poniedziałek, 17 września 2012

Spowiedź zdrajcy II



sierpień 1977
Nad Londynem zebrało się więcej chmur. Błękit nieba całkiem zniknął za szarą zasłoną. Burza wisiała w powietrzu i nic nie mogło powstrzymać deszczu od zmoczenia ziemi. Pozostawało tylko pytanie, kiedy to nastąpi.
Ulica Pokątna także nie poprawiała mi nastroju zniszczonego przez poranny list. Nieliczne sklepy zostały otwarte. Większość właścicieli wolała siedzieć ukryta w domach. Niektórzy nie mieli do czego wracać.
Pokątna powoli popadała w ruinę. Coraz więcej sklepów powoli zaczynało zmieniać się w kamienne bloki z powybijanymi szybami, drzwiami zabitymi deskami, pustymi, mrocznymi wystawami, na których kiedyś kolorowy towar zachęcał do zakupu. Tylko Bank Gringotta się nie zmienił. Biały budynek górował nad sklepikami i tylko gobliny nie mogły narzekać. Czarodzieje potrzebowali skarbca, nawet śmierciożercy.
Wszystko wyglądało przygnębiająco dla samotnego wędrowca, gdybym mógł być tutaj z przyjaciółmi, wszystko wyglądałoby o wiele lepiej. Ta czerń i szarość mogłaby nawet przybrać jasne barwy, ale tak pozostawała jedynie czernią. Taką samą, jak ta, która powoli zaczynała zagłębiać się w moim sercu.
Rozglądałem się w nadziei, że jednak uda mi się zobaczyć gdzieś Lunatyka, który, tak jak ja, postanowiłby wybrać się na zakupy, podczas gdy Rogacz i Łapa nas wystawili. Jednakże nigdzie nie wypatrzyłem znajomej sylwetki przyjaciela.
Pomimo soboty i zbliżającego się wielkimi krokami początku roku szkolnego, niewiele czarodziejów spacerowało po brukowanej ulicy. Nieliczni, których zobaczyłem, starali się jak najszybciej załatwić wszystkie sprawunki i wrócić do domu. Młodzież i dzieci policzyć mogłem na palcach obu rąk. Wszędzie widziałem tylko ponure twarze, które rozglądały się z trwogą, jakby zza rogu miał zaraz wyskoczyć jakiś śmierciożerca i pozabijać wszystkich.
Ta barwna ulica, którą zapamiętałem, gdy miałem jedenaście lat stawała się ruiną. Jeżeli wojna potrwa dłużej, zniknie całkowicie i już nigdy nie podniesie się na nogi albo wchłonie ją ulica Śmiertelnego Nokturnu. Coraz więcej sprzedawców zamykało swoje interesy, liczba sklepów kurczyła się, za to rosła ilość maleńkich straganów, gdzie podejrzane typy sprzedawały amulety ochronne i inne badziewia, które nie działały. Chyba tylko ich (nie licząc śmierciożerców i Sam-Wiesz-Kogo) nie obchodziło życie ludzkie, byleby tylko zarobić. Świat powoli staczał się na dno.
W oddali mignęła mi sylwetka wysokiego chłopaka w czarnej pelerynie o tłustych, okalających twarz włosach i haczykowatym nosie. Przemykał się przy ścianach budynków, by po chwili zniknąć w jednej z bocznych uliczek. Zastanawiałem się, czy nie podążyć za nim i nie podokuczać mu, ale ostatecznie zmieniłem zdanie. Samemu nie miało to sensu, cała frajda znikała. Rogacz i Łapa by się nie zastanawiali, jednak nie musieli wiedzieć, że pozwoliłem uciec Smarkerusowi.
Chociaż zastanawiałem się, co mógł tu robić. Może spotykał się z jakimś podejrzanym towarzystwem. Z takim jak on wszystko stawało się możliwe. Równie dobrze już mógł należeć do zwolenników Sam-Wiesz-Kogo lub nawet zagęszczać szeregi śmierciożerców. Gdybym go przyłapał, mógłbym liczyć na nagrodę i na wielkie uznanie ze strony przyjaciół. Przestałbym być wiecznym nieudacznikiem i tchórzem. Jednak nie zrobiłem tego, coś mnie powstrzymało.
Czy teraz tego żałuję? Tak. Może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. O ile w ogóle szedł na spotkanie ze zwolennikami Czarnego Pana.
Nadal rozglądając się za Lunatykiem, postanowiłem jak najszybciej załatwić wszystkie sprawunki. Mógłbym wtedy wcześniej wrócić do domu i… I znów się nudzić, jak podczas ostatniego tygodnia. Odkąd wróciłem z dwutygodniowych wakacji w Dolinie Godryka, w domu Rogacza, niewiele miałem do robienia. Wszystko traciło sens i z niecierpliwością wyczekiwałem pierwszego września. A wcześniej dzisiejszego dnia, gdy znów mieliśmy się spotkać.
