swój czar, bo w trakcie twojego opowiadania jest zabitą dechami dziurą, to nadal ma swoją magię. Nie wiem co mam powiedzieć. To już kolejny raz kiedy zaniemówiłam.:*
Hmm... Na początku byłam pewna, że Peter stchórzy. Dałabym sobie rękę uciąć, że tak by właśnie było. Nie miał w końcu przy sobie swoich dzielnych przyjaciół. A jednak się odważył. Wiesz co? Dzięki Tobie chyba zaczynam lubić tę postać. Naprawdę go podziwiam go za pomoc Krukonce. To było z jego [podkreślam słowo "jego"] strony bardzo bohaterskie. W końcu trzeba zważyć na to, ze to nie jest James albo Syriusz.
Nie mogę się doczekać nowego, wspaniałego rozdziału:*(
Całuję:*
Eileen:*
A jak zawsze spóźniona. No cóż... nawet nie wiem czy jest sens przepraszać.
OdpowiedzUsuńZajmę się więc rozdziałem.
Coraz bardziej lubię Petera. Właściwie ta postać daje tyle możliwości! Szkoda, że autorki mają na nią tak mało czasu. Za to jak już jakaś weźmie się za niego to wychodzi cudo. Jak i w Twoim przypadku.
Rozdział bardzo, bardzo... wzruszający? miałam wrażenie, że to moment w którym Peter zamienia się w mężczyznę. Ani przez moment nie wątpiłam, że jej pomoże. To wrażliwy człowiek i nie potrafiłby o tym zapomnieć. Chociaż idealnie wplotłaś tam chęć ucieczki. To mu nadała autentyczności.
Jedynie co mnie wkurzało to wszechobecne zdanie "Nie jest przecież Syriuszem czy Jamesem.". Ja wiem, że to jego filozofia. Że to JEGO myśli. Ale wkurza mnie takie rozumowanie. Przecież nie jest znowu ostatnią ciotą.
Na deserek zostawiłam sobie bezimienną dziewczynę. I właściwie napomknę o niej tylko tyle, że ciekawa jestem co będzie w Hogwarcie.
Weny ^^
Przepraszam, że tak późno, ale Maja to stworzenie niezorganizowane i jak nagle się zrobiło dużo zajęć, to Maja nie ogarnia.
OdpowiedzUsuńAle przechodząc do rzeczy.
Jestem pod wrażeniem. Nigdy nie posądziłabym Glizdogona o tak odważny czyn, a tu proszę.
Podoba mi się ten początkowy opis Pokątnej. Naprawdę dobrze to oddałaś. I ta społeczna znieczulica, która podczas wojny tylko się pogłębia... Można zabić człowieka na środku ulicy w południe, a wszyscy bardzo starannie tego nie zauważą.
I opis sytuacji bardzo realistyczny. Wyświetlało mi się to w głowie jak film.
Ciekawe, jak będą wyglądać relacje Petera i Krukonki po powrocie do szkoły.
I oczywiście zakończenie również interesujące. Jakie będą te kolejne kostki domina?
Pozdrawiam :)
Bardzo mi się podobało zachowanie Petera wobec tej dziewczyny, takie niepodobne do niego. Mam nadzieje, że będziesz nas jeszcze nieraz zaskakiwać. Masz talent do opisów, Pokątna obrazuje sugestywnie stan duszy Pettigrewa.
OdpowiedzUsuńKurcze teraz to mnie zatkało że Peter mógł być taki ... coraz bardziej mnie to wciąga ! ;)
OdpowiedzUsuńhttp://destroyerofevil-elitamagow.blogspot.com/
uaaaau *-* Niesamowite.. Brak mi słów.
OdpowiedzUsuń