Stało się to, gdy wychodziłem z Esów i Floresów, trzymając torbę pełną nowych książek. Może gdybym wtedy wybrał inną drogę, inną kolejność sklepów, nic by się nie stało. Ale stało się i już się nie odstanie.
Zobaczyłem dwóch, wyrośniętych, zakapturzonych typków, którzy przycisnęli dziewczynę do ściany jednego z opuszczonych budynków w bocznej, mało uczęszczanej uliczce. Jej potargane blond włosy okalały twarz. W szarych oczach widziałem jedynie strach.
Zabrali jej różdżkę i nie mogła się bronić. Słyszałem ich parszywy śmiech. Chciałem stamtąd odejść, chociażby zamienić się w szczura, by nie musieć na to patrzeć. Rozejrzałem się dookoła, jednak żaden z trzech przechodzących czarodziejów nie zwrócił uwagi na dramat, który rozgrywał się niedaleko, bardziej byli zajęci własnymi sprawami.
Jeden z napastników pchnął ją na ziemię, rozdzierając przy tym przód zielonej sukienki i ukazując prosty, jasny stanik. Nie widziałem jego twarzy, gdyż stał do mnie tyłem, lecz mogłem wyobrazić sobie pojawiający się na niej lubieżny uśmiech.
Dziewczyna próbowała cofać się na leżąco, jednak po chwili przestała i jedynie wymachiwała nogami. To drugi z napastników musiał rzucić na nią jakieś zaklęcie. Krzyknęła. Ten dźwięk rozdarł mnie od środka. Nie mogłem tego słuchać, lecz nadal stałem i słuchałem. Jak na ironię losu akurat teraz nikt tędy nie przechodził.
Napastnik, który w tamtej chwili nie celował różdżką w dziewczynę, pochylił się nad nią. Grzebał chwilę przy własnych spodniach, po czym rozchylił jej nogi i rozdarł spódnicę, ukazując białe majtki. Z przerażeniem zorientowałem się, że teraz nie mogła ruszać ani rękami, ani nogami. Unieruchomili całe jej ciało. Jednak nadal krzyczała, wzywając pomocy, która nie nadchodziła. Rogacz i Łapa by się nie wahali. Jednak ja nie byłem moimi przyjaciółmi.
Facet zdarł z niej bieliznę i odrzucił na bok, śmiejąc się przy tym lubieżnie. Nie słyszałem tego, gdyż w uszach dzwonił mi jedynie jej krzyk, ale mój umysł działał wbrew mojej woli, ubarwiając całe zajście.
Nie mogłem na to dłużej patrzeć, nie chciałem, aby ten gwałt nawiedzał mnie w snach przez najbliższe miesiące lub nawet do końca życia. Był to najwyższy czas, aby się stamtąd wynosić. Uciec do domu i na Pokątną wrócić w innym terminie.
Jednak nogi, zamiast w stronę dziurawego Kotła, poniosły mnie wprost do tej uliczki i napastników.
– Zostawcie ją, bydlaki! – krzyk wydobył się z moich ust, chociaż wcale tego nie planowałem. Ten z różdżką odwrócił się w moją stronę, drugi nadal zajęty był dziewczyną, chyba nie zdawał sobie sprawy, że mój głos miał na myśli jego.
Trząsłem się ze strachu, ale ciało, wbrew mojej woli, pchało mnie naprzód. Jakby ktoś inny nim wtedy kierował. Przecież nie chciałem tej konfrontacji. Jak mogłem sobie sam dać radę z tą dwójką? Bez Rogacza, Łapy czy Lunatyka.
Moje ciało wyjęło zza pazuchy różdżkę i skierowało ją na tego gapiącego się na mnie.
Drętwota, oznajmił umysł.
Błysnął strumień czerwonych iskier, który ugodził napastnika w pierś, zanim zdążył zareagować i obronić się tarczą. Padł na ziemię.
Moje oko zarejestrowało, że dziewczyna znów mogła się ruszać. Wiła się i wierciła, by uwolnić od drugiego bydlaka, który dopiero w tamtym momencie zorientował się, że coś jest nie tak. Odwrócił głowę i spojrzał prosto na mnie. Miałem ochotę uciec gdzie pieprz rośnie, ale ciało nie chciało słuchać.
Gdy wzrok tamtego spoczął na mojej różdżce, wstał gwałtownie.
– Petrificus totalus.
Napastnik zdążył uchylić się przed zaklęciem, które wydobyło się z mojej różdżki. Zamiast w niego, trafiło w ścianę budynku, żłobiąc w niej małą dziurę. Facet deportował się z głośnym hukiem.
Wtedy usłyszałem głośny szloch dziewczyny. Gdy na nią zerknąłem, siedziała, plecami opierając się o mur, z nogami przyciśniętymi do piersi. Starała się okryć postrzępioną sukienką, jednak na niewiele się to zdało.
Potargana kurtyna brudnych od piasku włosów zasłaniała pół twarzy. Druga połowa wyglądała okropnie. Oczy były pełne przerażenia. Strumienie słonych łez żłobiły drogę po bladych policzkach. Łączyły się one z krwią płynącą z płytkiego rozcięcia na podbródku.
Przez chwilę stałem jak sparaliżowany, jakby moje ostatnie zaklęcie to mnie trafiło, a nie budynek. Nie wiedziałem, co miałbym zrobić. Nigdy nie znalazłem się w takiej sytuacji. To nie ja byłem bohaterem. Rogacz i Łapa zbierali wszystkie laury.
Adrenalina minęła. Obca siła wycofała się i znów ciało i umysł należały tylko do mnie. I w końcu musiałem coś zrobić. W oddali rozległ się grzmot. Jeszcze by tego brakowało, aby zaczęło padać. Jednak wiedziałem, że nie mam w życiu szczęścia, więc wszystko mogło się zdarzyć.
Po chwili zdjąłem swoją pelerynę i okryłem nią dziewczynę. Otuliła się nią szczelnie, jednak nadal nic nie powiedziała, a ja przykucnąłem przy niej, nie wiedząc, co robić dalej. Napastnik, którego powaliłem, wyparował z moich myśli. Zaklęcie powinno działać jeszcze przez jakiś czas. Do tej pory miałem nadzieję zniknąć stąd i nigdy się tu nie pokazywać.
Dziewczyna spojrzała na mnie jakby z jakimś niemym błaganiem. Wtedy ją rozpoznałem. A ta wiedza uderzyła we mnie  jak grom z jasnego nieba. Patrzyłem wprost na prefekta Krukonów. Dziewczynę z mojego rocznika, jednak nie potrafiłem przypomnieć sobie jej imienia czy nazwiska. Nigdy nie zwracałem na nią większej uwagi. Staraliśmy się ją omijać, jak każdego prefekta, który mógłby zniszczyć nasze dowcipy. Wyjątek stanowili Ślizgoni, ale to inna historia.
Musiała mnie rozpoznać, bo po chwili wtuliła twarz w moją pierś, łkając jeszcze głośniej. Nie wiedząc, jak miałbym zareagować, nie zrobiłem nic.
Rozległ się kolejny grzmot. Drugie ostrzeżenie, aby uciec stamtąd jak najdalej. Jednak nie posłuchałem. Zostałem, powodując lawinę późniejszych wydarzeń. Pierwsza kostka domina poszła w ruch.
– Dziękuję, Peter – szepnęła.
Gdy wypowiedziała moje imię, lunął deszcz. Mokre bicze padały na nas bez litości. Wiedziałem, że jeżeli nie ruszymy się stamtąd, przemokniemy, złapiemy przeziębienie lub coś jeszcze gorszego.
Pomogłem jej stanąć na nogi. Jednym machnięciem różdżki przywołałem do siebie upuszczone i już mokre książki. Dziewczyna uwiesiła się mnie, jakby nie miała sił iść o własnych siłach. Po chwili jej włosy stały się mokre i przykleiły się do twarzy. Gdy tak szła okryta moją peleryną, nic nie wskazywało na to, aby przed chwilą stało się coś złego.
Zaprowadziłem ją do Dziurawego Kotła, by mogła użyć sieci Fiuu i dostać się do domu. Chciałem iść w jej ślady, lecz musiałem ochłonąć. U barmana zamówiłem szklaneczkę Ognistej Whisky, która po kilkudziesięciu minutach zamieniła się w piątą lub szóstą. Chciałem zapomnieć o tym, co zaszło, lecz nie potrafiłem. Ciągle słyszałem jej krzyk, widziałem jej pełne przerażenia spojrzenie.
Mój anioł pozostał w moich snach już na zawsze. A później pozostało jedynie cierpienie. Gdybym wtedy jej nie pomógł, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. Jednak domino zostało wprawione w ruch. Przewracały się już kolejne kostki, chociaż sam nie zdawałem sobie z tego sprawy.
~ * ~
Z drobnym opóźnieniem, ale ostatnio jestem trochę zajęta. Tak to jest jak się dorwie w łapki nową grę i za wszelką cenę chce się ją skończyć. Kolejna za dziesięć, czternaście dni, bo muszę kocówkę napisać jeszcze raz, a z powodu wyjazdu będę mieć mniej czasu.

18 komentarzy:

  1. Jeszcze nie rozsyłałaś powiadomień, ale ja obserwuję twojego bloga i jestem wcześniej ;).
    Cieszę się, że wrzuciłaś już nową notkę i cieszę się także, że nie zapominasz o mrocznym klimacie tamtych czasów. Uwielbiam czytać ff, w których jest dużo mroku, są o wiele bardziej interesujące niż czytanie o samej sielance ;)).
    Peter musiał czuć się bardzo samotny bez przyjaciół, ale jak był sam, to czuł się mniej pewnie i nie poszedł za Smarkiem, ale póxniej z tą dziewczyną to wykazał się odwagą, nie spodziewałabym się tego po nim. Wprawdzie taki gwałt niezbyt mi pasuje do klimatu HP, no ale sam fakt, że Peter stanąl w obronie tej dziewczyny, mimo że nie miał za plecami odważniejszych kumpli. I coś widzę, że chyba coś tam po cichutku do niej zaczyna czuć, pewnie jeszcze nie raz będzie rozmyślał o tej sytuacji i ich spotkaniu.
    Bardzo dobrze się czytało ;))).

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku myślałam, że Peter stchórzy. Jednak on wstawił się za tą dziewczyną. Czyżby to była właśnie ta, którą Pettigrew opisuje w prologu? I dlaczego przyłączy się do Voldemorta właśnie z powodu tego wydarzenia? Och, najchętniej przeczytałabym całe opowiadanie od razu, ale lubię to zniecierpliwienie czekając na kolejny rozdział ;D
    Pozdrawiam.
    PS Pytania są tylko retoryczne XD

    OdpowiedzUsuń
  3. No byłam prawie pewna, że Peter zwieje. W końcu to do niego pasowało. Jednak to było bardzo szlachetne z jego strony, że postanowił jej pomóc, mimo tego, że właśnie od tamtego wydarzenia wszystko się zaczęło.
    Faktycznie, gdyby poszedł wtedy za Snape'm wszystko potoczyłoby się inaczej. Ponabijałby się z niego, nie spotkał tej dziewczyny i niczym by się nie przejmował. Byłaby to wspaniała sielanka.
    Chociaż mimo wszystko, dobrze się stało, że zareagował w taki, a nie inny sposób.
    I że tak powiem, wtrącasz tam narrację Petera-szczura. Fajny pomysł, fajny.
    Weny życzę!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. “...teraz nie mogła ruchać ani rękami, ani nogami“ - ruszać
    “...gdyż stał do mnie Tylem“ - tyłem
    To tak z błędów, które dostrzegłam. Źle się co prawda czuję wypominając je innym bloggerom, bo sama strzelam literowkami u siebie, a przez wadę wzroku nie mogę ich wszystkich dostrzec, ale pomyślałam, że skoro już zauważyłam te dwa to Ci je wypiszę i szybko sobie poprawisz :)

    Odnośnie rozdziału. Był niezwykle ciekawy. O tym, że ponury wspominać nie bede, bo w tych latach życia Glizdogona raczej kolorowo nie było.
    Rzeczywiście, wszystko mogłoby się inaczej potoczyć, ale życie jak to życie - kocha platac figle i sprawiać... niespodzianki.
    Niemniej jednak uważam, ze Peter zachował się naprawdę odważnie stając w obronie Krukonki.
    Z pewnością Syriusz, James i Lunatyk byliby dumni z niego - przynajmniej moim zdaniem.
    Szkoda, że ten czyn później przyniesie za sobą bardziej okrutne wydarzenia.
    Z niecierpliwoscią oczekuję dalszych wydarzeń.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że koleżanka nade mną wyłapała te same błędy, co ja ^^ ;)
    Rozdział naprawdę pełen emocji. Ten gwałt, do którego na szczęście nie doszło - okropność. Faktycznie, aż strach się było za tamtych czasów z domu ruszyć. Bardzo dobrze oddałaś mroczny klimat. No i zachowanie Petera. Niby tchórz, niby chciał uciec, a jednak jego własne ciało mu na to nie pozwoliło. Dobrze, że pomógł tej dziewczynie. Może nie jest tak odważny jak jego przyjaciele, ale przecież nie można przejść obojętnie obok cudzego cierpienia, przynajmniej według mnie. Do tego kojarzył tę dziewczynę i pewnie spotka ją teraz w szkole. Bardzo mnie ciekawi, jak to się dalej potoczy. I gdzie zmierzał Snape?
    Oj tak,gry to niezłe zjadacze czasu :>
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Muszę przyznac, ze w tym rozdziale Peter zadziwił mnie pozytywnie. Najwyraźniej podnwolywem adrenaliny podejmujandecyzje, troche wbrew sobie,ale odważne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak to już czasem bywa, że ludzie nie chcą być zamieszani w jakiekolwiek wypadki itp. To bardzo smutne, lecz niestety taka już jest rzeczywistość. Człowiek patrzy na siebie, ignorując innych. Peter zachował się po bohatersku, to piękne, że pomógł tej Krukonce, i to bez żadnej pomocy Łapy czy Rogacza:)
    Czekam na next:)
    Całuję:**

    OdpowiedzUsuń
  8. Jestem pod wrażeniem, że odważył się jej pomóc. Przecież to, co oni zamierzali jej zrobić... Jestem przerażona. Tym bardziej, że dziewczyna, będąc unieruchomioną, w ogóle nie mogła się bronić. Dobrze, że Peter tamtędy akurat przechodził. Jetem ciekawa, jaki wpływ będzie miała ta dziewczyna na jego dalsze losy. Cóż, z tego, co zrozumiałam, to raczej negatywne. No, ale najważniejsze, że ją uratował. Postąpił tak, jak powinien. Pewnie niejedna osoba ulotniłaby się stamtąd ze strachu przed napastnikami.

    OdpowiedzUsuń
  9. No nieźle, nigdy bym się nie spodziewała że Glizdogon zdobędzie się na taką odwagę. Rozdział bardzo dobry. Pozdrawiam ; )

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepraszam za poślizg, ale ostatnio jestem zakręcona i na nic nie mam czasu. Ale dzisiaj znalazłam wolną godzinę i oto jestem! I już przestaję gadać o sobie.
    Ten rozdział jest świetny, podoba mi się milion razy bardziej niż poprzedni. A tamten przecież również był bardzo dobry.
    Wow. Peter mnie zaskoczył, nie powiem. I chociaż gwałt jakoś nie pasuje mi do Hogwartu, to cała sytuacja rzeczywiście była okropna. A Glizdogon-bohater, chociaż ciągle go nie lubię, jest ciekawy. Byłam wręcz pewna, że stchórzy, a tu proszę. Miła niespodzianka. I chociaż nie miał ze sobą przyjaciół (którzy swoją drogą ostatnio żyją własnym życiem) to wykazał się olbrzymią odwagą. A cały wątek tej dziewczyny jest... Magiczny. Jestem pewna, że Peter jeszcze nie raz powróci do niej w myślach. Może to będzie nawet coś więcej, kto wie?
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Niemal do końca byłam pewna, że ucieknie a potem znajdzie jakiś sposób, by wyciszyć wyrzuty sumienia. Zaskoczyłaś mnie :) Zarówno tym, że nawet wbrew sobie zareagował i w pojedynkę udało mu się przegonić napastników. Jednak czytając myśli Petere wydaje się, że jest wręcz niezadowolony z tego, że pomógł dziewczynie zamiast być dumny. Zastanawiam się teraz czemu? Wspominał, że to wydarzenie wprawia w ruch pozostałe, ale dlaczego? I jak złe wywołuje skutki, że wolał by stało się inaczej?
    Pozdrawiam serdecznie ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Na początku przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale ostatnio nie mam na nic czasu. Szkoła pochłania go aż w nadmiarze.
    Jednak już jestem i muszę napisać, że rozdział był świetny ;) Tak w sumie to trochę jest mi żal Petera. Musiał czuć się bardzo samotnie, kiedy przyjaciele nieznacznie się od niego odsunęli.
    Zaskoczył mnie, że wstawił się za tą dziewczyną. Byłam przekonana, że stchórzy. W końcu to w jego stylu, a przynajmniej tak mi się wydaje. Jednak cieszę się, że zachował się w inny, niespodziewany sposób.
    Jestem ciekawa, co wydarzyło się później i czemu żałuje swoje czynu?
    Pozdrawiam1

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach... No nareszcie jestem^^
    Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo podobał mi się ten rozdział. Nie pomyśl sobie, że to przez ten gwałt, bo aż taką sadystką nie jestem. Nie wiem nawet jak to ubrać w słowa, po prostu się zakochałam w tym rozdziale.
    Glizdogon musi się czuć samotny bez przyjaciół, bo błądził po ulicy Pokątnej jak po bezkresnej pustyni.
    Opis samego miejsca był naprawdę magiczny. Mimo, że Ulica Pokątna już dawno straciła swój czar, bo w trakcie twojego opowiadania jest zabitą dechami dziurą, to nadal ma swoją magię. Nie wiem co mam powiedzieć. To już kolejny raz kiedy zaniemówiłam.:*
    Hmm... Na początku byłam pewna, że Peter stchórzy. Dałabym sobie rękę uciąć, że tak by właśnie było. Nie miał w końcu przy sobie swoich dzielnych przyjaciół. A jednak się odważył. Wiesz co? Dzięki Tobie chyba zaczynam lubić tę postać. Naprawdę go podziwiam go za pomoc Krukonce. To było z jego [podkreślam słowo "jego"] strony bardzo bohaterskie. W końcu trzeba zważyć na to, ze to nie jest James albo Syriusz.

    Nie mogę się doczekać nowego, wspaniałego rozdziału:*(

    Całuję:*
    Eileen:*

    OdpowiedzUsuń
  14. A jak zawsze spóźniona. No cóż... nawet nie wiem czy jest sens przepraszać.
    Zajmę się więc rozdziałem.
    Coraz bardziej lubię Petera. Właściwie ta postać daje tyle możliwości! Szkoda, że autorki mają na nią tak mało czasu. Za to jak już jakaś weźmie się za niego to wychodzi cudo. Jak i w Twoim przypadku.
    Rozdział bardzo, bardzo... wzruszający? miałam wrażenie, że to moment w którym Peter zamienia się w mężczyznę. Ani przez moment nie wątpiłam, że jej pomoże. To wrażliwy człowiek i nie potrafiłby o tym zapomnieć. Chociaż idealnie wplotłaś tam chęć ucieczki. To mu nadała autentyczności.
    Jedynie co mnie wkurzało to wszechobecne zdanie "Nie jest przecież Syriuszem czy Jamesem.". Ja wiem, że to jego filozofia. Że to JEGO myśli. Ale wkurza mnie takie rozumowanie. Przecież nie jest znowu ostatnią ciotą.
    Na deserek zostawiłam sobie bezimienną dziewczynę. I właściwie napomknę o niej tylko tyle, że ciekawa jestem co będzie w Hogwarcie.
    Weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Przepraszam, że tak późno, ale Maja to stworzenie niezorganizowane i jak nagle się zrobiło dużo zajęć, to Maja nie ogarnia.

    Ale przechodząc do rzeczy.
    Jestem pod wrażeniem. Nigdy nie posądziłabym Glizdogona o tak odważny czyn, a tu proszę.
    Podoba mi się ten początkowy opis Pokątnej. Naprawdę dobrze to oddałaś. I ta społeczna znieczulica, która podczas wojny tylko się pogłębia... Można zabić człowieka na środku ulicy w południe, a wszyscy bardzo starannie tego nie zauważą.
    I opis sytuacji bardzo realistyczny. Wyświetlało mi się to w głowie jak film.
    Ciekawe, jak będą wyglądać relacje Petera i Krukonki po powrocie do szkoły.
    I oczywiście zakończenie również interesujące. Jakie będą te kolejne kostki domina?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Bardzo mi się podobało zachowanie Petera wobec tej dziewczyny, takie niepodobne do niego. Mam nadzieje, że będziesz nas jeszcze nieraz zaskakiwać. Masz talent do opisów, Pokątna obrazuje sugestywnie stan duszy Pettigrewa.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurcze teraz to mnie zatkało że Peter mógł być taki ... coraz bardziej mnie to wciąga ! ;)
    http://destroyerofevil-elitamagow.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. uaaaau *-* Niesamowite.. Brak mi słów.

    OdpowiedzUsuń